poniedziałek, 28 maja 2012

Mission: Impossible - Ghost Protocol (2011)

Mission: Impossible - Ghost Protocol (2011) – serie znam tak samo dobrze jak poranną morską bryzę, będąc mieszkańcem południa Polski. Do czasu kiedy Cruise wystąpił w epizodycznej roli w Jajach w tropikach, nie mogłem przekonać się do tego aktora, a jako świadomy widz miałem prawo mieć wątpliwości co do jakości filmu w jego kolejnej odsłonie. Założenia i skreślenie filmu legło w gruzach, kiedy po premierze obraz zbierał wiele pochlebnych recenzji.
Historia, przeciwności jakim przyjdzie się zmierzyć bohaterom w tego rodzaju kina musi być ostateczna, globalna i wypełniona nowinkami technicznymi dostępnymi tylko dla tajnych agencji o których sam Bóg nie ma pojęcia. Pokrótce wieść gminna głosi, że świat stanął na granicy wybuchu wojny nuklearnej. Naprędce zebrana grupa musi odnaleźć człowieka stojącego za zamachem tysiąclecia, który wszedł w posiadanie wszystkich gadżetów by z przyczajonej gdzieś w głębinach oceanu łodzi podwodnej wystrzelić najstraszniejszą broń masowego rażenia.
Jeśli tak mają wyglądać kolejne części sag sensacyjnych, jeśli można wykrzesać tyle energii po którymś razie z rzędu to biorę produkcję z Cruisem w ciemno. Obraz zawiera wszystkie elementy składające się na wyśmienitą sensację, film szpiegowski, obraz który po prostu ma ucieszyć widza. Zawiera ciekawe twisty, wielowymiarowych bohaterów potrafiących zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Akcja potrafi mimochodem zmienić kontynent by nacieszyć widza innymi widokami, przenieść ciężar akcji do innej lokacji tylko po to by było na bogato.
Dopełnieniem tegoż udanego dzieła jest obsada z Tomem Cruisem i Simonem Peggiem na czele. Pierwszy z nich potrafi być zabawny, przywódczy jeśli potrzeba i przede wszystkim da się go lubić. Pegg od kilku filmów imponuje mi aktorsko, jego czas spędzony na ekranie wpływa pozytywnie na obraz, ale także od strony jaką pokazuje w mediach, sprawia wrażenie przyzwoitego, pełnego humoru i dystansu do życia faceta. Aktor odchodzi trochę w Mission od dotychczasowej roli błazna, daje od siebie więcej aniżeli to do czego nas przyzwyczaił, choć drobnymi gestami, krótkimi hasełkami potrafi rozbawić widza, który nie ma nic przeciwko by widzieć artystę w takim repertuarze. Zespół uzupełniają Paula Patton oraz Jeremy Renner. Aktorce piękna nie można odmówić, talentu także choć nie miała wielkich możliwości do rozwinięcia wachlarza umiejętności. Renner zaszokował swą rolą, zaskoczył tym w kogo się wcielił i jakoś mi nie pasował ale to jeden z tych momentów, jedna z tych niespodzianek na które warto czekać. 8/10