niedziela, 24 października 2010

Dwanaście małp (1995), Koszmar z ulicy Wiązów (2010).

Twelve Monkeys (1995) – to historia więźnia... i tu pojawia się problem. Opisując fabułę, 12 Małp trzeba wspomnieć kilka szczegółów, które mogą zepsuć radość z oglądania czy rozwikłania układanki. Więc przejdę od razu do wrażeń po seansie.
Reżyser, Terry Gilliam od pierwszych minut, ukazuje naszym oczom tajemniczy świat, ciekawe klimatyczne zdjęcia, oraz uchyla rąbka tajemnicy co będziemy oglądać przez następne dwie godziny. Dwie godziny, gdzie widz poddawany jest próbie odgadnięcia czy losy bohaterów potoczą się wedle ich myśli czy podołają powierzonemu im zadaniu i czy wreszcie dowiemy się prawdy o... wspominałem, że niczego nie zdradzę, tak?
Ciekawy scenariusz, dobre wykorzystanie go na ekranie to jedno ale ktoś to przecież musi zagrać. Tutaj główna role odgrywają: Bruce Willis, początkowo dawałem wiarę w jego historię, później już nie byłem taki pewien, co świadczy o interesującym aktorstwie, oraz Brat Pitt. Pojawiła się tylko w 1/3 filmu a jego gra pobrzmiewa przez cały obraz, zagrał z powalającym realizmem, każda chwila Pitt'a na ekranie jest wielce interesującym doświadczeniem. Na górze listy płac pojawiła się także Madeleine Stowe, zagrała poprawnie, bez fajerwerków.
Zawsze chciałem zobaczyć 7 Element i 12 Małp, jestem po obu filmach i śmiało mogę stwierdzić, że ten drugi wygrywa wyścig o moją dobrą ocenę na blogu. 8/10

A Nightmare on Elm Street (2010) – do teraz zastanawiam się co skłoniło mnie do obejrzenia kolejnej części filmu z facetem w pasiastym sweterku. Straszenie widza z ekranu, zaskakiwanie, nawet takie samo przez cały film, zawsze mnie wystraszy i denerwuje, że znowu dałem się nabrać. Przesadnym fanem Frediego też nigdy nie byłem.
Podczas projekcji, dalej szukałem powodu dlaczego bez przymuszenia chciałem oglądać film o koszmarach? Scenariusz jest tak prosty, że wymyślanie ciekawej metafory nie ma sensu. Cała akcja rozbija się o nie zasypianie. Walka ze snem przeważnie kończy się spotkaniem z koszmarem z ulicy Wiązów i wymyślnym unicestwianiu amerykańskiej młodzieży. Aż przychodzi taki moment, że decydujemy się zostać do końca, poniważ pojawiają się wątpliwości, zatajana przeszłość przynosi interesujące informacje o Krugerze, zaczyna się klarować jakaś fabuła.
Nie jest to wielkie kino, średnie też nie, ale można zobaczyć z znajomymi, przy szklance ulubionego napoju, a widok wystraszonej drugiej połówki, bezcenny. 5/10

1 komentarze:

szymalan pisze...

Nie oglądałem żadnego tych filmów, choć oczywiście obydwa dobrze kojarzę. 12 małp obejrzę na 100% i to możliwe, że w najbliższym czasie, natomiast nową wersję "Koszmaru z ulicy wiązów" to raczej jak już to z braku czasu lub innych horrorów pod ręką. Opinie ma raczej nieciekawe, choć pewnie, jak zwykle, lepiej się samemu przekonać. Twoja nie jest aż tak negatywna w sumie (5/10)
pozdrawiam