niedziela, 30 września 2012

Sherlock Holmes: Gra cieni (2011)


Sherlock Holmes. A Game of Shadows (2011) – kiedy entuzjasta runa leśnego opuszcza łono natury z pustym koszykiem, może czuć się zawiedziony, zniechęcony bezproduktywnymi poszukiwaniami. Gdy spodziewając się lejącego ukropu z nieba i świeżej rybki z nadbałtyckich restauracji, dostajemy ledwie ciepły dzień i mrożonki, też możemy się poczuć oszukani. Jednak posiadając zdolność szybkiej adaptacji do zaistniałej sytuacji, otwarty umysł można czerpać przyjemność z rzeczy na które nie do końca byliśmy nastawieni. Tym tropem podąża reżyser w drugiej odsłonie przygód Sherlocka Holmesa, przedstawiając losy detektywa w sposób całkowicie odmienny od tych z książek Doyle. 
Guy Ritchie, ukazuje swoją wizję detektywa w sposób spektakularny, przepełniony zdjęciami potrafiącymi zapierać dech w piersiach, akcją pędzącą w zawrotnym tempie zapominając o wspólnym mianowniku dla przygód bohaterów. Film należy do kategorii – nie ważne jak, byle do przodu i z przytupem. Obraz często wprowadza w zakłopotanie widza, bo ten nie do końca może sobie przypomnieć co było kilka minut temu na ekranie. Sceny nie wynikają jedna z drugiej, czasami łączą się w dziwny sposób, wprowadzając niepotrzebne zamieszanie. 
Niesprawiedliwością było by pominąć fakt, że mimo ogromnego chaosu na ekranie chwile spędzone przed nim są przyjemne. Czas umilają świetne zdjęcia, kostiumy, scenografia dopracowana w szczegółach, a na pierwszy plan wysuwają się aktorzy grający główne role. Robert Downey Jr. oraz Jude Law zaprezentowali szczere aktorstwo, ogląda się ich jak parę starych dobrych kumpli na dobre i złe, potrafią rozbawić i uspokoić choćby tylko na moment zamęt w fabule. Jako kino czysto rozrywkowe, na wieczór po ciężkim dniu w sam raz, na raz. 7/10

środa, 26 września 2012

Pieskie popołudnie (1975)


Dog Day Afternoon (1975) – Nowy York u progu lat siedemdziesiątych prezentował się okazale, miał swój klimat i intrygujący kontrast. Twórcy filmu w pierwszych minutach pokazują w jak odmienny sposób można spędzać popołudnie, jak  może wyglądać podróżowanie, świetnie punktują w tych kilku migawkach, rozwarstwienie społeczne nakreślając jakimi prawami rządzi się metropolia. Z tej niższej klasy wywodzi się jeden z głównych bohaterów filmu Sony  Wortzik (świetny, świeży Al Pacino), jako głównodowodzący ekipie napadającej na bank. Traf chciał, że sejf świecił pustkami, jeden z wspólników uciekł z miejsca zbrodni, a policyjne radiowozy pojawiają się niebywale szybko pod bankiem. Sony postawiony pod ścianą zaczyna kombinować, wymyślać plan na nowo, wierząc w to, że wybrnie z nieciekawej sytuacji. Pomóc mają media i licznie zgromadzona publiczność, która szybko zaczyna trzymać stronę przestępców, widząc nielogiczne i brutalne działania władz.
Obraz oparty o prawdziwe wydarzenia broni się swą prostota, dobrym aktorstwem i potrafi sprawić, iż widz do końca seansu będzie się zastanawiał jak to się skończy. Mimo, że na ekranie nie dzieje się wiele, nie odczułem znużenia, spokojnie prowadzenie fabuły tylko podkreśla fakt źle zaplanowanego napadu. Główni bohaterzy to w gruncie rzeczy mało doświadczeni w fachu znajomi, których życie zmusiło do tak drastycznych posunięć. Rozwijająca się fabuła, powoli odkrywa motywy obu panów i do czasu jest wszystko na miejscu i logicznie prezentowane. Jednak z rozwojem sytuacji (nie znam faktów z prawdziwego napadu) scenariusz zbacza na wątek mało przekonujący, sztuczny i wymuszony, zrobiony dla taniego poklasku. Pomijając tą część, Pieskie popołudnie to kawał dobrego kina, warto go odhaczyć na liście zobaczone. 7/10

poniedziałek, 17 września 2012

Rampart (2011)


Rampart (2011) – szumnie zapowiadany dramat policyjny, padł ofiarą źle i nieprecyzyjnie prowadzonej kampanii reklamowej. Dlatego też nie może dziwić słaba ocena na IMDb, bo jeśli publiczność spodziewa się fabuły z zwrotami akcji, brutalnymi scenami - mniej lub bardziej uzasadnionymi, pościgów samochodowych i decyzji gliniarza na skraju legalności to mogła poczuć się oszukana. Rampart to dramat z krwi i kości, brak tu miejsca na popisy na fajerwerki, to obraz smutny, spoglądający surowym okiem na życie policjanta stanowiącego prawo, interpretując je na swój sposób.
Reżyser obrazu przenosi widza do lat 90 tych, do Los Angeles gdzie afera korupcyjna w szeregach policji wychodzi na jaw, a policjant i szacunek do władzy jest czymś obcym dla obywateli. Główny bohater, Dave Brown (genialny Woody Harrelson) już po przebudzeniu zaczyna dzień w niecodziennym dla szarego człowieka otoczeniu. Wychodząc do pracy mija dwie kobiety, byłe kochanki, które na dokładkę są siostrami, z każda z nich ma córkę, a dziwne podejście do wspólnych posiłków to kwestia wyblakła na planie innych dziwactw. Dave należy do tej grupy policjantów, mających się za samotnych stróżów prawa, za ludzi brnących w bagno naciągnięć, przeinaczeń bo po pierwsze ktoś to musi robić, a po drugie tylko tak można efektywnie pracować. Postać grana przez Harrelsona, to człowiek z głową na karku, potrafiący wyłgać się z każdych tarapatów, aż do momentu kiedy agresywne zatrzymanie czarnoskórego mężczyzny zostaje upublicznione i napiętnowane w mediach. Od tej chwili film przeistacza się w gorzką opowieść o radzeniu sobie w krytycznych sytuacjach, atakuje widza „brudem” ulicy i nagle się kończy zostawiając go z niczym. Po krótkim namyśle i małym rozczarowaniu z finału przychodzi myśl, że ten obraz musiał się tak skończyć. Jakiekolwiek rozwiązanie sytuacji Browna było by mało oryginalne i podobne do dziesiątej innych w tego typu produkcjach. A tak twórca zostawia nas sam na sam z myślami i oceną wyrwanej z ram czasu historii.  
Te zakończenie bez puenty, bez jakichkolwiek wyjaśnień doskonale podsumowuje tej obraz, jako dzieło chaotyczne, niedokończone, szare (mimo miejsca akcji) brutalnie obnażającej fakt, że dobro i zło dzieli cieniutka prawie niewidoczna linia, często przekraczana na potrzeby większego zysku. Zachęcam do oglądania, film jest twego wart, mimo ciężkiej atmosfery, przygnębiającego klimatu i pstryczka w nos dla nieuważnego widza, który może nie poznać w pierwszej chwili   bardzo charakterystycznego aktora (tak, nie poznałem Fostera). 8/10

piątek, 7 września 2012

Boss (2011-?, sezon 1)

Boss (2011-?, sezon 1) – serial stacji Starz, który szybko osiągnął sukces, został okrzyknięty jako jedna z najlepszych serialowych premier 2011 roku opowiada o ciemnej stronie polityki. Oto burmistrz Chicago Tom Kane (Kelsey Grammer
,wspaniała kreacja), prowadząc swój urząd zdecydowanie i bezkompromisowo ni stąd ni zowąd dowiaduje się o chorobie wyniszczającej komórki mózgowe, co w ostateczności prowadzi do utraty świadomości i samodecydowania. Diagnoza zostaje okryta wielką tajemnicą, a widz z odcinka na odcinek będzie śledził losy chorego człowieka rządnego władzy , nie mającej niczego wspólnego z demokracją, praworządnością czy zwyczajną uczciwością.
Serial obnaża polityków z wszystkiego co w człowieku dobre i przedstawia go jako zwierze pragnące kontroli i pieniędzy. Twórcy obrali ciężki kaliber, atmosfera każdego epizodu jest duszna przepełniona korupcją, zdradą, seksem jako chwilowym oderwaniem się od spraw codziennych. Fabuła potrafi zmęczyć, wyczerpuje widza ciągłym przekopywaniem się przez brudy polityków. Obserwacja każdego pojedyńczego kroku burmistrza i jego najbliższych nigdy nie jest jednoznaczna, tam czai się drugie dno, druga strona medalu odkrywana powoli przez twórców.
Dzieło kablówki od strony wizualnej to majstersztyk. Sceny rozmów, w szczególności tych istotnych, obfitują w liczne zbliżenia, najazdy, oddające delikatne ruchy mięśni twarzy, które czasami oddają więcej aniżeli dziesiątki słów. Producenci dołożyli wszelkich starań by kamera była członkiem scen, a nie tylko obserwatorem. Zapraszam gorąco do oglądania, bo choć serial trudny w odbiorze to jednak daje satysfakcję i nadzieję na solidne produkcje telewizyjne. 8/10