poniedziałek, 17 września 2012

Rampart (2011)


Rampart (2011) – szumnie zapowiadany dramat policyjny, padł ofiarą źle i nieprecyzyjnie prowadzonej kampanii reklamowej. Dlatego też nie może dziwić słaba ocena na IMDb, bo jeśli publiczność spodziewa się fabuły z zwrotami akcji, brutalnymi scenami - mniej lub bardziej uzasadnionymi, pościgów samochodowych i decyzji gliniarza na skraju legalności to mogła poczuć się oszukana. Rampart to dramat z krwi i kości, brak tu miejsca na popisy na fajerwerki, to obraz smutny, spoglądający surowym okiem na życie policjanta stanowiącego prawo, interpretując je na swój sposób.
Reżyser obrazu przenosi widza do lat 90 tych, do Los Angeles gdzie afera korupcyjna w szeregach policji wychodzi na jaw, a policjant i szacunek do władzy jest czymś obcym dla obywateli. Główny bohater, Dave Brown (genialny Woody Harrelson) już po przebudzeniu zaczyna dzień w niecodziennym dla szarego człowieka otoczeniu. Wychodząc do pracy mija dwie kobiety, byłe kochanki, które na dokładkę są siostrami, z każda z nich ma córkę, a dziwne podejście do wspólnych posiłków to kwestia wyblakła na planie innych dziwactw. Dave należy do tej grupy policjantów, mających się za samotnych stróżów prawa, za ludzi brnących w bagno naciągnięć, przeinaczeń bo po pierwsze ktoś to musi robić, a po drugie tylko tak można efektywnie pracować. Postać grana przez Harrelsona, to człowiek z głową na karku, potrafiący wyłgać się z każdych tarapatów, aż do momentu kiedy agresywne zatrzymanie czarnoskórego mężczyzny zostaje upublicznione i napiętnowane w mediach. Od tej chwili film przeistacza się w gorzką opowieść o radzeniu sobie w krytycznych sytuacjach, atakuje widza „brudem” ulicy i nagle się kończy zostawiając go z niczym. Po krótkim namyśle i małym rozczarowaniu z finału przychodzi myśl, że ten obraz musiał się tak skończyć. Jakiekolwiek rozwiązanie sytuacji Browna było by mało oryginalne i podobne do dziesiątej innych w tego typu produkcjach. A tak twórca zostawia nas sam na sam z myślami i oceną wyrwanej z ram czasu historii.  
Te zakończenie bez puenty, bez jakichkolwiek wyjaśnień doskonale podsumowuje tej obraz, jako dzieło chaotyczne, niedokończone, szare (mimo miejsca akcji) brutalnie obnażającej fakt, że dobro i zło dzieli cieniutka prawie niewidoczna linia, często przekraczana na potrzeby większego zysku. Zachęcam do oglądania, film jest twego wart, mimo ciężkiej atmosfery, przygnębiającego klimatu i pstryczka w nos dla nieuważnego widza, który może nie poznać w pierwszej chwili   bardzo charakterystycznego aktora (tak, nie poznałem Fostera). 8/10