czwartek, 20 grudnia 2012

Nieznajomi z pociągu (1951)

Strangers on a Train (1951) – w idealnym wszechświecie, po takim zawodzie jaki czułem po tym filmie, powinienem zobaczyć go drugi, trzeci raz, przemyśleć co autor miał na myśli, przetrawić swoje odczucia. Może wtedy piał bym z zachwytu nad dziełem mistrza. Tak, żyjąc w brutalnej rzeczywistości, gdzie doba ma tylko 24h, nie jest się Lotto milionerem, jeden seans musi wystarczyć by ocenić.
Nieznajomych z pociągu (tylko ja myślałem, że akcja rozgrywać się będzie w... pociągu?) zaliczyć można do grona filmów które da się cenić za ich wkład w kinematografie, za wartość socjologiczną czy kulturową. Jednak jest szansa by dzieło z 1951 roku zamknąć w worku z działami, gdzie odtwórcy głównych ról, co więcej och postacie psują całość. Od pierwszych minut raził mnie Robert Walker jako aktor, a jeszcze bardziej irytowała mnie postać którą grał. Bowiem Bruno to rozpieszczony, oślizgły, nikczemny człowiek oderwany od rzeczywistości. Aktor zwyczajnie nie pasował do roli jaką wyznaczał mu scenariusz, nie potrafiłem obsadzić go w tej misji i koniec. Drugi z głównych bohaterów, Farley Granger jako Guy Haines denerwował mnie grą, nieudolnością swojego bohatera, ogólnym zagubieniem i bezradnością. Stronę aktorską ratują dwie kobiety. Jedną z nich jest córka Hitchckoca Patricia, realizująca powierzone zadanie z nawiązką. Drugą ratowniczką obrazu jest Ruth Roman, jako narzeczona Guy'a, jedna z nielicznych domyślająca się o co chodzi, kto może stać za sprawą morderstwa, dociekliwa, ponętna, seksowna. Takie kobiety, takie role pragnę oglądać. A, że historia intrygująca, mówiąca wiele o człowieku, jego wielowymiarowości, to już inna bajka. 6/10

piątek, 14 grudnia 2012

Faceci w czerni 3 (2012)


Men in Black 3 (2012) – jeśli jeszcze kiedyś usłyszę, że mróz, taki naprawdę ciężki minus, zabija wszelakie bakterie i wirusy, bo przecież one nie noszą szalików, kiedy ja akurat choruję, nie ręczę za siebie. Ale nie ma tego złego, więc wolną chwilę trzeba wykorzystać na seans. Tyle, że kiedy w organizmie prócz typowych płynów, hulają wściekłe zarazki, a percepcja nie jest stuprocentowa, ów seans musi być lekki i przyjemny. Wybór padł na trzecią część Facetów w czerni i mimo kilku chwil zażenowania, kiedy ktoś spoglądający mi przez ramię szyderczo się uśmiechał, panaceum na bezsens choroby zdało egzamin.
Kolejna odsłona serii (nie miałem przyjemności z poprzednimi) zabiera widza do podróży na koniec lat sześćdziesiątych, do czasów misji kosmicznych, hipisów, protestów przeciwko interwencji w Wietnamie. Ten interesujący skok w czasie przez agenta J (świetny Will Smith) potraktowany jest z sporą dawką umowności. Scenariusz nie przewiduje żadnych paradoksów, niejasności wynikających z tułaczki do poprzedniego tysiąclecia, tutaj chodzi wyłącznie o zabawę i zmianę środowiska. To pretekst do poznania młodego agenta K, oraz co bardziej interesujące, rozwikłania zagadki - dlaczego bohater jest tak szorstkim realistą?. 
MiB to ogólnie rzecz biorąc jeden wielki piknik, bez większego ładu i składu posiadający jednak ten nienamacalny czynnik zatrzymujący widza przy ekranie. To sprytnie zrealizowana wariacja na temat kultury, sztuki, nowej historii Stanów Zjednoczonych. Polecam tym, co rozpoczynają dzień od syropu. 6/10

piątek, 7 grudnia 2012

Star Trek III: W poszukiwaniu Spocka (1984)


Star Trek III: The Search for Spock (1984) – dziś, nie bezpodstawnie, możemy mieć pretensje dla dystrybutora za dziwaczne przetłumaczenie tytułu filmu, dziś kiedy powiedzenie „spoilert alert” weszło do mowy potocznej, dziwić może fakt iż tytuł  trzeciej części Treka łamie podstawową zasadę kina. Pozbawia widza tajemnicy i napięcia podczas seansu, bo w myśl zasady kto szuka ten znajdzie, fan serii słusznie może się domyślać, że Spock zostanie odnaleziony co po zakończeniu poprzedniej części jest przynajmniej zastanawiające i osobliwe. Twórcy psują odrobinę przyjemność z zapoznawania się z fabuła, ale w znacznym stopniu odpłacają się widzowi ciekawym przebiegiem akcji, zrywami, wielkimi jak sam Enterprise, a aktorstwo w tej części wznosi się nowy, bardziej intrygujący poziom. 
Poszukiwana Spocka, to podróż za przyjacielem, to wyprawa podczas której trzeba złamać kilka zasad, tak pilnie strzeżonych w Gwiezdnej Focie. Kapitan Kirk i jego wierni załogancie, uprowadzają z doku USS Enterprise i lecą na planetę Genesis, gdzie życie może odrodzić się na nowo. Ups... wygadałem.
Film z 1984 odznacza się standardowym dla serii klimatem, nie drażniącym kiczem, a co najważniejsze jest zwyczajnie dobrym dziełem z działu sci-fi. Co więcej, trzecia część wyłamuje się odrobinę po za swoje ramy. Bohaterzy plują w twarz kierownictwu, igrają z losem dla dobra przyjaciela, martwego przecież niedawno i wreszcie aktorzy przestają wyglądać jakby byli świeżo po imprezie, a pokazują swój kunszt aktorski. W szczególności Shatner, zmienił stosunek do granej przez siebie postaci, teraz kapitan jest szczery, z zadziwiającą łatwością potrafi do siebie przekonać oraz widz nie ma już tego przeświadczenia, że gra to tylko zabawa. 7,5/10