wtorek, 3 września 2013

Sztanga i cash (2013)


Pain & Gain (2013) – uzyskałem ból, zyskałem cierpienie, zdobyłem boleść... Te pokrętne zwroty wynikają z dosłownych tłumaczeń słów pain oraz gain i one w pełni oddają samopoczucie podczas seansu. Sztanga i cash (mieszanie dwujęzycznych słów w tytule przez dystrybutora to nieporozumienie) to film z zmarnowanym potencjałem, to dzieło chcące popisać się mięśniami, żal, że ów wspaniałe kształty zostały oparte na przeterminowanych sterydach. Naprawdę szkoda tej historii, jej tragizm można było przekazać na różne sposoby, niestety wybrano ten najbardziej chaotyczny i nijaki. I tak mamy przed sobą kilkadziesiąt minut z rzadka zjadliwego humoru, obserwujemy amatorów robiących co krok karygodne błędy, zgraje degeneratów których poczynania nie potrafią nas wzruszyć. 
Twórcom nie pomogli także aktorzy grający główne role, co więcej pogrzebali ten film całkowicie. Najlepszym z trójki głównych bohaterów był Dwayne Johnson, którego jakoś można tolerować na ekranie. Mark Walhberg (z całą sympatią dla niego) miał za dużo do zagrania i to go zniszczyło. Każda scena z jego udziałem w której trzeba pokazać emocje, odkryć się przed widzem wypada bardzo blado i sztucznie. Z uprzejmości nie będę wspominał o Anthony Mackie, bo ten to mnie denerwował nawet jak się nie odzywał. Jedynym wartym wspomnienia interesującym akcentem były postacie odegrane przez aktorów takich jak Ed Harris i Tony Shalhoub, ale to za mało by móc się cieszyć z całości.  5/10