czwartek, 14 czerwca 2012

Charlie bokserem (1915)

The Champion (1915) – na Euro pseudo kibice się leją, media żyją z ukazywanie tej gorszej strony człowieczeństwa. Kino staje się coraz brutalniejsze zanika sfera domysłu, przemoc podawana jest w sposób dosłowny. Wydaje się, że zdziczenie społeczeństwa jest domena naszych czasów, że to co dzieje się w życiu codziennym i na srebrnym ekranie istnieje tylko teraz, a dawniej to było spokojnie i przyjemnie. Nic bardziej mylnego, powstały prawie sto lat temu film Chaplina prezentuje w ordynarny sposób nienawiść, zniszczenie, niegodziwe podejście do rywalizacji sportowej, bezczelnie emanuje przemocą... w sposób na tyle dosadny i humorystyczny, że moją prowokacyjną tezę można zdmuchnąć jak domek z kart.
Włóczęga tym razem zostaje bokserem. Jak to zwykle u Chaplina bywa wiele w życiu głównego bohatera dzieje się przypadkiem. Ten bowiem znajduje podkowę, dosłownie wpada na trening do sali bokserskiej, a jedyne co robi z premedytacją, to umieszcza metalowy talizman w rękawicy co powoduje zawrotną karierę na ringu i w krótkim czasie walkę o tytuł mistrzowski.
Pierwsza komedia slapstickowa powstała trzy lata wcześniej aniżeli Charlie bokserem, ale film z 1915 może śmiało pełnić rolę szablonu, wzorca z którego można garściami czerpać. Podczas seansu nie ma dłuższej chwili spokoju, tutaj cały czas coś się dzieje, nie ma sceny w której ktoś, nawet kobieta, nie dostaje czymś w twarz. Sukcesem reżysera jest to, iż powtarzalne gagi śmieszą do napisów końcowych. Jeśli złapiemy zajawkę na początku seansu, to gwarantuję doskonały, prosty jak drut, ubaw po pach do samego końca. 7/10