piątek, 24 maja 2013

Hobbit: Niezwykla podróż (2012)


The Hobbit: An Unexpected Journey (2012) – byłem jednym z tych co pukali się w czoło słysząc o planach Jacksona, że  ekranizacja Hobbita będzie podzielona na trzy części. Podzielałem zdanie wielu, iż jak to? Jedna książka, równa się trzy filmy, a trzy publikacje pisane doczekały się tyleż samo filmów? Wniosek mógł być tylko jeden: wyciągnąć od widza ile się da, przecież fan Śródziemia odda każdą złotówkę, dolara, euro by móc kolejny raz zakosztować przygód pod przewodnictwem Gandalfa.
Bilbo Baggins, jak każdy Hobbit, to domator z krwi i kości, to członek społeczności, która nie wychyla się za bramę swojego ogródka, a chęć do poznawania nowego nie istnieje. Jednak życie, dla tego konkretnego niziołka, napisze inny, obfitujący w nieoczekiwane zwroty akcji, scenariusz. Bilbo zmierzy się z wyprawą, której konsekwencje będzie pamiętać po kres swych dni.
Oglądając pierwszą odsłonę Hobbita w domowy zaciszu, ominął mnie chaos jaki towarzyszył obrazowi w związku z zastosowaniem innowacyjnej metody wyświetlania obrazu. Wiec bez zbędnych 48 klatek na sekundę mogłem bez stresu o novum w kinie, zasiąść przed ekranem i delektować najnowszym dziełem Petera Jacksona. Tak, delektować, to dobre słowo, ponieważ prawie trzy godziny spędzone z krasnoludami, Gandalfem i Bilbo to ekscytująca podróż, która nawet na minutę nie pozwala zapomnieć, że oglądamy ekranizację genialnej książki. Rozbudowana fabuła pozwala widzowi poznać każdy, nawet najmniejszy niuans czekającej go eskapady. Tutaj sceny dzielą się na minuty, nie sekundy, w tym miejscy możemy zapomnieć o karkołomnym pędzie do celu. Dotrzemy tam, o to możemy być spokojni, na wszystko przyjdzie kolej. Forma w jakiej reżyser prezentuje opowieść może przeszkadzać tym co mają pretensję do morza, że szumi, a uradować tych którzy podczas gdy fale rozbijają się o plaże, czerpią garściami z tego co daje przyroda. Zapraszam i czekam na więcej! 8/10

czwartek, 16 maja 2013

Star Trek: Następne pokolenie (sezon 2)


Star Trek: The Next Generation (1987-1994, sezon 2) – finał sezon, w odróżnieniu od dzisiejszych serialowych hucznych końcówek nie odznaczał się niczym ciekawym i śmiało można powiedzieć, że był najsłabszym odcinkiem z całego sezonu. Szczęśliwie był to tylko wyjątek od reguły, bowiem odcinki emitowane pod koniec lat osiemdziesiątych to kopalnia błyskotliwych pomysłów, ciekawych rozwiązań i inteligentne wykorzystanie możliwości jakie daje świat sci-fi. 
Oglądanie drugiej odsłony Następnego Pokolenia przebiega nadzwyczaj gładko i przyjemnie. Oglądając odcinek za odcinkiem zatrzymałem się dopiero na dziesiątym z przeświadczeniem, że tutaj coś twórcom nie wyszło. To coś to  metamorfoza jednej z postaci w stwora, jak i sama poczwara, wywołująca raczej śmiech u widza aniżeli przerażenie. Dalej było już tylko lepiej, do samego końca nie odnotowałem większych wpadek, dłużyzn czy nudy. Co więcej, zaskoczył mnie występ Whoopi Goldberg (nie tyle aktorstwo, co sama niespodziewana obecność na pokładzie USS Enterprise), oraz po raz wtóry nie mogłem wyjść z podziwu dla fantazji z jaką scenarzyści podchodzą do tworzenia i pisania roli oponentom, którym przyjdzie się zmierzyć z załogą pod dowództwem kapitana Picarda.
A jeżeli miałbym wskazać najlepszy odcinek serii, to byłby to ten z numerem 16, o wiele mówiącym (dla znających temat oczywiście) tytule Q. Tym razem osobowość, wszechobecny byt zabiera ekipę Enterpris'a w daleką podróż po kosmosie w rejony gdzie można spotkać jedną z najgroźniejszych ras w galaktyce, Borga.  Fakt, że strona wizualna nie jest tak mroczna, a klimat tak ciężki jak w kilku odcinkach serii Voyager, to jednak na pochwałę zasługuje sam fakt wplecenia w opowieść tak potężnego rywala. Ów zabieg daje widzowi wiele radochy, czyni odcinki emocjonującymi, bardziej dramatycznymi, a takich podobnież należy się spodziewać w następnych sezonach. 8/10

środa, 8 maja 2013

Mroczny Rycerz powstaje (2012)


The Dark Knight Rises (2012) – Mroczny Rycerz chodził za mną od dłuższego czasu... Bo kiedy rodzinka zacięcie pokonywała kolejne etapy gry z człowiekiem w masce z klocków Lego, ja miałem pisać notkę o filmie. Nie poszło mi najlepiej, kiedy oni dotarli do 98% gry, ja nadal nie stworzyłem niczego o fabularnych dokonaniach „nietoperza”. Jedynym słusznym wyborem w tej sytuacji było powtórne zapoznanie się z dziełem Nolana. 
Drugi seans objawił kilka mankamentów sztuki, dobitnie pokazał, że choreografia walk pozostawia sporo do życzenie, bez ogródek ujawnił, iż efekty specjalne w scenie na boisku footbolowym przepuścił w montażu ślepiec, a kadry bez pary z ust w mroźny dzień to kpina z widza analizującego film klatka po klatce. Co więcej, twórcy pod koniec nie popisali się z śniegiem, wyglądającym do bólu sztucznie i taflą lodową na rzece, która znika w kilka godzin, bez wyraźnego ocieplenia, bohaterzy nadal noszą puchowe kurtki.
Ponadprogramowy, acz konieczny by sumiennie ocenić film, seans ujawnia – mimo powyższych minusików - i przekonuje, że Mroczny Rycerz Powstaje został stworzony z pasji i miłości do serii, a ogrom zarobionej kasy to na pewno miły dodatek w tym przedsięwzięciu. Reżyser kolejny raz udowadnia, że potrafi stworzyć wielowątkową opowieść o dążeniu do celu za wszelką cenę. Momentami czułem się jakbym oglądał Rockiego, za jego lat świetności. Tutaj także śledzimy wzloty i upadki głównego bohatera. Różnica polega na tym, że w każdy aspekcie sztuki filmowej Nolan wygrywa z opowieściami o bokserze, ale zacięcie i bezkompromisowe pokonywanie barier musi być na pierwszym miejscu. 8,5/10