środa, 8 maja 2013

Mroczny Rycerz powstaje (2012)


The Dark Knight Rises (2012) – Mroczny Rycerz chodził za mną od dłuższego czasu... Bo kiedy rodzinka zacięcie pokonywała kolejne etapy gry z człowiekiem w masce z klocków Lego, ja miałem pisać notkę o filmie. Nie poszło mi najlepiej, kiedy oni dotarli do 98% gry, ja nadal nie stworzyłem niczego o fabularnych dokonaniach „nietoperza”. Jedynym słusznym wyborem w tej sytuacji było powtórne zapoznanie się z dziełem Nolana. 
Drugi seans objawił kilka mankamentów sztuki, dobitnie pokazał, że choreografia walk pozostawia sporo do życzenie, bez ogródek ujawnił, iż efekty specjalne w scenie na boisku footbolowym przepuścił w montażu ślepiec, a kadry bez pary z ust w mroźny dzień to kpina z widza analizującego film klatka po klatce. Co więcej, twórcy pod koniec nie popisali się z śniegiem, wyglądającym do bólu sztucznie i taflą lodową na rzece, która znika w kilka godzin, bez wyraźnego ocieplenia, bohaterzy nadal noszą puchowe kurtki.
Ponadprogramowy, acz konieczny by sumiennie ocenić film, seans ujawnia – mimo powyższych minusików - i przekonuje, że Mroczny Rycerz Powstaje został stworzony z pasji i miłości do serii, a ogrom zarobionej kasy to na pewno miły dodatek w tym przedsięwzięciu. Reżyser kolejny raz udowadnia, że potrafi stworzyć wielowątkową opowieść o dążeniu do celu za wszelką cenę. Momentami czułem się jakbym oglądał Rockiego, za jego lat świetności. Tutaj także śledzimy wzloty i upadki głównego bohatera. Różnica polega na tym, że w każdy aspekcie sztuki filmowej Nolan wygrywa z opowieściami o bokserze, ale zacięcie i bezkompromisowe pokonywanie barier musi być na pierwszym miejscu. 8,5/10