środa, 28 grudnia 2011

Warrior (2011)

Warrior (2011) – tematyka filmu jest na tyle specyficzna i mimo obecnych dokonań Pudzianowskiego, mało znana w naszym kraju. Postanowiłem więc, że przed napisaniem notatki o filmie, zasięgnę opinii u znajomego który z MMA żyje na co dzień. Dowiedziałem się, że od strony technicznej, walki (a sporo ich jest, szczególnie w drugiej części) prezentują się realistycznie. W zawodach oprócz aktorów biorą udział zawodnicy mieszanych sztuk walk. Jedna z postaci przedstawiona w obrazie to nawiązanie do uznanego za najlepszego zawodnika wszech czasów, Fedora Emelianenko.
Nasza rozmowa zakończyła się stwierdzeniem, że film dopuścił się uproszczeń, nadużyć, a i wybujała fantazji scenarzystów dała o sobie znać. Jednak to wszystko pod koniec filmu się rozmywa, ponieważ widz ma w sobie tyle adrenaliny i szczenięcej radości, że szybko zapomina o niedorzecznościach spływających z ekranu.
Warrior opowiada historię braci, których losy potoczyły się z goła inaczej. Brendan (Joel Edgerton) poznał kobietę swoich marzeń, ożenił się i gdyby nie raty za dom wiódł by spokojne życie. Tommy (Tom Hardy) musiał zajmować się schorowaną matką, zostając sam z swoją dumą. Obie łączyło jedno: niechęć, nienawiść do ojca pijaka (Nick Nolte, przyzwoicie przypomina o swoim istnieniu). Losy braci po latach rozłąki połączył niejako znienawidzony rodzic, ring oraz pragnienie zdobycia głównej nagrody w turnieju. Jeden z możnych w świecie MMA organizuje zawody w stylu Grand Prix, 16 zawodników z całego świata i tylko jeden zwycięzca.
Film skonstruowany w logiczny sposób, dający widzowi czas na poznanie bohaterów i ich historii, by w ostatniej godzinie konkretnie dać o sobie znać naszym emocjom. To właśnie uczucia grają tutaj pierwszorzędną rolę, tuszują wszystkie potknięcia oraz przypominają z jakim rodzajem kina mamy do czynienia. Wyzwalają pozytywną agresję i pozwalają oglądać do końca poczynania fighterów, bez większego zażenowania. 7,5/10