sobota, 4 lutego 2012

Kowboje i obcy (2011)

Cowboys & Aliens (2011) – połączeni skrajnie różnych gatunków filmowych, zestawienie w jednym obrazie kowboi i kosmitów brzmi pysznie. Mniej smakowicie przedstawia się jednak scalenie owych nurtów z sobą w sposób zaprezentowany przez twórców filmu. To, że w pierwszych kilkunastu minutach wynudziłem się nie jest niczym nadzwyczajnym, lecz ziewanie podczas następn1ych kilkudziesięciu minut to już przesada. Ratuje się jedynie koniec, ostateczna rozgrywka i postacie obcych, wyglądające na nie skalane komputerem.
Akcja zaczyna się pośrodku pustynie. Faceta z amnezją zaczepia trzech drabów szybko dochodząc do wniosku, że samotny kowboj może być poszukiwany i sakiewki za niego można napełnić. Ten co to nie pamięta co jadł na śniadanie w ciągu kilku sekund likwiduje przeciwników i udaje się do najbliższego miasteczka w celu ustalenia szczegółów z swojej przeszłości. Gdy dociera do bliżej nie określonej mieściny, nowe ja, wrzuca go wir wydarzeń. Wieczorem jest już u szeryfa na garnuszku. I wtedy pojawiają się obcy.
Jak już nieraz wspominałem moja sympatia do aktorów wpływa na odbiór obrazu. Tutaj wielbiąc prezentowane gatunki miałem spory problem z obsadą. Daniel Craig nie potrafi wkupić się w moje łaski, Olivia Wilde nie powoduje zgięcia w kolanach z zachwytu, a i aktorsko mnie męczy. Światełkiem w tunelu był Harrison Ford. Nie przypomina swoją grą profesora Indiany, ale posiada przebłyski chęci pracy i kilka minut należało do niego. Wspomniana ostatnia scena, to godna podziwu sekwencja. właściwie dawkująca akcję nie wstydząc się przy tym brutalności. Początek i rozwinięcie miotają się pomiędzy niby to wesołym westernem, a miernym sci-fi. W moim odczuciu filmowi brakowało mroku, poważnego podejścia do problemu. Wiem, że moje podejście kłóci się z zaprezentowanym, ale gdyby tą ścieżką poszła fabuła pewnie los bohaterów byłby mi bliższy. 5/10