niedziela, 1 stycznia 2012

Jestem Bogiem (2011)

Limitless (2011) – NZT, pod tym tajemniczym skrótem czai się wszystko. Pisząc wszystko mam na myśli naprawdę całokształt, a konkretnie zagospodarowanie mózgu człowieka w 100 procentach. Lek, narkotyk, tabletka otwiera wszystkie drzwi. Po jej zażyciu, właściciel żołądka do którego trafia, staje się alfą i omegą w jakiejkolwiek dziedzinie życia zapragnie. To szczęści spotyka głównego bohatera. Eddie Morra to pisarz bez weny, rozwodnik, nieudacznik i jak się okaże zaraz na początku filmu bez kobiety przy boku. Sytuacja zmienia się diametralnie po zażyciu przeźroczystej pigułki. Pisze książkę w 4 dni, szturmem zdobywa giełdę papierów wartościowych i ma konkretny plan na przyszłość. Sytuacja komplikuje się gdy miesza tabletki z używkami, a staje się tragiczna gdy przestaje przyjmować je w ogóle.
Film miał potencjał, lecz wykorzystał go jedynie w częściowo. Wstęp, poznanie bohatera i wzajemna ekscytacja nowy nabytkiem prezentuje się atrakcyjnie. Fabuła jak po sznurku mknie do przodu i nie ma się do czego przyczepić. Atmosfera siada z momentem gdy euforia z wszechwiedzą mija i zaczynają się schody. Akcja się rozmywa, a fabuła zaczyna mieć więcej dziur, i tu nikogo nie zaskoczę, niż ser szwajcarski. Pisarz, biznesmen (dobra rola Coopera) radzi sobie w kryzysowych sytuacjach, jakoś wiąże koniec końcem, a inni mając te same środki dopingujące nie wychodzą obronną ręką z korzystania w pełni z umysłu. Jest co prawda wzmianka o tym, że lek działa lepiej u kogoś kto już jest inteligentny, lecz nasz bohater nie był profesorem w dziedzinie ekonomi, a kosił profesjonalistów bez większego wysiłku. Szkoda, ze film stracił na tempie, że twórcy nie byli do końca konsekwentni i myśleli tylko o jednej postaci, porzucając logikę przy innych. 6/10