czwartek, 30 grudnia 2010

Fargo (1996), Serce nie sługa (2005).

Fargo (1996) – plan był prosty: główny bohater potrzebuje na szybko pieniędzy, zleca porwanie swojej żony. Okup ma zapłacić teść, a kasa zostać podzielona fifty fifty między mężem a porywaczami. Sprawa szybko się komplikuje i z niewinnego porwania staje się historią o poważnych czynach i konsekwencjach. Scenariusz do filmu napisało życie, więc nie będę go chwalić, aczkolwiek realizacja i przekazanie widzowi tematu jest na najwyższym poziomie.
Bracia Coen prezentują opowieść bez żadnych upiększaczy czy dłużyzn, zawarli całą historie w 90 minutach, bez skrępowania zapodają widzowi kolejne fakty z wydarzeń z 1987 roku w malowniczym miasteczku Fargo w Północnej Dakocie. Każda postać ma swoje pięć minut w filmie, nawet mąż głównej bohaterki, robiący jajecznice ciężarnej żonie wczesnym rankiem jest ciekawą kreacją. Fabuła wciąga od pierwszych minut i trzyma w napięciu do końca seansu. Budowanie klimatu należy do najlepszych jakie ostatnio widziałem, po takim filmie chce się więcej dzieł Coenów. Polecam 9/10

Prime (2005) – reżyser obrazu, czyli Ben Younger nie wsławił się żadnym dziełem, Serce nie sługa także przeszło by bez echa gdyby nie dobrze obrana obsada. Film pociągły i uratowały od zapomnienia Meryl Streep oraz Uma Thurman. Zagrały przekonująco, zabawnie miło było oglądać z jednej strony wyśmienity warsztat, z drugiej niebanalną urodę. Każdy może sobie sam dopasować co pasuje do której aktorki.
Film opowiada o 37 letniej kobiecie sukcesu, której życie sercowe zaczyna się od nowa po właśnie podpisanych dokumentach rozwodowych. Na drodze spotyka młodego mężczyznę i mimo wielu wątpliwości angażuje się w związek. Rafi, bo tak nazywa się główna bohaterka, uczęszcza na sesje terapeutyczne, dzieli się z swoimi lekarzem przemyśleniami, szczegółami z życia z nowym partnerem i szuka usprawiedliwienia dla zaistniałej sytuacji.
Pierwsze kilkadziesiąt minut to miłe dla oka aktorstwo, interesujący obyczaj bo na pewno nie komedia i pomimo standardowych rozwiązań scenariuszowych dobrze się ogląda. Jest jedno, co potem było wręcz oczywiste, zaskoczenie, wręcz przewrót fabularny i zapowiada się naprawdę dobrze. Lecz im dalej w las tym reżyser zaczyna się gubić, nie może się zdecydować czym ma być film. Przechodzi z lekkiego klimatu w bardziej poważny, muśnie go, by za chwile powrócić do poprzedniego.
Moja ocena całości, została popsuta właśnie przez ww wątpliwości, niezdecydowanie autora, który początkowo sprzedaje nam przyzwoity obraz, by potem, nie wiadomo po co go komplikować. 6/10

Mam zaszczyt zakomunikować, że Fargo to setny film jaki pojawił się na blogu :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Knight and Day (2010), Sex Drive (2008).

Knight and Day (2010) – zastanawiam się czy mam się narażać odpowiadając na pytanie kto bardziej podobał mi się na ekranie? I, że był to Tom Cruise... Zdziwieni? Partnerką wspomnianego, była Cameron Diaz, jako dziewczyna która zostaje wplątana w aferę o międzynarodowej skali. Za rolę mogę jej postawić dużego plusa, ale uroda już do mnie nie przemawia w żaden sposób.
Fabuła filmu opiera się na ucieczce głównych bohaterów przed zastępami CIA oraz handlarzami bronią którym bardzo zależy na gadżecie jaki jest w posiadaniu agenta specjalnego i przypadkowej blondynki. Roy Miller, zostaje oskarżony o zdradę agencji i za pomocą spotkanej na lotnisku June Havens chce oczyścić swoje imię.
Wybuchowa para to modna ostatnio sensacja o luźnym charakterze, gdzie główne role gra para damsko-męska, trochę na wesoło. Dobrze się ogląda, ciekawe sceny pościgów samochodowych, awaryjne lądowanie samolotu w wykonaniu Cruisa choć mało realne, jest do zaakceptowania. Patrząc krytycznym okiem na całość, można by się czepić kilku szczegółów, scen gdzie nie istniej fizyka czy zdrowy rozsądek, ale po co, film ma bawić i robi to w sposób doskonały. 7/10

Sex Drive (2008) – komedie o amerykańskich nastolatkach szukających dziewczyny odpadają u mnie w przedbiegu. Ale jak często wspominam zaglądam tu i ówdzie i znalazłem ciekawą recenzję Sekspedycji u milczącego krytyka.
Tytuł wyjaśnia wiele z fabuły, dodam tylko, że główny bohater Ian, poznaje dziewczynę w internecie, która chętnie pozbawi go dziewictwa. Przeszkodą jest tylko kawal drogi do przebycia kradzionym samochodem brata. Podróż zaowocuje ciekawymi przygodami, momentami jest zabawnie, a żenujących gagów jest naprawdę mało. Obraz to typowy przerywnik w oglądaniu rzeczy wartościowych, na co czasami sobie pozwalam. Na zimowy wieczór w sam raz. 6/10

środa, 22 grudnia 2010

Trick (2010), Policja zastępcza (2010).

Trick (2010) - Miał to być film o fałszowaniu pieniędzy, przekrętach na najwyższych stanowiskach w kraju, fabuła miała wbijać w fotel za pomocą zwrotów akcji, intryg, spisków, szyfrowanych wiadomości i bóg jeszcze wie czego. Wyszło niemrawo, bez ikry. To jakby oglądać film dla dorosłych z wstydliwym operatorem kamery, który pokazuje wszystko prócz...
Produkt misi zarobić, więc u nas bierze się znanych, lubianych, nie zawsze dobrych, aktorów i się kręci, często niestety niedbale, po łebkach. Byle nawciskać jak najwięcej do scenariusza, zapętlić się, a potem wyjaśnić wszystko w kilka chwil przed napisami. Trick, to pizza z ogromem dodatków, ociekająca tłuszczem z słabej restauracji, kiedy chciało by się dostać dobry, wyrafinowany produkt bez tony żółtego sera i kechupu.
Mimo moich żalów, było coś co rzadkie w polskim filmie, a powinno na dłużej zagościć. Mianowicie, jeśli dobrze sobie przypominam nie słyszałem ani jednego przekleństwa (nie, żeby mi przeszkadzały ale reżyser pokazuje, że czasami można bez ...) oraz aktorzy, mówię tu o Adamczyku i Więckiewiczu, rozmawiali po angielski bez polskiego akcentu!
Polecam zobaczyć mimo wszystko, gdyż polski film który nie przygnębia i nie bije po oczach tandetą zasługuje na uwagę. 5,5/10

The Other Guys (2010) – na jednym z komisariatów w Nowym Jorku, ginie para najlepszych policjantów. Jak można się domyśleć, ktoś musi ich zastąpić. Do tego miana startuje policjant z ambicjami, wydarzenia z przeszłości zatrzymały jego karierę w miejscu oraz gryzipiórek z ciekawym podejściem do życia. Przez dwie godziny panowie robią wszystko by zaimponować komendantowi i pokazać jak bardzo się starają by złapać bandziorów.
Film gdzie główne role grają Will Ferrell oraz Mark Wahlberg (Ferrell odpycha od samego oglądania jego facjaty, dopiero w połowie filmu się przyzwyczaiłem, Wahlberg wielkim aktorem nigdy nie zostanie, po prostu darzę go sympatią) to istna sinusoida, sceny zabawne przeplatają się słabą i momentami żenującą komedią. Gagi często graniczą z dobrym smakiem (orgie bezdomnych w samochodzie jednego z bohaterów, a raczej inspekcja samochodu po), więc albo się uodpornimy albo nie zawracajmy sobie głowy tą sztuką.
Najmocniejszą stroną filmu są związki detektywa Gamble z kobietami i sposób w jaki potrafi je zganić. Nie wiadomo dlaczego ale wszystkie piękności lecą na faceta w idiotycznych okularach, idiotycznym garniturze, wożącego się Toyota Prius. Przykładem tego może być scena, gdzie Gamble „depcze” filmową żonę (w tej roli Eva Mendes, jakby to ująć, hmm, no ładna jest) na każdym kroku, zły ubiór, zła kuchnia przeciętne ciało itp!? 5,5/10

środa, 15 grudnia 2010

Mechanik (2004), Wilkołak (2010).

The Machinist (2004) – Christian Bale zyskał popularność po: Batman Begins, The Prestige, ale film po którym został w ogóle zauważony dla szerszej publiczności to właśnie Mechanik.
Główny bohater pracuje w fabryce, cierpi na bezsenność, schudł do granic możliwości, nie udziela się towarzysko. Jego jedynym zajęciem jest praca i spotkania z prostytutką, jedną osoba której zależy na Treworze. Wydarzenia jakie śledzimy na ekranie są osadzone w dwóch światach: realnym i wyimaginowanym, powodowanym brakiem snu, problemami z psychiką. Koniec końców dowiemy się co było czym, ja nie będę zdradzał, by nie psuć seansu.
Bale zdominował dzieło Andersona (reżyser), autentycznym, szczerym aktorstwem, oraz swoim poświęceniem jakie musiał włożyć w role, dieta jakiej się poddał, była sporym wyzwaniem. Aktor zawładną całym obrazem, wszystko skupia się na nim, reszta obsady jest tylko tłem.
Z rzadka biorę się za kino psychologiczne, gdzie roi się od niedomówień, sekretów, wizji oderwanych od rzeczywistości. Mechanika zobaczyłem z biegu, poszedł impuls i już, nie żałuje. 7,5/10

The Wolfman (2010) – opisywanie interesujących filmów to prosta rzecz, nawrzucanie słabiźnie jest jeszcze łatwiejsze, natomiast streścić swoja opinie o dziele nijakim jest chyba najtrudniejsze. Ponieważ ani się czepiać, a tym bardziej chwalić nie ma za co, niecałe 120 min przelatuje nam przed oczami bez większego problemu ale i bez entuzjazmu.
Jedynie na oprawie graficzne można było zawiesić oko, IX wieczna Anglia wyglądała interesująco, ciekawe zdjęcia, plenery, aczkolwiek już sam wygląd wilkołaka, przeciętny jak na możliwości dzisiejszego kina. Na upartego można jeszcze wspomnieć o klimacie filmu, ponieważ w poprawny sposób oddawał czasy oraz problemy z jakimi stykali się bohaterowie. Nie jest moim zamiarem kogokolwiek odciągać od wilkołaków, jednakowoż* spoglądając na półkę z filmami do zobaczenia, szkoda mi tych dwóch godzin straconych na The Wolfman. 5,5/10

ps: tekst powyżej napisałem jakis czas temu, teraz gdy go czytam i myślę o filmie, przed oczami mam kilka scen i ogólny zarys oraz po przemyśleniu tego wszystkiego, mogę stwierdzić z całą stanowczością, że 2 godziny na The Wolfman nie były tak do końca stracone.


*słówko wyrwane z „Cars”, zawsze mnie bawi, trzeba ratować swój nastrój

czwartek, 9 grudnia 2010

Chłopcy z ferajny (1990), Rambo: Pierwsza krew (1982).

Goodfellas (1990) – De Niro, Joe Pesci i Ray Liotta w filmie Martina Scorsese, zrobili co do nich należało. Reżyser na podstawie książki Nicholasa Pileggi "Wiseguy" oraz prawdziwych wydarzeń, pokazał nam świat gangsterów. Scorsese skupił się na Henry Hillu, przedstawił historię nastolatka, który od zawsze chciał wstąpić w szeregi ludzi wyjętych spod prawa, imponowała mu władza jaką posiadali. Zaczynał od podawania drinków, dostarczania przesyłek a skończył jako szanowany gangster, profesjonalista, człowiek żyjący w oparach alkoholu, narkotyków, władzy, wymuszeń, kradzieży, morderstw.
Obraz zaciekawił mnie od samego początku gdzie widzimy sceny z życia głównego bohatera, on sam komentuje zdarzenia jakich jesteśmy świadkami, przedstawia towarzystwo. Wszystko idzie gładko, kolejne doświadczenia tylko przekonują Henrego, że dobrze wybrał, że gangsterski byt będzie dla niego odpowiedni. Pierwsze kilkanaście minut mija w przyjaznej atmosferze nawet obijanie twarzy listonoszowi, pokazane jest w zabawny sposób (no chyba, że ja mam wypaczony gust), nic tylko rzucić szkołę i dobrze się bawić.
Główna części filmu oddaje realizm podejmowanego tematu, trwa około dwóch godzin ale nie nudzi nawet na moment. Zasługą tego jest oczywiście wymieniona wcześniej śmietanka aktorska jak i sam reżyser. Jako fan kina gangsterskiego, nie dziwią mnie sceny zabijania za błahostkę, bezwzględne egzekucje, problemy z rodziną, kobietami, używkami, a w Chłopcach z ferajny doświadczamy tego na każdym kroku.
Końcówka to ukazany chronologicznie dzień z życia głównego bohatera, jego ostateczny wybór, ciekawe zwieńczenia dzieła. Polecam, klasyk. 8,5/10

First Blood (1982) – Wam też na wspomnienie o pierwszej części Rambo, pojawia się ironiczny uśmieszek na twarzy? Film dobrze wspominany, bo to wspomnienie z dzieciństwa, bo to kasety VHS itd, ale chyba mało kto traktuje First Blood poważnie.
Ja, jako ojciec, mąż, człowiek płacący podatki, w pełni sprawny na umyśle (no, kilka szarych komórek, nigdy już nie wróci), śmiem twierdzić, iż Rambo First Blood to arcydzieło kina rozrywkowego!
Dla przypomnienia, film opowiada o weteranie wojennym. John Rambo po powrocie z Wietnamu, nie radzi sobie z życiem w cywilu. Jego znajomi z oddziału zginęli na polu walki, jedyny ocalały, umarł w domu, zostawiając Johna samego z ciężkim bagażem doświadczeń. Nasz bohater, podczas swojej tułaczki trafia do spokojnego miasteczka z zamiarem zjedzenia posiłku. Natrafia na szeryfa, który daje jasno do zrozumienia, że to nie miejsce dla niego. Owe wypędzenia to przysłowiowa kropa, to początek walki przedstawicieli władz z Bogu ducha winnym żołnierzem.
Film otwiera kultowa już scena na moście, świetny klimat i Sylvester Stallone próbujący z siebie wykrzesać aktora to coś naprawdę niebywałego. Sceny pościgu, skok Johna Rambo z skarpy na choinkę i zszywanie rany, wyglądają bardzo realistycznie. Końcowa scena, gdzie Rambo, daje upust emocją podczas rozmowy z swoim dowódcą, zagrana bardzo dobrze mając na uwadze np. ostatnie dzieło Stallone The Expendables, gdzie moim zdaniem się nie popisał. Polecam 8/10

niedziela, 5 grudnia 2010

Robin Hood (2010), Resident Evil: Afterlife (2010).

Robin Hood (2010) – czytanie, poznawanie opinii innych to podobno dobra rzecz. Rozwija, skłania do myślenia, a to jeszcze nikomu przecież nie zaszkodziło. Tyle, że w przypadku dzieła Scott'a, doszło do tego, że film leżał i czekał na moja uwagę, a twierdzenia, że Crowe jest za stary na Robin Hooda, że film jest za długi, że kilka scen, wątków jest zupełnie niepotrzebnych, kołatały się w mojej głowie na wspomnienie o banicie z łukiem.
Teraz muszę spróbować obalić wspomniane wątpliwości, zaczynając od fabuły. Przedstawiona historia, jest to okres przed tymi prezentowanymi w serialach, dowiadujemy się jak Robin stał łucznikiem o gołębim sercu. Faktycznie niektóre sceny są oderwane od głównego wątku, ale ja odbierałem je jako dodatek do całości. Powiem więcej, chętnie bym zobaczył 6 odcinkowy serial, zmontowany z całego materiału. Bonusy dobrze się oglądało za sprawą Crowe, Blanchett oraz Max'a Sydow. Crowe może i słusznie nie za bardzo pasował wiekiem do odgrywanej roli ale dobrze to tuszował aktorstwem. Ważniejszym zjawiskiem, które spaja film jest postać Marion, zagrana przez wspomnianą wcześniej Kate Blanchett. Kobieta z charakterystyczną urodą, na której temat można dyskutować, ale nie można jest odebrać tego, że jest wspaniałą aktorką. Sceny z jej udziałem jak miały być zabawne to takie były, zagrała tak jakbym tego oczekiwał, jest (jakie to przewrotne stwierdzenie) ozdobą obrazu.
Podsumowując, Robin Hood to dobry film, prezentujący historię legendy, gdzie widać dobrze wydane pieniądze, na stroje, zdjęcie i aktorów. To komercyjny produkt, mający nas zabawić w niegłupi sposób, zarobić pieniądze bez aspiracji na dzieło kultowe, ale to nie wada. 8/10

Resident Evil Afterlife (2010) – jak dotąd seria filmów z Mila Jovovich w roli głównej była dla mnie zadowalająca, spełniała niewygórowane wymagania. Zacząłem przygodę z Resident Evil od trzeciej części, była na tyle interesująca, że zaznajomienie się z pozostałymi częściami było tylko formalnością. Śledząc pobieżnie losy filmu w sieci, ciężko natknąć się na dobre słowa skierowane w jego kierunku. Postanowiłem być przekorny i samemu zobaczyć co oferuje Afterlife.
Początek filmu to trochę akcji, słabe efekty specjalne, naciągane do granic możliwości sceny walki. Pomimo ciężko strawnego startu, oglądałem dalej, tłumacząc sobie, że może się rozkręci i będzie przyzwoicie.
Nie było: fabuły, humoru który mógłby uratować beznadziejne dialogi, brak jakiegokolwiek klimatu, napięcia. Kukiełki przemieszczają się po ekranie, coś mówią miedzy sobą, czasami nawet walczą z „nieumarłymi”, niestety podane w tak okropnie bezpłciowy sposób.
Żeby być uczciwym muszę wspomnieć o jednym interesującym wydarzeniu o zabarwieniu humorystycznym. Tyle, że nie jest to żart zawarty w dialogach, czy tez sytuacyjny, chodzi mi o postać graną przez Wentworth'a Miller'a (sławetny Michael Scofield) Głównym zadaniem Redfield'a, jest pomoc w ucieczce z ..., dokładnie z więzienia! Kiedy jego zadanie wychodzi na jaw, skłonny byłem tylko do wypowiedzenia słowa: seriously? 4/10

środa, 1 grudnia 2010

Eksperyment (2010), Preadtors (2010).

The Experiment (2010) – dziś nie będę się tłumaczył, że nie widziałem oryginału, że nie słyszałem o eksperymencie więziennym, przeprowadzonym na losowo wybranych studentach uniwersytetu Stanford. Dziś, dumny z siebie, mogę napisać, że podejście do filmu z 2010 było świadome z odpowiednim bagażem wiedzy w temacie.
Dzieło Scheuring'a to remake filmu Das Experiment z 2001 roku produkcji niemieckiej. Powtórka z rozrywki udana ale słabsza od oryginału. Historia ta sama, czyli wyselekcjonowana grupa ludzi zostaje poddana eksperymentowi, podzielona na strażników i skazanych, odseparowana od świata zewnętrznego i obserwowana.
W rolach głównych występują Forest Whitaker oraz Adrien Brody, są podporą filmu, ich świetne aktorstwo ratuje film. W szczególności Whitaker, któremu przyszło zagrać rolę w której mógł zaprezentować ciekawy warsztat aktorski. Fabuła różni się od oryginału a tym bardziej od prawdziwych wydarzeń ( tak naprawdę nie zauważyłem nigdzie aby twórcy wspominali coś, ze film jest oparty na..., aczkolwiek jest to raczej oczywiste skąd czerpali natchnienie).
Powiedziałbym, że wersja amerykańska jest bardzo uproszczona, płytka, zmiany w zachowaniu bohaterów pojawiają się za szybko, są nieszczere. Oglądając film, nie czuje się tej atmosfery bezradności z jaką muszą walczyć więźniowie, zdjęciom brakuje autentyczności przekazu który tak paraliżował mnie oglądając dzieło sąsiadów zza Odry. Scenarzyści poszli po najmniejszej linii oporu, nie zgłębili się w psychikę bohaterów, nie potrafili oddać ciężkiej atmosfery panującej w zakładzie, uprości historię do minimum. Zobaczyć można, oryginał trzeba znać. 6/10

The Predators (2010) – znowu Adrien Brody (co się stało z jego głosem, przeziębiony grał czy co?), znowu film który ani ziębi ani parzy. Ponieważ już na początku wiadomo, kto pierwszy zginie (no dobra ja się pomyliłem, ale mój typ zginął jako drugi), że w ostatecznym rozrachunku zostanie dwoje bohaterów i choć nie będzie ckliwego zakończenia z gorącymi całusami to oczywistym jest, iż płeć piękna z odrobina pomocy poradzi sobie na obcej planecie. Zapomniałbym, akcja filmu dzieje się na bliżej nie określonej planecie, gdzie zostają przetransportowani ludzie którym daleko do przyzwoitych obywateli. Zostają zwierzyną na którą poluje tytułowy bohater. Okazuje się, że znany nam Predator to popierdułka i cienias, poznamy nowego, lepszego, większego myśliwego.
Jeśli chcecie zobaczyć bandę szumowin, przestępców która stając na krawędzi urwiska, gdzie widać krajobraz nie znany ziemianinowi, zaskakują się tak jak ja na wiadomość, że będzie kolejna edycja Tańca z Gwiazdami, to tak: zapraszam na film. 6/10

środa, 24 listopada 2010

Chłopiec w pasiastej piżamie (2008), Aviator (2004).

The Boy in the Striped Pyjamas (2008) – Ośmioletni Bruno, mieszka z rodziną w Berlinie, jest szczęśliwym dzieckiem, a czasy w których żyje na razie go nie dotyczą. Możemy się tylko domyślać o umiejscowienie filmu w czasie, ale jest to prawdopodobnie przełom lat 30-40 tych XX wieku. Po awansie ojca, z całą rodziną przeprowadza się do nowego domu. Postawiony przed faktem dokonanym, chłopiec rozpaczliwie szuka przyjaciół. Przypadkiem trafia na Salomona, rówieśnika zamkniętego w obozie pracy. Bruno jako syn niemieckiego oficera jest nieświadomy obecnej sytuacji, kim są Żydzi i jak są traktowani. Chłopcy zaprzyjaźniają się, a Bruno zaczyna odkrywać prawdę.
Aktorstwo jakie zaprezentowali najmłodsi z obsady, jest wyśmienite, niespełna 10-latki zagrali prawdziwie, wzruszająco, profesjonalnie. Film pokazuje emocje dzieci, dążenie do prawdy, ich niewinność. Historia nietypowej przyjaźni, może być postrzegana jako igranie z naszymi emocjami w końcu kogo nie wzruszy krzywdzone dziecko. Jednak twórcy nie przekroczyli granicy, wszystko jest pokazane delikatnie z wyczuciem, tak naprawdę to tylko opowieść o przyjaźni w nieciekawym otoczeniu. Polecam 8/10

Aviator (2004) – gdy zobaczyłem napisy końcowe, w głowie miałem pustkę. Przełożyłem pisanie notatki na później, to później przeciąga się już dobry miesiąc, ciężko mi opisać dzieło Martina Scorsese.
Może po prostu bez zbędnego kombinowania powiem, że film opowiada o człowieku trudniącym się konstruowaniem samolotów, oblatywaniem ich, reżyserią. Działania Hughes'a, jego dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie przyniosło mu ogromny majątek, ale pozbawiło trzeźwego spojrzenia na świat. Wielu geniuszy, wizjonerów miało problemy z samym sobą, ciężko było im sprostać wymogom życia przeciętnego śmiertelnika.
Zastanawiam się w czym problem, obraz trwał prawie trzy godziny z dobrymi kreacjami aktorskimi DiCaprio, Cate Blanchett, przedstawia ciekawą historię, interesującą fabułę, a jednak ciężko jednoznacznie się określić, podać werdykt. Może przez to, że film jest momentami nierówny, losy głównego bohatera oglądamy od strony triumfu, wiedząc, że w głowie kołatają się dziwne myśli. Tak w zasadzie to chyba normalny objaw choroby psychicznej i zdaje sobie sprawę, że ciężko to przenieść na ekran, mimo to, film po prostu czasami się nie klei.
Dobra, napisałem i już do tego wracać nie będę, zapraszam na seans i sami się męczcie z wnioskami. 7/10

środa, 17 listopada 2010

Bazyl. Człowiek z kulą w głowie (2009), The Bravados (1958).

Micmacs à tire-larigot - Bazyl. Człowiek z kulą w głowie (2009) – jeśli myślicie, że tytuł filmu jest przewrotny czy ironiczny, to spieszę z wyjaśnieniem, dzieło pana Jean-Pierre Jeunet jest naprawdę o facecie z kulą w głowie.
Głównego bohatera szczęście opuściło już w dzieciństwie, jego ojciec ginie pod miną przeciwpiechotną a matka zostaje zamknięta w zakładzie psychiatrycznym. Po trzydziestu latach zła passa znowu przypomina sobie o Bazylu. W miejscu pracy, gdzie prawdopodobieństwo śmierci jest bliskie zeru, podczas ogromnego zbiegu okoliczności, zbłąkana kula ląduje wiadomo gdzie. Bazyl, trafia do szpitala, lekarze zostawiają pocisk w głowie z świadomością, że może wybuchnąć w każdej chwili. Po wyjściu ze szpitala, traci pracę i ląduje na ulicy. Stamtąd trafia pod skrzydła specyficznej społeczności w magiczne miejsce gdy w koło istnieje realny świat.
Głównym wątkiem fabularnym jest zemsta Bazyla na dwóch korporacjach produkujących „gadżety” militarne, przez które tak wiele w życiu się wycierpiał. Pomaga mu w tym wspomniana grupka ludzi, indywidualności gotowych poświęcić się sprawie.
Problemem w filmie jest walka świata bajkowego, nierealnego z prawdziwą, brutalna rzeczywistością. Wesołej gromadce za łatwo przychodzi rozprawianie się z gangsterami, do wszystkiego dochodzą z dziecinna łatwością. Rozumiem konwencję filmu, ale wolałbym wybranie jednej strony i trzymanie się tego, przez co film zyskałby na wiarygodności.
Mimo wszystko polecam, aura tajemniczości, baśniowy klimat mogą się podobać. 6,5/10

The Bravados (1958) – przy okazji znajdy, Carry On Cowboy, natrafiłem na kolejny western z tą różnicą, że The Bravados jest na poważnie. Oglądałem film w formacie 4:3, jakość obrazu jak i dźwięku odbiega znacznie od dzisiejszych produkcji, ale początkowe sceny i dobrze zapowiadająca się fabuła pozwoliła przypuszczać, że może być ciekawie.
Okazało się, że miałem rację, obserwujemy ciekawy duet, Gregory Peck oraz Joan Collins, intryga zgrabnie skonstruowana do tego dochodzą tak napisane role, że do końca nie wiadomo kto jest zły a kto dobry, rzadkość w kowbojskim kinie. Polecam, dobre klasyczne kino. 7/10

czwartek, 11 listopada 2010

Leaves of Grass (2009), Carry on Cowboy (1966)

Leaves of Grass (2009) – Edward Norton odtwórca, co ciekawe dwóch głównych ról, zabiera widza w pokręcony świat amerykańskiej wsi. Wcielił się w role bliźniaków, jeden z nich jest szanowanym profesorem filozofii klasycznej, drugi równie inteligentny, tyle, że na swoją karierę zawodową wybrał hodowlę marihuany. Losy braci łączą się gdy jeden z nich wpada w tarapaty, a może mu pomóc jedynie brat bliźniak.
Ciężko określić czym właściwie jest ten film. Ponieważ nie jest to komedia, bywa tylko momentami zabawny, ani film obyczajowy, klasyczny wyciskacz łez, a tym bardziej sensacja traktująca o porachunkach handlarzy narkotyków.
Leaves of Grass, jest wszystkim po trochu. Osobiście cenię Nortona za jego grę, a tu mogłem zobaczyć jego popisy razy dwa. Zapraszam. 7/10

Carry On Cowboy (1966) – po zarzutach mojej rodziny, że za mało czasu poświęcam filmom komediowym, postanowiłem przejrzeć swoje archiwa. Natrafiłem na film z 1965 roku, komedia o zabarwieniu westernowym. Mam wielką nadzieje, że w jakiś sposób zaspokoję najbliższych.
Carry on Cowboy opowiada historię spokojnego miasteczka, Stodge City. Akcja zaczyna się rozkręcać gdy pojawia się tam Rumpo Kid, kowboj wyjęty spod prawa. Oczywiste jest to, iż przejmuje on władze nad miastem i wprowadza nowe reguły, zaczynając od pozbycia się szeryfa. Burmistrzowi nie pozostaje nic innego jak prosić w stolicy o nowego gospodarza. Zostaje nim za sprawą nieporozumień, niedomówień i ogólnego chaosu dyplomowany hydraulik.
Film jak na 45 lat dobrze się trzyma za sprawą zabawnego scenariusza, ciekawych postaci, interesujących gagów. Do naszej dyspozycji mamy: grabarza którego cieszy każdy zgon w miasteczku, miarkę ma zawsze w kieszeni, białego indianina lubującego się w wodzie ognistej, szeryfa całującego zdjęcie mamusi przed snem, piękną kobetę w roli mściwego rewolwerowca. Dobra zabawa. 6/10

sobota, 6 listopada 2010

Rubicon (2010), The A-Team (2010).

Rubicon (2010) – Największe amerykańskie stacje telewizyjne co roku produkują kilkanaście seriali, kilka dostaje następne sezony a tylko nieliczne są emitowane kilka lat wpisując się na stałe w wyobraźnie publiczności. Natomiast sieci kablowe lokują swoje pieniądze bardziej rozsądnie, z racji swojego zasięgu trafiają do mniejszej publiczności. Więc zabiegają o publikę konkretnym produktem i zazwyczaj się to udaje. Przykładem jest stacja AMC, producent Mad Men, Breaking Bad i Rubicon'a właśnie.
API czyli American Policy Institute z siedzibą w Nowym Jorku jest głównym miejscem działań bohaterów serialu. Jest to agencja rządowa zajmująca się wywiadem, analizowaniem zachowań ludzkich, zdarzeń w obszarze bezpieczeństwa narodowego. Główny bohater Will Travers (James Badge Dale, widziany ostatnio w serialu The Pacific) zdolny analityk, odkrywa w krzyżówkach kilku dużych dzienników pewien wzór, coś jak globalny komunikat dla wybranych. Zaczyna się dążenie do odkrycia tajemnicy, rozwiązanie krzyżówkowej zagadki już na początku przynosi tragiczne wydarzenia. Will, oprócz prywatnego śledztwa pracuje z swoim zespołem, przyglądając się siatce terrorystów. Wątki poruszane w serialu mają wspólny mianownik, wszystko jest ze sobą połączone a do całkowitego wyjaśnienia przyjdzie nam poczekać do 13 odcinka.
Wielkim plusem serialu jest, jak już wcześniej wspominałem, producent, czyli kablówka AMC, oraz to, ze historia jest rozpisana na 13 epizodów bez zbędnego naciągania fabuły. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, kilka bardzo ciekawie odegranych ról. Mocną stroną serialu są także sceny, które nie emanują fajerwerkami a są pokazane w frapujący sposób, gdzie każdy gest, spojrzenie, na pozór nic nie znaczące wypowiedzi bohaterów mają kolosalne znaczenia dla fabuły. Świat przedstawiony w Rubiconie, jest tajemniczy, pełen zagadek, ludzi którym nie można ufać, nic do końca nie jest pewne.
Zapraszam do oglądania, czeka Was kilka godzin rozrywki na wysokim poziomie. 8,5/10


The A-Team (2010) – połowa lat 90tych, Polsat raczył nas do znudzenia przygodami rodziny Bundych, MacGyverem i właśnie Drużyną A. Serial należał do gatunku: zabili go i uciekł. Setki wystrzelanych naboi, olbrzymie karambole samochodowe a nasi bohaterowie wychodzili zawsze bez szwanku. Dzieło stacji NBC, cieszyło się sporą popularnością w naszym kraju, przed telewizorami siadały zazwyczaj dzieciaki (co to za wakacje bez Drużyny A), choć starsza widownia także oglądała , bo niby co mieli robić w czasach bez internetu gdzie filmy zdobywało się na bazarze od podejrzanych typków za ciężkie pieniądze.
Kinowa wersja serialu od początku jego produkcji spotkała się z wrogim przyjęciem. Bo niby po co wskrzeszać coś co umarło śmiercią naturalną. Jednakowoż znalazł się odważny reżyser, scenariusz, finanse i oto jest The A-Team ad 2010.
Jak to wszystko wyszło? Dlaczego tyle negatywnych opinii można przeczytać w internecie? Szczerze powiem, że nie wiem. Ponieważ ja, może miałem dobry dzień, może potrzebowałem takiej rozrywki, może ktoś mi czegoś dolał do herbaty ale jestem zachwycony filmem. Tak dobrze czytacie, świetny seans! Nie przeszkadzała mi gra aktorów, absurdalne wyczyny naszej czwórki, czy też przewidywalność scenariusza, po prostu dobrze się bawiłem. 8/10

Ps: Szymalan zgadzam się z tobą tylko w jednym a propos filmu, Sharlto Copley był wyśmienity!

czwartek, 4 listopada 2010

Splice (2009), Cool Hand Luke (1967).

Splice (2009) - modyfikowana żywność leży na pułkach sklepowych, naukowcy informują nas, że znaleźli nowy gen, że wiedzą za co jest odpowiedzialny, a do powołania nowego życia „wystarczy” laboratorium i odrobina szczęścia. Pamiętacie słodką sklonowaną owieczkę? To już dobre kilka lat temu, dziś oficjalnie nie mówi się o klonowaniu ale czy temat jest martwy tego już zwykły zjadacz chleba nie wie.
Twórcy filmu zrobili jeden krok dalej, podają na tacy co może się wydarzyć gdy ludzie zaczynają być sprytniejsi od natury od naturalnych kolei rzeczy. Przedstawiają swoją wersję laboratorium, eksperymenty w trakcie których powstaje nowe życie, a ambitni naukowcy za wszelka cenę chcą zrobić coś więcej, pójść jeszcze dalej. Sprawdzić co powstanie z połączenia ludzkiego DNA z zwierzęcym.
Film zaintrygował mnie od pierwszego obejrzanego zwiastuna, głównie za sprawą ciekawego tematu. Od strony fabularnej, „Istota” prezentuje się dobrze, mimo kilku absurdów, np jak to możliwe, że dwoje ludzi pracuje nad zaawansowanym projektem po godzinach i nikt tego nie zauważa. Reżyser przeprowadza nas gładko przez seans, sprawia, że interesuje nas zakończenie historii. Dzieło jako całość prezentuje się naprawdę przyzwoicie, aczkolwiek najlepsze i najważniejsze w tym wszystkim jest to, że zmusza do myślenia, porusza naszą wyobraźnie i wskazuje: co by było gdyby? A jeszcze jedno: scena z Adriene'm Brody, gdzie spoufala się z „nowym stworzeniem” ostro wbija się w pamięć! 7,5/10

Cool Hand Luke (1967) – czasami warto sięgnąć po starszy film, ale nie po klasyka co to wszyscy go znają, nie po dzieło przełomowe ale po obraz który został nakręcony innymi sposobami co dzisiejsze produkcje, który po prostu jest dobry. Takim właśnie dziełem jest opisywany film z Paulem Newman w roli głównej.
Tytułowy „Nieugięty Luke” zachowuje się jak rozkapryszony 15 latek. Jest lekko duchem, nie potrafi się nudzić, wymyśla na poczekaniu sytuacje za które często musi płacić wysoką cenę. Główny bohater trafia do więzienia gdzie jego stosunek do życia i łamanie reguł na każdym kroku, komplikuje jego życie wśród strażników więziennych.
Ciesze się (który to już raz?), że znalazłem perełkę, dobrze zobaczyć ikonę kina, w roli która odbiega od kanonów amerykańskiej postawy. Obraz z lat 60 tych, gdzie zasady hipisowskie zaczynały przybierać na sile co moim zdaniem ukradkiem przedstawia nam reżyser. 7/10

niedziela, 31 października 2010

K-PAX (2001), Okno na podwórze (1954).

K-PAX (2001) – nie potrafiłem się zabrać za ten film, leżał tak i leżał a ja miałem ciekawsze rzeczy do roboty. Filmy dobieram z wyprzedzeniem, oglądam listę tego co mam, wybieram gatunek który akurat mi pasuje i bam, siedzę przed TV. K-PAX, nie był mi po drodze, ciężko było mi się na niego zdecydować, aż kiedyś coś mnie tknęło, zobaczyłem i byłem pod wielkim wrażeniem.
Wspomniany K-PAX to planeta oddalona od ziemi o lata świetlne (czyli bardzo daleko) a główny bohater, Prot jest jej mieszkańcem. Przybywa na ziemie, obserwuje, spisuje raport by w końcu wpaść w ręce policji, która szybko dochodzi do wniosku, że należy go oddać pod obserwację psychiatryczną. Prot, w tej roli wspaniały, olśniewający Kevin Spacey, trafia pod skrzydła dyrektora Instytutu Psychiatrycznego na Manhattanie. Mark Powell (Jeff Bridges) bada przybysza, stara się postawić diagnozę ale sprawa się coraz bardziej się komplikuje.
Film można podzielić na dwie części: pierwsza to przybycie Prota, jego opowiadania o K-Pax które są bardzo autentyczne jest w nich odrobina magii, chcemy wierzyć, że mamy do czynienia z kimś obcym a nie z człowiekiem chorym psychicznie. Druga część, już bardziej poważna, zaciera się tajemniczy klimat, obserwujemy stosunki doktor-pacjent.
Polecam, film wyjątkowy. 9/10

Rear Window (1954) – kolejny raz muszę napisać, że nie znałem twórczości wielkiego reżysera, tym razem trafiło na Hitchcocka. Widziałem „Ptaki”, ale to było dawno pamiętam tylko stada atakujących ptaków.
„W Oknie na podwórze” śledzimy historię fotografa, który podczas rekonwalescencji złamanej nogi, zmuszony jest do przesiadywania w domu. Jego głównym zajęciem staje się obserwowanie sąsiadów, sprawę ułatwia wysoka temperatura, wszyscy mają odsłonięte okna oraz specyficzna zabudowa osiedla pozwalająca bez trudu zobaczyć intymne szczegóły z życia innych.
Dzieło Hitchcocka to film zagadka, prowadzony bardzo spokojnie, akcja toczy się powoli ale napięcie narasta z każdą minutą. Sprawa staje się momentami oczywista by za chwilę reżyser zrobił z głównego bohatera człowieka o zbyt bujnej wyobraźni a widz nabiera coraz większych wątpliwości. Polecam, bardzo ciekawy seans. 9/10

czwartek, 28 października 2010

Jak wytresować smoka (2010), Hazardziści (1998).

How to Train Your Dragon (2010) – gdy pojawia się ciekawa animacja czekam na polski dubbing, jedna z niewielku rzeczy jakie wychodzą w polskim kinie. Tutaj po zapoznaniu się z oryginalnymi głosami wiedziałem od razu, że zobaczę film z angielskim dubbingiem. Ciekaw byłem w szczególności Butelra jako Stoick – ojciec głównego bohatera, oraz Craiga Fergusona (prowadzący talk-show Late Late Show). Panowie wypadli bardzo dobrze, świetny akcent, każdy miał swój styl, nie wiadomo czy czytać napisy czy delektować się dialogami.
Jak wytresować smoka to historia młodego wikinga, chłopca o filigranowej posturze z zamiłowaniem do prac w kuźni, bez żądzy krwi smoków, czyli nie po tradycji rodzinnej. Na domiar złego Hiccup łapie w sidła jednego z najgroźniejszych smoków, opisywanych w książkach, jako ten z którym się nie walczy, tylko chowa w krzakach i modli o to by odszedł. Stając z potworem twarzą w twarz nie potrafi zrobić mu krzywdy, a z czasem zaprzyjaźnia.
Film ma ciekawa wymowę, uniwersalne przesłanie, mówi o starciach miedzy ojcem a synem, uczy, bawi, umila jesienne, coraz dłuższe i zimne wieczory (musiałem to kiedyś napisać). Polecam. 8/10

Rounders (1998) – nie jestem fanem oglądania filmów w telewizji, niekończące się reklamy, podobny i powtarzający się repertuar, a ciekawostki są upychane w godziny dla nocnych marków. Dlaczego jeden film może być emitowany w każdej stacji kilka razy a drugi nie? Nie będę nad tym się rozwodził, powiem tylko tyle, szkoda, że Hazardziści nie trafili do częstej emisji w polskiej TV.
W kilku słowach można powiedzieć, że Rounders to film o pokerze o ludziach dla których jest on zabawą, pracą, uzależnieniem. Do dziś znałem całe dwa rodzaje tej gry, okazuje się, że odmian jest trochę więcej, że żyjąc w Nowym Jorku można grać w niezliczonych ilościach miejsc a nasz los nie zależy tylko od kart.
W filmie Śledzimy losy Mike'a McDermott (Matt Damon), studenta prawa, który po sromotnej porażce wycofał się z hazardu. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy odbiera swojego przyjaciela z więzienia Lester'a 'Worm' Murphy (Edward Norton) razem wpadają w wir kart, żetonów i długów które szybko trzeba spłacić.
Na koniec dodam, że koniec filmu można przewidzieć nie pod koniec, bo już prawie na początku, mimo to warto znać ten film, nie wszystko będzie tak oczywiste jak może się wydawać (ja się pomyliłem w przypuszczeniach co do fabuły) . Koniec. 7/10

niedziela, 24 października 2010

Dwanaście małp (1995), Koszmar z ulicy Wiązów (2010).

Twelve Monkeys (1995) – to historia więźnia... i tu pojawia się problem. Opisując fabułę, 12 Małp trzeba wspomnieć kilka szczegółów, które mogą zepsuć radość z oglądania czy rozwikłania układanki. Więc przejdę od razu do wrażeń po seansie.
Reżyser, Terry Gilliam od pierwszych minut, ukazuje naszym oczom tajemniczy świat, ciekawe klimatyczne zdjęcia, oraz uchyla rąbka tajemnicy co będziemy oglądać przez następne dwie godziny. Dwie godziny, gdzie widz poddawany jest próbie odgadnięcia czy losy bohaterów potoczą się wedle ich myśli czy podołają powierzonemu im zadaniu i czy wreszcie dowiemy się prawdy o... wspominałem, że niczego nie zdradzę, tak?
Ciekawy scenariusz, dobre wykorzystanie go na ekranie to jedno ale ktoś to przecież musi zagrać. Tutaj główna role odgrywają: Bruce Willis, początkowo dawałem wiarę w jego historię, później już nie byłem taki pewien, co świadczy o interesującym aktorstwie, oraz Brat Pitt. Pojawiła się tylko w 1/3 filmu a jego gra pobrzmiewa przez cały obraz, zagrał z powalającym realizmem, każda chwila Pitt'a na ekranie jest wielce interesującym doświadczeniem. Na górze listy płac pojawiła się także Madeleine Stowe, zagrała poprawnie, bez fajerwerków.
Zawsze chciałem zobaczyć 7 Element i 12 Małp, jestem po obu filmach i śmiało mogę stwierdzić, że ten drugi wygrywa wyścig o moją dobrą ocenę na blogu. 8/10

A Nightmare on Elm Street (2010) – do teraz zastanawiam się co skłoniło mnie do obejrzenia kolejnej części filmu z facetem w pasiastym sweterku. Straszenie widza z ekranu, zaskakiwanie, nawet takie samo przez cały film, zawsze mnie wystraszy i denerwuje, że znowu dałem się nabrać. Przesadnym fanem Frediego też nigdy nie byłem.
Podczas projekcji, dalej szukałem powodu dlaczego bez przymuszenia chciałem oglądać film o koszmarach? Scenariusz jest tak prosty, że wymyślanie ciekawej metafory nie ma sensu. Cała akcja rozbija się o nie zasypianie. Walka ze snem przeważnie kończy się spotkaniem z koszmarem z ulicy Wiązów i wymyślnym unicestwianiu amerykańskiej młodzieży. Aż przychodzi taki moment, że decydujemy się zostać do końca, poniważ pojawiają się wątpliwości, zatajana przeszłość przynosi interesujące informacje o Krugerze, zaczyna się klarować jakaś fabuła.
Nie jest to wielkie kino, średnie też nie, ale można zobaczyć z znajomymi, przy szklance ulubionego napoju, a widok wystraszonej drugiej połówki, bezcenny. 5/10

środa, 20 października 2010

Coś (1982), Lekcja przetrwania (1997).

The Thing (1982) – w amerykańskim ośrodku badawczym na Antarktydzie pojawiają się naukowcy z sąsiedniej placówki, aczkolwiek nie jest to wizyta czysto towarzyska. Norwegowie ścigają psa i wszystko wskazuje na to, że chcą go za wszelką cenę zastrzelić. Sytuacja zaczyna się komplikować, padają strzały w skutek których ginie jeden z przybyszów, zostaje ranny Amerykanin, a człowiek który z takim zacięciem polował na psa ginie od wybuchu granatu. Cała sytuacja jest na tyle dziwna, że należy sprawdzić co wydarzyło się w stacji badawczej Norwegów. Załoga w składzie: Dr. Copper (Richard Dysar) oraz pilot śmigłowca MacReady, (miło popatrzeć na młodego Russell'a) wyruszyli w misję zbadania okoliczności, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń. Po powrocie przywieźli niepokojące informacje na temat tego co widzieli i przywieźli to COŚ i właśnie to COŚ zaczyna wkradać się w szeregi naszych bohaterów, dosłownie się wkrada...
Film kręcony na początku lat osiemdziesiątych, więc nastrój budują aktorzy, muzyka, scenariusz miejsce zdarzeń, a nie komputerowe efekty specjalne. Wszystko o czym wspomniałem przed chwilą stoi na wysokim poziomie, film ogląda się bardzo przyjemnie, no chyba, że ktoś akurat jest w czasie obiadu-nie polecam. Warto zobaczyć 8,5/10

The Edge (1997) - film jak i historia w nim zawarta jest jak setki innych, „Lekcja Przetrwania” ma jednak coś co go wyróżnia wśród tłumu: obsadę. Duet aktorski dzięki któremu film okazuje się ciekawą rozrywką to: Anthony Hopkins jako miliarder, człowiek z ogromną wiedzą, piękną żoną któremu jednak czegoś w życiu brakuje oraz Alec Baldwin w roli fotografa, amanta, człowieka biorącego z życia co najlepsze. Wspomniana para wraz z dwojgiem kompanów wybiera się samolotem na poszukiwanie człowieka dzięki któremu sesja fotograficzna będzie autentyczna i ciekawa.
Gdzieś na początku filmu pada zdanie o tym, że podczas lotu samolotem trzeba uważać na ptactwo, wiadomo zderzenie z stadem ptaków na wysokości niczego dobrego nie wróży. Jak można się domyśleć do takiego spotkanie jednak dochodzi, a samolot ląduje na dnie jeziora znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów od cywilizacji. Bohaterowie są zmuszeni znaleźć drogę powrotną, walczyć z przyrodą, a nawet między sobą.
Film ma kilka wad, niedociągnięć scenariuszowych, ale jako niskobudżetowa produkcja daje satysfakcję z oglądania. 7/10

niedziela, 17 października 2010

Krótko o filmie przedstawia: Jurassic Park, Iron Man 2.

Jurassic Park (1993) – pamiętam jak dziś (no prawie), wrzesień 1993 roku, jako 13 latek wychodzę do kina Kosmos w Katowicach na wieczorny seans, chyba premierowy pokaz. Po powrocie do domu byłem zachwycony filmem, żywymi dinozaurami ogólnie całym wydarzeniem.
Dziś, po upływie 17 lat od premiery, po 17 latach gdzie efekty specjalne znajdują się w innym wszechświecie dzieło Spielberga już tak mocno nie działa na naszą wyobraźnie. Fabuła prócz żywych stworzeń które przecież wyginęły 65 mln lat temu niczym nie zaskakuje. Jest prosta, poukładana, schematyczna, aczkolwiek w latach 90tych film miał się opierać na nowoczesnych efektach specjalnych, więc nie czepiam się scenariusza.
Prehistoryczne stworzenia trącą myszką (nie tylko one, krowa „udająca” się na pożarcie wyglądała strasznie sztucznie) a cała opowieść jest srodze naciągana. No i co z tego... Pierwszą część Parku Jurajskiego warto poznać, aczkolwiek następne sobie podaruję. 6/10

Iron Man 2 (2010) – na dzień dzisiejszy film zarobił około 312 mln dolarów, przy budżecie 200 mln $, więc śmiało można powiedzieć, że osiągnął wielki sukces komercyjny. Ludzie tłumnie przychodzili do kin zobaczyć kolejny raz Iron Mana, płacili za bilety, na szczęście nie ja! Zobaczyłem sobie film w domu, a rozczarowanie po seansie mogłem utopić w szklance mleka i szybko zapomnieć.
Iron Man AD 2010 jest o wiele słabszy od poprzednika, bez scenariusza, bez humoru zrobiony wyłącznie dla pieniędzy. Nie mówię tego, bo spodziewałem się arcydzieła, mówię to jako fan kina akcji, ekranizacji komiksów, ogólnie rzecz biorąc superbohaterów, dobrej zabawy przed ekranem. Dostałem 1,5 h filmu gdzie scenariusz mieścił się chyba na kilku stronach A4, a ostatnie 30 min mimo, że z wielkim wykopem niczego ciekawego do całości nie wniosło. 4/10

niedziela, 10 października 2010

The Ghost Writer (2010), Solomon Kane (2009).

The Ghost Writer (2010) – trochę wstyd się przyznać, ale twórczość Polańskiego jest mi zupełnie obca, bo gdy tak na poważnie zacząłem interesować się kinem, jakieś 2 lata temu, na tapecie nie było filmów które by reżyserował. Teraz nadarzyła się okazja i ciekaw byłem co zaoferuje nasz rodak.
Autor Widmo opowiada o pisarzu, który przyjmuje zadanie stworzenia biografii premiera Wielkiej Brytanii. Niby zadanie jak każde inne, aczkolwiek okoliczności nie sprzyjają spokojnej pracy. Poprzednik zginął w podejrzanych okolicznościach, a premier zamieszany jest w nieczyste interesy na scenie politycznej.
No i czy zostałem usatysfakcjonowany? Hmmm w sumie to tak. Film mimo swoich dwóch godzin i akcji toczącej się bardzo, a momentami jeszcze bardziej powoli podobał mi się. Podobał na tyle, że trzeba będzie sięgnąć po inne dzieła Romana Polańskiego i oczywiście ocenić. 7/10

Solomon Kane (2009) – zazwyczaj bywa tak, że staram się dowiedzieć czegoś o filmie, czytam opinie i z reguły wiem czego się spodziewać. O tej produkcji wiedziałem tylko tyle, że będzie sporo walki wręcz, a główny bohater to człowiek waleczny. Jakież było moje zdziwienie gdy podczas pierwszych scen, oczom mym ukazał się demon, diabeł, zwał jak zwał, zobaczyłem zło! Solomon (główny bohater) po tych wydarzeniach, udaje się do zakonu szukać przebaczenia nowej drogi dla siebie (aha, czyli ów diabeł to tylko metafora, sen mający wstrząsnąć głównym bohaterem za jego niegodziwy żywot). Kane w końcu zostaje wygnany z swojego azylu. Podczas tułaczki spotyka rodzinę, która go przygarnia i traktuje jako przyjaciela i w końcu podczas sceny gdzie mała dziewczynka zamienia się w czarownicę, zacząłem rozumieć o co chodzi.
Dalej jest jeszcze więcej czarnej magii, zła, walki z demonami w sensie dosłownym i tymi z przeszłości. Film to moje klimaty, nie jest dla wszystkich, ale ciekawskim zakończenia historii gorąco polecam! 8/10

poniedziałek, 4 października 2010

Krótko o filmie przedstawia: The Pacific, Batman: Under the Red Hood.

The Pacific (2010) – po ogromnym sukcesie The Band of Brothers, duet producencki Steven Spielberg i Tom Hanks, zapragnęli stworzyć serial w podobnej konwencji ale o wojnie na Pacyfiku, pomiędzy USA a Japonią. Z jednej strony, po kilku zapowiedziach, plus interesująca fabuła, sprawdzeni producenci, czekałem na ten serial, z drugiej jednak strony obawiałem się, że historia o konflikcie Japonia-USA będzie gorsza od poprzedniczki. Konstrukcja obu seriali jest bardzo podobna, początek odcinka to wywiad z weteranami, później już fabularna wersja wojny na Pacyfiku.
The Pacific od strony technicznej wypada bardzo dobrze, sceny batalistyczne, zdjęcia, plenery, autentyczność: wyposażenia, zachowania żołnierzy są prezentowane profesjonalnie i na wysokim poziomie. Elementy fabularne, czyli historie osobiste, wydarzenia po za areną walk także ogląda się z zaciekawieniem. Ostatni epizod, gdzie możemy dopasować żołnierzy z serialu z realnymi uczestnikami kampanii na wyspach był bardzo wzruszający mimo, że można było się tego spodziewać.
Mam tylko jedno ale: The Pacific jest w każdym aspekcie troszkę, minimalnie słabszy od Kompani Braci...
Polecam oglądać Pacyfik, jako pierwszy by Kompania zakończyło dzieło, a my zakończyliśmy opowieści o II wojnie światowej z poczuciem poznania czegoś wyjątkowego. 8/10

Batman: Under the Red Hood (2010) – Batman z 1989 roku to dla mnie wyznacznik dobrej jakości produkcji o Bruce Wayne. Następne filmy stawały się coraz bardziej komercyjne, za kolorowe. Dwa ostatnie, choć obrana droga a propos klimatu, bardzo mi się podobała, to mimo wszystko zostaje tęsknota za zdjęciami, za otoczką Gotham City z końcówki lat osiemdziesiątych.
Animacja którą właśnie zobaczyłem (mój pierwszy nietoperz „malowany kredką”) wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, doczekałem się - producenci zaserwowali nam klimacik rodem z pierwszej ekranizacji komiksu wyreżyserowanej przez Tima Burtona. W 75 minutach znajdziemy sporo akcji, ciekawa fabułę, złoczyńców z ciekawa historią i Batmana na którego miło popatrzeć. Zapraszam na seans! 8/10

piątek, 1 października 2010

Książę Persji: Piaski czasu (2010), Centurion (2010).

Prince of Persia The Sands of Time (2010) – sam nie wiem dlaczego ale od zawsze czułem awersje do Jake'a Gyllenhaal, odtwórcy głównej roli, niczym mi facet nie zawinił, nie mogę się skarżyć na jego aktorstwo, po prostu go nie trawie na ekranie i już. Gry na podstawie której powstał film, nie znam nie grałem, więc można powiedzieć, że moja opinie będzie subiektywno-obiektywna.
Film opowiada o księciu, niesłusznie osądzonym o morderstwo ojca. Główny bohater musi uciekać z dworu by udowodnić swoja niewinność, podczas ucieczki wszedł w posiadanie, sztyletu o magicznych właściwościach. Za jego pomocą mógł cofnąć się w czasie o 1 minutę, ale że był to dar od bogów, sztylet mógł także przyczynić się do zagłady świata, jako kary za niegodne żywota ludzkie.
Seans z sporą dawką akcji, humoru, trochę miłości (w końcu to Disney) dobrych efektów specjalnych, słowem dobra zabawa. Rozrywka dla całej rodziny bo mimo iż jest trochę krwi, to należy pamiętać, że to twór producenta słodkich kreskówek plus zabawy z czasem mogą sporo zmienić. 6/10

Centurion (2010) – w czasach gdy cesarstwo rzymskie rządziło na kontynencie i podbiło wszystkie ziemie które były do zdobycia, na północy Brytanii napotkali mur nie do przeskoczenia, Piktów. Ludność z wielką determinacją broniła swojej niepodległości za pomocą partyzantki, atakowania rzymian w ich obozach z zaskoczenia, pod osłoną nocy. Sytuacja nie była po myśli Rzymu, gdzie został w końcu wydany rozkaz o przełamaniu impasu za wszelka cenę. Decydujący atak należeć miał do IX Legionu, słynącego z bezkompromisowej walki z wrogiem.Koniec zdradzania fabuły, resztę polecam zobaczyć na własne oczy, warto.
Nie to jeszcze nie koniec, nie wspomniałem przecież o kilku istotnych faktach wpływających na odbiór filmu.Twórców pochwalić należy za: pokazanie ciekawej historii, dobrze zrealizowane sceny walki, dobre zdjęcia świetnie wpasowujące się w klimat filmu, oraz muzykę która może mało odkrywcza ale spełniła swoja rolę.Przeszkadzały mi natomiast sceny gdzie uciekający rzymianie zatrzymują się u „czarownicy”, 15 min przegadane bez większego celu. No i najpoważniejszy minus, komu kibicować w pojedynku miedzy dwoma armiami. Reżyser pokazał historię od strony żołnierzy cesarstwa, silną i niezawodną armie, stają ca na przeciw zwykłym rolnikom. Nie wiem jak Wy ale ja zawsze kibicuję temu słabszemu, bo co mi z tego, że wygra silniejszy? Narratorem w filmie był rzymski kapral, śledzimy głównie jego losy, historię jego ucieczki przed Piktami. Wolałbym ogladać tę samą historię oczami Piktów! Mimo wszystko zobaczcie, ciekawe europejskie kino. 6,5/10

sobota, 25 września 2010

Krótko o filmie przedstawia: City of God, Top Gear.

City of God (2002) – Miasto Boga to potoczna nazwa slumsów na przedmieściach Rio de Janerio, gdzie władzę dzierży najsilniejszy, ulice to scena porachunków przestępców, wypełniona handlarzami narkotyków z prostytucja na porządku dziennym.
Film opowiada historie Busca-Pé, chłopaka który przeciwstawił się szemranym interesom kolegów, trzymał się z dala od narkotyków. W tym ciężkim do zrealizowania postanowieniu, bycia prawym człowiekiem, pomogła mu jego pasja, fotografia. Pstrykanie aparatem fotograficznym pozwoliły chłopakowi spojrzeć chłodnym okiem na otaczający go świat, na miejsce przepełnione złem, gdzie ciężko wyjść na ludzi.
Cidade de Deus, to film który zakrada się do naszej świadomości, porządnie nią wstrząsa i zostaje na dłużej. Podczas seansu przerażały mnie obrazy jakie musiałem oglądać. Nie to, żeby wszędzie lała się krew, reżyser dosadnie pokazuje jak rozkręca się biznes narkotykowy, jak w miejscu bez ideałów, dzieci stają się w maszynami do sprzedawania dragów, a jeśli trzeba to i do zabijania, często z błahego powodu kolegę z sąsiedztwa. To właśnie dzieci, ich zachowanie, pragnienie władzy, a przez to chęć usuwania przeszkód w najbrutalniejszy sposób sprawia, że ciężko zrozumieć to co się dzieje na ekranie, wiedząc o tym, że film oparto na autentycznych wydarzeniach.
Film warto zobaczyć, a historię w nim przedstawiona trzeba znać! 9/10

Top Gear (2002-?) – chciałem przedstawić Wam drodzy czytelnicy dziecko stacji telewizyjnej BBC, w rolach głównych występują: Jeremy Clarkson, Richard Hammond, James May oraz the Stig.
Panowie w roli prezenterów, testerów - ciekawych pojazdów mechanicznych, prowadzą program ku uciesze nie tylko brytyjskiej widowni ale całej Europy. Struktura programu jest prosta, testy samochodów, gość w programie, ciekawe zadania narzucone przed producentów, które prezenterzy wykonują z różnym entuzjazmem aż po niusy z świata motoryzacji w typowej dla Top Gear formule. Czyli wyśmiać to co tandetne lub to co im się nie podoba, po zachwycanie się np nowym Ferrari.
Ogromną zaletą widowiska są w genialny sposób zrealizowane reportaże. Mówię tutaj o podejściu do tematu motoryzacji z humorem, profesjonalizmem, doświadczeniem. Myślę o przepięknych zdjęciach, o muzyce która w genialny sposób dopełnia obraz o przedstawianiu samochodów w wyjątkowy sposób oraz o tym, że recenzenci potrafią „zjechać” Audi za „miliony” funtów tylko dlatego, że używają go brytyjscy piłkarze.
Po tych wszystkich ochach i ahah czas na minusu, w sumie jest tylko jeden: za duża ingerencja scenariusza i reżysera w powstawaniu epizodów. Zabiegi dobrze wpływają na odbiór jako całości ale niszczą wiarygodność prowadzących.
BBC wyemitowało 15 sezonów programu, seria 6 do 8 odcinków plus czasami odcinki specjalne (to epizody gdzie cała trójka prowadzących wybiera się w ciekawe miejsca na świecie, testuje samochody w terenie lub docierają w rejony gdzie nie było jeszcze samochodu), od stycznia 2011 dalsze odcinki więc jest trochę czasu na nadrobienie zaległości. Zapraszam. 9/10

sobota, 18 września 2010

Niezniszczalni (2010), Lęk pierwotny (1996).

The Expendables (2010) – o „Niezniszczalnych” sporo się naczytałem, widziałem kilka zapowiedzi i mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać po najnowszej produkcji Stallone. Moje nastawienie naprawdę było wielce przychylne, jestem fanem Rockiego, Johna Rambo ponieważ te produkcje miały to co coś co powoduje, że po seansie wybaczamy wpadki, durnoty, braki aktorskie czy też scenariuszowe na rzecz ciekawej produkcji dla facetów.
Jednakże Expendables daje widzowi tylko i wyłącznie wielkie BUM, zapominając o fabule (głownie chodzi mi o to, żeby film był o czymś!, aby scenarzysta trochę się wysilił!) aktorstwie, humorze (bez którego filmy tego typu stają się drętwą sensacją) i w końcu o tym, że plejada gwiazd na ekranie nie uczyni z filmu arcydzieła.
Mogę postawić jeden mały plusik na rzecz filmu, będzie to Jason Statham, gdyż mimo braku wszechstronnego warsztatu aktorskiego zagrał tutaj w porównaniu z innymi koncertowo.
Chcecie oglądać? Ok, ale proszę potem nie mówić, że straciliście 90 min z życia na coś bezwartościowego. 5/10

Primal Fear (1996) – to jeden z tych filmów, które przechodzą bez większego echa, idealnie nadają się na wieczorny seans w telewizji publicznej ale posiadają to coś, że jak już zaczniemy oglądac zostajemy do napisów końcowych.
Primal Faer to historia Aarona, oskarżonego o zabójstwo arcybiskupa. Jego obrońcą zostaje ceniony i popularny w mieście adwokat Martin Vail, w tej roli Richard Gere, jak dla mnie rola poprawna aczkolwiek nie wywołuje większych emocji. Rolę podejrzanego o zbrodnie zagrał Edward Norton, i tu już jest dużo lepiej ( UWAGA SPOILER- jego podwójna rola to małe arcydzieło to właśnie on trzyma widza przed, jak to się niegdyś mawiało, odbiornikiem telewizyjnym)
Zapraszam do oglądania, w ramach - kino klasy B też dobre może być. 6,5/10

niedziela, 12 września 2010

KoF przedstawia: Enen, Flash of Genius.

Enen (2009) – Wojna Polsko-Ruska, Szyc z fryzurą na zapałkę, tutaj długie włosy... niech zostanie lepiej przy swojej naturalnej fryzurze.
Dobra ale coś o filmie, NN to film którego akcja toczy się w Wrocławiu podczas pamiętnej powodzi z 1997 roku. Konstanty Grot (Borys Szyc), lekarz szpitala psychiatrycznego, zainteresował się pacjentem bez przeszłości. Losy bohaterów zahaczają (znowu, mam tu na myśli ostatni seans – Dom Zły) o lata osiemdziesiąte, czas manifestacji, przekrętów walki pomiędzy komunistyczny rządem a Solidarnością.
Film toczy się powoli, Grot stara się odkryć białe karty w historii swojego podopiecznego. Angażuję się na 100%, przez co cierpi oczywiście na tym jego życie rodzinne. W tym momencie pomyślałem dlaczego reżyser chciał wątki rodzinne, ponieważ dziecko z bolącym brzuszkiem czy żona i jej kariera muzyka, niczego do filmu nie wnosi, typowy zapychacz czasu.
Rok 2009 w polskiej kinematografii przynosi nam, filmy niedopracowane żeby nie powiedzieć słabe!, przynosi ciekawe produkcje czerpiące garściami z niedalekiej historii oraz daje Enena – solidną produkcje dającą spokojniej spoglądać w przyszłość na rodzinne podwórko filmowe. 6,5/10

ps: mała wpadka, firma Sonda SA, wrzuciła na rynek soki Pysio o smaku marchewkowo-owocowy w 1999, akcja filmu dzieje się w 1997r ;)



Flash of Genius (2008) – prawa ręka na drążku zmiany biegów (czasami lewa), jedynka, sprzęgło następnie dodanie gazu i samochód w niewyjaśnionych do końca okolicznościach rusza. Ta sama prawa ręka podczas deszczu steruje drążkiem zał/wył wycieraczkek, gdzie pierwszy bieg odpowiada za wycieranie szyby w określonych odległościach czasowych. Banalne prawda? Okazuje się, że nie tak do końca.
Przebłysk geniuszu to historia Bob'a Kearns, wynalazcy wycieraczek samochodowych z możliwością ich regulacji. Sprawa rozbija się o korporacje Ford'a, która początkowo była zainteresowana pomysłem by po przyjrzeniu się prototypowi, zrezygnować z współpracy. Jak można się domyślić, po testach wdrożyła wycieraczki do swoich samochodów, pomijając w tym wszystkim prawdziwego twórcę.
Film opowiada o zażartej walce o swoje, o poświęceniu życia zawodowego i rodzinnego dla prawdy. Dwie godziny seansu mijają bez większych zgrzytów, kino spokojne bez wodotrysków. 7/10


wtorek, 7 września 2010

KoF przedstawia: Janosik. Prawdziwa Historia, Dom Zły.

Janosik Prawdziwa Historia (2009) – oglądając zwiastun, byłem pozytywnie zaskoczony, spodziewając się ciekawej europejskiej produkcji. Gdy Janosik wszedł na ekrany nie było już tak różowo, zewsząd zaczęły wylewać się wiadra pomyj na dzieło Agnieszki Holland, w internecie aż kipiało od negatywnych opinii. Więc ja, jak wielu z nas odpuściłem sobie opowiadanie o zbójnickim życiu Janosika, do czasu przeczytania recenzji szymalana, bowiem tam pojawiło się światełko nadziei.
Pomyślałem sobie, co mi szkodzi zobaczyć bohatera znanego z polskiego serialu TV. Siadam, oglądam i chce coś dobrego napisać ale... faktycznie coś nie wyszło.
Komentarze pod adresem filmu są niestety trafne i w większości słuszne. Opinie o słabym aktorstwie, o robieniu filmu na siłę, bez pomysłu na stworzenie ciekawej spójnej opowieści z interesującymi bohaterami.
Ja powiem tylko tyle, że łatwo jest krytykować, rzucać kłody pod nogi a gorzej dać kredyt zaufania dla produkcji tego typu. Trzeba wyciągnąć wnioski z tego „czegoś” i próbować robić dalej filmy w koprodukcji z innymi europejskimi krajami a może coś nam kiedyś wyjdzie na miarę filmu, stającego w szranki z światowymi produkcjami. Europa środkowa, wschodnia ma bogatą historie, ciekawe legendy z których na pewno można stworzyć coś ciekawego, nie możemy z góry przekreślać śmiałych przedsięwzięć bo będziemy skazani na wyjałowione z uczuć amerykańskie produkcje z efektami specjalnymi w tle. Na zachętę 6/10

Dom Zły (2009) - szkoda, że dopiero dziś publikuje notkę o Janosiku, ponieważ mógłbym podejrzewać, że za moją namową, polska kinematografia wyciągnęła wnioski i w końcu stworzyła coś ciekawego, stworzyła coś czego nie musimy się wstydzić.
Dom Zły, przypomina nam lata 80te, lata w których do godnego życia „wystarczyło” donosić na sąsiadów, bliskich do Milicji Obywatelskiej. Człowiek potrzebował paszportu, wyczyścić sobie kartotekę zawodową czy osobistą, awansować musiał „tylko” opowiedzieć władzy co tam w trawie piszczy. Po filmie, byłem wdzięczny losowi, że przyszło mi żyć w tamtych czasach jako dziecko, ponieważ skończyłbym pewnie jak porucznik Mróz!
Ciekawa intryga, serwowana w klimacie władzy komunistycznej gdzie człowiek człowiekowi wrogiem. Film który mimo kilku nie potrzebnych scen, czasami szokowania na siłę, zasługuje na miano dobrego polskiego kina!
A jeszcze jedno, w jakim celu śnieg na okładce BR jest zabarwiony na czerwono? Zabieg zupełnie nie potrzebny, w filmie można znaleźć tyle ciekawych zdjęć, kadrów, że posiłkowanie się zakrwawionym śniegiem jest nie na miejscu. 7,5/10

piątek, 3 września 2010

KoF przedstawia: Baraka, Trinity and Beyond.

Baraka (1992) – człowiek zasiada wygodnie przed ekranem, spodziewa się dobrego dokumentu, pięknych zdjęć, że czegoś się nauczy, zobaczy ciekawe miejsca, ludzi, kultury a dostaje film który hipnotyzuje, zmusza do myślenia, zasmuca wprawia człowieka z cywilizowanego kraju w zakłopotanie.
Konstrukcja dokumentu jest ciekawa, bo tak: wszystko zaczyna się w Himalajach, możan przypuszczać, że to poranek, widzimy sporo budynków religijnych, różnorakie plemiona w ich codziennym życiu. – piękne zdjęcia.
Dalej, jakby po południu twórcy zabierają widza do wsi, miast, wielkich aglomeracji. Zdjęcia nadal zachwycają ale zaczyna się ukazywanie prawdy o człowieku o tym w jak różnych warunkach ludzie żyją. Od kobiet, dzieci i bydła na wysypisku śmieci, do tłumów w metrze, ulicach w olbrzymich metropoliach. Od zakładu pracy gdzie setki kobiet produkuje ręcznie papierosy po zmechanizowaną produkcje sprzętu elektronicznego.
Trzecia część to swoiste zakończenie dzieła, widzimy ludzi w Indiach nad rzeką przy codziennych czynnościach – kąpiel, przepierkę bielizny aż po spalanie zmarłych na stosie (nie wiem czy to normalny obrzęd w tym kraju czy coś specjalnego ale wyglądało wstrząsająco)
Koniec jest spokojniejszy, zachody słońca, ciekawa architektura, wracają bohaterowie z początku filmu, koniec dnia. 9/10

Trinity and Beyond (1995) – Rok 1945 przyniósł światu zakończenie II wojny światowej, pierwszą eksplozje nuklearną i dwie bomby atomowe Little Boy oraz Fat Man zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki.
Trinity and Beyomd to film dokumentalny opowiadający o próbach nuklarnych jakie USA przeprowadzały w latach 1945-63, ćwiczenia odbywały się pod wodą, pod powierzchnią ziemską, nad powierzchnią – dla uzyskanie lepszewgo efektu oraz w atmosferze ziemskiej.
W tym samym czasie swoją wiedzę teoretyczną jak i praktyczną pogłębiali Rosjanie, wyścig zbrojeń jak się patrzy. Twórcy prócz militarnych przepychanek pokazują widzowi propagandę w USA i Związku Radzieckim.
Zapraszam na seans, po którym większość z Was powie: że z tego nie było wojny to cud! 8/10