piątek, 14 grudnia 2012

Faceci w czerni 3 (2012)


Men in Black 3 (2012) – jeśli jeszcze kiedyś usłyszę, że mróz, taki naprawdę ciężki minus, zabija wszelakie bakterie i wirusy, bo przecież one nie noszą szalików, kiedy ja akurat choruję, nie ręczę za siebie. Ale nie ma tego złego, więc wolną chwilę trzeba wykorzystać na seans. Tyle, że kiedy w organizmie prócz typowych płynów, hulają wściekłe zarazki, a percepcja nie jest stuprocentowa, ów seans musi być lekki i przyjemny. Wybór padł na trzecią część Facetów w czerni i mimo kilku chwil zażenowania, kiedy ktoś spoglądający mi przez ramię szyderczo się uśmiechał, panaceum na bezsens choroby zdało egzamin.
Kolejna odsłona serii (nie miałem przyjemności z poprzednimi) zabiera widza do podróży na koniec lat sześćdziesiątych, do czasów misji kosmicznych, hipisów, protestów przeciwko interwencji w Wietnamie. Ten interesujący skok w czasie przez agenta J (świetny Will Smith) potraktowany jest z sporą dawką umowności. Scenariusz nie przewiduje żadnych paradoksów, niejasności wynikających z tułaczki do poprzedniego tysiąclecia, tutaj chodzi wyłącznie o zabawę i zmianę środowiska. To pretekst do poznania młodego agenta K, oraz co bardziej interesujące, rozwikłania zagadki - dlaczego bohater jest tak szorstkim realistą?. 
MiB to ogólnie rzecz biorąc jeden wielki piknik, bez większego ładu i składu posiadający jednak ten nienamacalny czynnik zatrzymujący widza przy ekranie. To sprytnie zrealizowana wariacja na temat kultury, sztuki, nowej historii Stanów Zjednoczonych. Polecam tym, co rozpoczynają dzień od syropu. 6/10