środa, 5 stycznia 2011

Złodziej w hotelu (1955), Edward Nożycoręki (1990).

Witam serdecznie w nowym roku. W 2011 założenie powstania bloga pozostaje bez zmian, czyli: krótko o filmie! Zapraszam.

To Catch a Thief (1955) – film nakręcony 10 lat po wojnie, w kraju początki komunizmu, zamordyzm i wszechobecna szarość!, a południe Francji kwitnie. Riwiera opanowana przez bogaczy, plaża, drinki, dobra zabawa istny raj na ziemi. Porównanie sytuacji obu krajów pojawiło się znikąd, wynikło z świadomości czasów w jakich powstał obraz i dobija mnie za każdym razem jak wspomnę Złapać Złodzieja.
Żeby nie zepsuć sobie seansu, szybko musiałem wyzbyć się negatywnych emocji i delektować dziełem Alfreda Hitchcocka. Tym razem snuje historie o ex złodzieju biżuterii, który słynie z fachowej roboty, nie zostawia śladów swojej zbrodni, a jego zwinność porównywana jest do kociej. Po kilku kradzieżach w okolicy, główny bohater staje się celem lokalnej policji. Gdy ta chce go przesłuchać na okoliczność, ten w zwinny i zabawny sposób jej umyka. Podczas ucieczki wsiada do miejskiego autobusu i traf chciał, że siada obok reżysera, te zabiegi w filmach Hitchcocka nie mogą się znudzić.
W głównej roli występuje Cary Grant w duecie z Grace Kelly, wielka to przyjemność oglądać takie partnerstwo na ekranie.
Brakuje w dzisiejszym kinie amantów, tajemniczych kobiet i interesujących interakcji między nimi. Polecam 7,5/10

Edward Scissorhands (1990) – tytułowy Edward (Johny Deep), to twór szalonego naukowca, kogoś kto potrzebuje towarzystwa, bliskiej osoby. Udaje mu się skonstruować „działającego” człowieka, kocha go jak syna, jest dumny z niego i stara się go uczyć jak sobie radzić z życiem w społeczeństwie. Przybrany ojciec nie zdążył, przed swoją śmiercią zaopatrzyć Edwarda w dłonie i tutaj pojawiają się tytułowe „nożycoręce” stworzone już przez głównego zainteresowanego. Brzmi mrocznie prawda?
Cała tajemniczość przemija gdy główny bohater trafia do mam nadzieje, przejaskrawionej rzeczywistości małej amerykańskiej mieściny. Przygarnęła go konsultantka Avonu (mnie ten fakt także zaskoczył), wzięła pod swoje skrzydła i starała pokochać.
Film można traktować jak wiele innych o odmieńcach, o ludziach z problemami adaptacji do życia w grupie tyle, że ten obraz powstał spod ręki Burtona co zapowiada przyzwoity film. Można było stworzyć scenariusz na podstawie życia codziennego w którym aż roi się od takich „dziwadeł”, od konsumpcyjnego społeczeństwa, sąsiadów knujących za plecami czy dewotów religijnych. Jednak reżyser poszedł o krok dalej, demonstruje nasz sztucznego człowieka z nożycorękoma co z samego założenia jest interesujące. Przemycił kilka cech małych społeczności, daje ciekawego głównego bohatera, a to tylko po to by pokazać prawdziwą, niespełnioną miłość... 7,5/10