środa, 24 listopada 2010

Chłopiec w pasiastej piżamie (2008), Aviator (2004).

The Boy in the Striped Pyjamas (2008) – Ośmioletni Bruno, mieszka z rodziną w Berlinie, jest szczęśliwym dzieckiem, a czasy w których żyje na razie go nie dotyczą. Możemy się tylko domyślać o umiejscowienie filmu w czasie, ale jest to prawdopodobnie przełom lat 30-40 tych XX wieku. Po awansie ojca, z całą rodziną przeprowadza się do nowego domu. Postawiony przed faktem dokonanym, chłopiec rozpaczliwie szuka przyjaciół. Przypadkiem trafia na Salomona, rówieśnika zamkniętego w obozie pracy. Bruno jako syn niemieckiego oficera jest nieświadomy obecnej sytuacji, kim są Żydzi i jak są traktowani. Chłopcy zaprzyjaźniają się, a Bruno zaczyna odkrywać prawdę.
Aktorstwo jakie zaprezentowali najmłodsi z obsady, jest wyśmienite, niespełna 10-latki zagrali prawdziwie, wzruszająco, profesjonalnie. Film pokazuje emocje dzieci, dążenie do prawdy, ich niewinność. Historia nietypowej przyjaźni, może być postrzegana jako igranie z naszymi emocjami w końcu kogo nie wzruszy krzywdzone dziecko. Jednak twórcy nie przekroczyli granicy, wszystko jest pokazane delikatnie z wyczuciem, tak naprawdę to tylko opowieść o przyjaźni w nieciekawym otoczeniu. Polecam 8/10

Aviator (2004) – gdy zobaczyłem napisy końcowe, w głowie miałem pustkę. Przełożyłem pisanie notatki na później, to później przeciąga się już dobry miesiąc, ciężko mi opisać dzieło Martina Scorsese.
Może po prostu bez zbędnego kombinowania powiem, że film opowiada o człowieku trudniącym się konstruowaniem samolotów, oblatywaniem ich, reżyserią. Działania Hughes'a, jego dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie przyniosło mu ogromny majątek, ale pozbawiło trzeźwego spojrzenia na świat. Wielu geniuszy, wizjonerów miało problemy z samym sobą, ciężko było im sprostać wymogom życia przeciętnego śmiertelnika.
Zastanawiam się w czym problem, obraz trwał prawie trzy godziny z dobrymi kreacjami aktorskimi DiCaprio, Cate Blanchett, przedstawia ciekawą historię, interesującą fabułę, a jednak ciężko jednoznacznie się określić, podać werdykt. Może przez to, że film jest momentami nierówny, losy głównego bohatera oglądamy od strony triumfu, wiedząc, że w głowie kołatają się dziwne myśli. Tak w zasadzie to chyba normalny objaw choroby psychicznej i zdaje sobie sprawę, że ciężko to przenieść na ekran, mimo to, film po prostu czasami się nie klei.
Dobra, napisałem i już do tego wracać nie będę, zapraszam na seans i sami się męczcie z wnioskami. 7/10

środa, 17 listopada 2010

Bazyl. Człowiek z kulą w głowie (2009), The Bravados (1958).

Micmacs à tire-larigot - Bazyl. Człowiek z kulą w głowie (2009) – jeśli myślicie, że tytuł filmu jest przewrotny czy ironiczny, to spieszę z wyjaśnieniem, dzieło pana Jean-Pierre Jeunet jest naprawdę o facecie z kulą w głowie.
Głównego bohatera szczęście opuściło już w dzieciństwie, jego ojciec ginie pod miną przeciwpiechotną a matka zostaje zamknięta w zakładzie psychiatrycznym. Po trzydziestu latach zła passa znowu przypomina sobie o Bazylu. W miejscu pracy, gdzie prawdopodobieństwo śmierci jest bliskie zeru, podczas ogromnego zbiegu okoliczności, zbłąkana kula ląduje wiadomo gdzie. Bazyl, trafia do szpitala, lekarze zostawiają pocisk w głowie z świadomością, że może wybuchnąć w każdej chwili. Po wyjściu ze szpitala, traci pracę i ląduje na ulicy. Stamtąd trafia pod skrzydła specyficznej społeczności w magiczne miejsce gdy w koło istnieje realny świat.
Głównym wątkiem fabularnym jest zemsta Bazyla na dwóch korporacjach produkujących „gadżety” militarne, przez które tak wiele w życiu się wycierpiał. Pomaga mu w tym wspomniana grupka ludzi, indywidualności gotowych poświęcić się sprawie.
Problemem w filmie jest walka świata bajkowego, nierealnego z prawdziwą, brutalna rzeczywistością. Wesołej gromadce za łatwo przychodzi rozprawianie się z gangsterami, do wszystkiego dochodzą z dziecinna łatwością. Rozumiem konwencję filmu, ale wolałbym wybranie jednej strony i trzymanie się tego, przez co film zyskałby na wiarygodności.
Mimo wszystko polecam, aura tajemniczości, baśniowy klimat mogą się podobać. 6,5/10

The Bravados (1958) – przy okazji znajdy, Carry On Cowboy, natrafiłem na kolejny western z tą różnicą, że The Bravados jest na poważnie. Oglądałem film w formacie 4:3, jakość obrazu jak i dźwięku odbiega znacznie od dzisiejszych produkcji, ale początkowe sceny i dobrze zapowiadająca się fabuła pozwoliła przypuszczać, że może być ciekawie.
Okazało się, że miałem rację, obserwujemy ciekawy duet, Gregory Peck oraz Joan Collins, intryga zgrabnie skonstruowana do tego dochodzą tak napisane role, że do końca nie wiadomo kto jest zły a kto dobry, rzadkość w kowbojskim kinie. Polecam, dobre klasyczne kino. 7/10

czwartek, 11 listopada 2010

Leaves of Grass (2009), Carry on Cowboy (1966)

Leaves of Grass (2009) – Edward Norton odtwórca, co ciekawe dwóch głównych ról, zabiera widza w pokręcony świat amerykańskiej wsi. Wcielił się w role bliźniaków, jeden z nich jest szanowanym profesorem filozofii klasycznej, drugi równie inteligentny, tyle, że na swoją karierę zawodową wybrał hodowlę marihuany. Losy braci łączą się gdy jeden z nich wpada w tarapaty, a może mu pomóc jedynie brat bliźniak.
Ciężko określić czym właściwie jest ten film. Ponieważ nie jest to komedia, bywa tylko momentami zabawny, ani film obyczajowy, klasyczny wyciskacz łez, a tym bardziej sensacja traktująca o porachunkach handlarzy narkotyków.
Leaves of Grass, jest wszystkim po trochu. Osobiście cenię Nortona za jego grę, a tu mogłem zobaczyć jego popisy razy dwa. Zapraszam. 7/10

Carry On Cowboy (1966) – po zarzutach mojej rodziny, że za mało czasu poświęcam filmom komediowym, postanowiłem przejrzeć swoje archiwa. Natrafiłem na film z 1965 roku, komedia o zabarwieniu westernowym. Mam wielką nadzieje, że w jakiś sposób zaspokoję najbliższych.
Carry on Cowboy opowiada historię spokojnego miasteczka, Stodge City. Akcja zaczyna się rozkręcać gdy pojawia się tam Rumpo Kid, kowboj wyjęty spod prawa. Oczywiste jest to, iż przejmuje on władze nad miastem i wprowadza nowe reguły, zaczynając od pozbycia się szeryfa. Burmistrzowi nie pozostaje nic innego jak prosić w stolicy o nowego gospodarza. Zostaje nim za sprawą nieporozumień, niedomówień i ogólnego chaosu dyplomowany hydraulik.
Film jak na 45 lat dobrze się trzyma za sprawą zabawnego scenariusza, ciekawych postaci, interesujących gagów. Do naszej dyspozycji mamy: grabarza którego cieszy każdy zgon w miasteczku, miarkę ma zawsze w kieszeni, białego indianina lubującego się w wodzie ognistej, szeryfa całującego zdjęcie mamusi przed snem, piękną kobetę w roli mściwego rewolwerowca. Dobra zabawa. 6/10

sobota, 6 listopada 2010

Rubicon (2010), The A-Team (2010).

Rubicon (2010) – Największe amerykańskie stacje telewizyjne co roku produkują kilkanaście seriali, kilka dostaje następne sezony a tylko nieliczne są emitowane kilka lat wpisując się na stałe w wyobraźnie publiczności. Natomiast sieci kablowe lokują swoje pieniądze bardziej rozsądnie, z racji swojego zasięgu trafiają do mniejszej publiczności. Więc zabiegają o publikę konkretnym produktem i zazwyczaj się to udaje. Przykładem jest stacja AMC, producent Mad Men, Breaking Bad i Rubicon'a właśnie.
API czyli American Policy Institute z siedzibą w Nowym Jorku jest głównym miejscem działań bohaterów serialu. Jest to agencja rządowa zajmująca się wywiadem, analizowaniem zachowań ludzkich, zdarzeń w obszarze bezpieczeństwa narodowego. Główny bohater Will Travers (James Badge Dale, widziany ostatnio w serialu The Pacific) zdolny analityk, odkrywa w krzyżówkach kilku dużych dzienników pewien wzór, coś jak globalny komunikat dla wybranych. Zaczyna się dążenie do odkrycia tajemnicy, rozwiązanie krzyżówkowej zagadki już na początku przynosi tragiczne wydarzenia. Will, oprócz prywatnego śledztwa pracuje z swoim zespołem, przyglądając się siatce terrorystów. Wątki poruszane w serialu mają wspólny mianownik, wszystko jest ze sobą połączone a do całkowitego wyjaśnienia przyjdzie nam poczekać do 13 odcinka.
Wielkim plusem serialu jest, jak już wcześniej wspominałem, producent, czyli kablówka AMC, oraz to, ze historia jest rozpisana na 13 epizodów bez zbędnego naciągania fabuły. Aktorstwo stoi na wysokim poziomie, kilka bardzo ciekawie odegranych ról. Mocną stroną serialu są także sceny, które nie emanują fajerwerkami a są pokazane w frapujący sposób, gdzie każdy gest, spojrzenie, na pozór nic nie znaczące wypowiedzi bohaterów mają kolosalne znaczenia dla fabuły. Świat przedstawiony w Rubiconie, jest tajemniczy, pełen zagadek, ludzi którym nie można ufać, nic do końca nie jest pewne.
Zapraszam do oglądania, czeka Was kilka godzin rozrywki na wysokim poziomie. 8,5/10


The A-Team (2010) – połowa lat 90tych, Polsat raczył nas do znudzenia przygodami rodziny Bundych, MacGyverem i właśnie Drużyną A. Serial należał do gatunku: zabili go i uciekł. Setki wystrzelanych naboi, olbrzymie karambole samochodowe a nasi bohaterowie wychodzili zawsze bez szwanku. Dzieło stacji NBC, cieszyło się sporą popularnością w naszym kraju, przed telewizorami siadały zazwyczaj dzieciaki (co to za wakacje bez Drużyny A), choć starsza widownia także oglądała , bo niby co mieli robić w czasach bez internetu gdzie filmy zdobywało się na bazarze od podejrzanych typków za ciężkie pieniądze.
Kinowa wersja serialu od początku jego produkcji spotkała się z wrogim przyjęciem. Bo niby po co wskrzeszać coś co umarło śmiercią naturalną. Jednakowoż znalazł się odważny reżyser, scenariusz, finanse i oto jest The A-Team ad 2010.
Jak to wszystko wyszło? Dlaczego tyle negatywnych opinii można przeczytać w internecie? Szczerze powiem, że nie wiem. Ponieważ ja, może miałem dobry dzień, może potrzebowałem takiej rozrywki, może ktoś mi czegoś dolał do herbaty ale jestem zachwycony filmem. Tak dobrze czytacie, świetny seans! Nie przeszkadzała mi gra aktorów, absurdalne wyczyny naszej czwórki, czy też przewidywalność scenariusza, po prostu dobrze się bawiłem. 8/10

Ps: Szymalan zgadzam się z tobą tylko w jednym a propos filmu, Sharlto Copley był wyśmienity!

czwartek, 4 listopada 2010

Splice (2009), Cool Hand Luke (1967).

Splice (2009) - modyfikowana żywność leży na pułkach sklepowych, naukowcy informują nas, że znaleźli nowy gen, że wiedzą za co jest odpowiedzialny, a do powołania nowego życia „wystarczy” laboratorium i odrobina szczęścia. Pamiętacie słodką sklonowaną owieczkę? To już dobre kilka lat temu, dziś oficjalnie nie mówi się o klonowaniu ale czy temat jest martwy tego już zwykły zjadacz chleba nie wie.
Twórcy filmu zrobili jeden krok dalej, podają na tacy co może się wydarzyć gdy ludzie zaczynają być sprytniejsi od natury od naturalnych kolei rzeczy. Przedstawiają swoją wersję laboratorium, eksperymenty w trakcie których powstaje nowe życie, a ambitni naukowcy za wszelka cenę chcą zrobić coś więcej, pójść jeszcze dalej. Sprawdzić co powstanie z połączenia ludzkiego DNA z zwierzęcym.
Film zaintrygował mnie od pierwszego obejrzanego zwiastuna, głównie za sprawą ciekawego tematu. Od strony fabularnej, „Istota” prezentuje się dobrze, mimo kilku absurdów, np jak to możliwe, że dwoje ludzi pracuje nad zaawansowanym projektem po godzinach i nikt tego nie zauważa. Reżyser przeprowadza nas gładko przez seans, sprawia, że interesuje nas zakończenie historii. Dzieło jako całość prezentuje się naprawdę przyzwoicie, aczkolwiek najlepsze i najważniejsze w tym wszystkim jest to, że zmusza do myślenia, porusza naszą wyobraźnie i wskazuje: co by było gdyby? A jeszcze jedno: scena z Adriene'm Brody, gdzie spoufala się z „nowym stworzeniem” ostro wbija się w pamięć! 7,5/10

Cool Hand Luke (1967) – czasami warto sięgnąć po starszy film, ale nie po klasyka co to wszyscy go znają, nie po dzieło przełomowe ale po obraz który został nakręcony innymi sposobami co dzisiejsze produkcje, który po prostu jest dobry. Takim właśnie dziełem jest opisywany film z Paulem Newman w roli głównej.
Tytułowy „Nieugięty Luke” zachowuje się jak rozkapryszony 15 latek. Jest lekko duchem, nie potrafi się nudzić, wymyśla na poczekaniu sytuacje za które często musi płacić wysoką cenę. Główny bohater trafia do więzienia gdzie jego stosunek do życia i łamanie reguł na każdym kroku, komplikuje jego życie wśród strażników więziennych.
Ciesze się (który to już raz?), że znalazłem perełkę, dobrze zobaczyć ikonę kina, w roli która odbiega od kanonów amerykańskiej postawy. Obraz z lat 60 tych, gdzie zasady hipisowskie zaczynały przybierać na sile co moim zdaniem ukradkiem przedstawia nam reżyser. 7/10