piątek, 24 stycznia 2014

Martwica mózgu (1992)


Braindead (1992) – ogromne szczury, które wypełzły z rozbitego statku na Wyspie Czaszek gwałcą lokalne małpy. Ich potomstwo to nowy gatunek w świecie fauny: małposzczur. Samo pojawienie się tej dziwnej hybrydy nie stanowiło by problemu gdyby nie fakt, iż ugryzienie przez nowo powstałą, bądź co bądź Boską istotę, powoduje martwicę mózgu, czyli po dzisiejszemu, zarażony zmienia się w zombie... Drogi czytelniku, jeśli powyższe informacje rażą Cię w jakikolwiek sposób, nie czytaj dalej, a tym bardziej nie oglądaj filmu. Natomiast jeśli zarys fabuły wydaje Ci się odpowiedni, to siadaj przed TV i delektuj chorą wizją reżysera Władcy Pierścieni.
Ostrzeżenie było więc lecimy dalej. Rzeczony małposzczur, dzięki ekspedycji naukowej dostaje się do Nowo Zelandzkiego zoo. Wygląda szkaradnie i nie daje nadziei na poprawę. Jednak ktoś stwierdził by pokazać go ludzkości nie mając pojęcia o konsekwencjach tego czynu. Po drugiej stronie tej makabrycznej historii mamy parę zakochanych, spędzających pierwsza randkę w tymże zoo. Matka mężczyzny z wrodzonej wredoty i ogromnej zazdrości o syna śledzi randkowiczów. I kiedy zostaje ugryziona przez ssaka niosącego w sobie niebezpiecznego wirusa, karuzela krwawych wydarzeń rozkręca się na dobre, w tym przypadku na złe, bardzo złe!
O tym kto wyreżyserował film dowiedziałem się dopiero po seansie i polubiłem pana Jascksona jeszcze bardziej. Okazuje się, że nie od dziś ma pomysły wykraczające po za ludzkie pojmowanie. Fakt, że podzielił Hobbita na trzy części może dziwić, szokować, a i tak fani do kin się wybiorą. Inną sprawą jest zaczynać karierę reżysera filmami o kosmitach, którzy w swoim odpowiedniku naszego MC, zamiast wołowiny używają ludzkich „części” (Bad Taste 1987), albo raczy widza obrazem Meet the Feebles o hipopotamicy, którą zdradza mąż, a do jej znajomych zaliczają się: króliczek z Aids, słoń prześladowany przez swoją byłą żonę kurę z którą ma dziecko, oraz żaba narkoman... by wreszcie nakręcić Martwicę mózgu! Szacunek.
Braindead to horror z sporą dawką humoru, na pewno nie dla wszystkich ale jak się złapie klimat zabawa gwarantowana. Reżyser postarał się o hektolitry naturalnie wyglądającej krwi z wielkim uczuciem, co krok ukazuje widzowi ludzkie wnętrzności, których nazwa szybko przestaje być aktualna. Z minuty na minutę robi się coraz „straszniej”, sytuacja głównych bohaterów gmatwa się w zastraszającym tempie, a kosiarka do trawy staje się narzędziem jednej z największych masakr zombi w historii kina. Polecam! 7,5/10

sobota, 18 stycznia 2014

Dexter (2006-2013, sezon 6)


Dexter (2006-2013, sezon 6) – oglądając serial, zawsze układam w głowie co o nim napiszę. Każdy odcinek ma historię,  momenty godne zapamiętania albo też sprawia, że odechciewa mi się serialu. Staram się uważnie śledzić losy bohaterów, by później rzetelnie opisać wrażenia na blogu. Okazuje się jednak, że moja droga donikąd nie prowadzi, przynajmniej w przypadku serialu Dexter. Chciało by się napisać, iż najlepiej mój stan emocjonalny wyraził pewien wieszcz, bądź dowcipnie spuentował niejaki..., tutaj wedle uznania proszę wpisać ulubionego, cenionego twórcę. Jednak idealnym zwieńczeniem moich trosk jest cytat z filmu Kiler-ów 2-ów wypowiedziany przez Stefana „Siarę” Siarzewskiego: „no i w pizdu i wylądował i cały misterny plan też w pizdu”. Słowa wypowiedziane przez Janusza Rewińskiego to idealny opis tego co wydarzyło się w ostatnich sekundach ostatniego odcinka opisywanego sezonu.
Po każdym odcinku miałem mętlik w głowie, ciężko było bezkrytycznie spoglądać na to co serwuje nam Showtime. Scenarzyści idą na skróty, rozwijają nowy wątek zapominając o zaszłościach z poprzednich sezonów. Ewidentnie największym minusem tej serii jest brak emocji, a propos złapania serialowego, seryjnego zabójcy. Taki stan rzeczy można tłumaczyć tylko w jeden sposób: seria będzie kontynuowana dopóki dopóty widzowie wieczorami będą zasiadać przed TV. Jestem zatwardziałym zwolennikiem seriali, które kończą się z zamysłu twórców, a nie są sztucznie przedłużane, tak w przypadku tej produkcjii, poddaje się i jestem przekonany, że skusze się na następny sezon. 6/10

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Stażyści (2013)


The Internship (2013) – kiedy jest się nastolatkiem żyje się w przeświadczeniu, że o życiu wiemy praktycznie wszystko. Kiedy ma się 25 lat to przeświadczenie staje się prawdą niepodważalną. Natomiast gdy ma się ponad 30 wiosen nasza świadomość podpowiada nam, że nauka i rozwój to nieodzowny element życia, bez którego niczego konkretnego w nim nie osiągniemy. Tytułowi stażyści znajdują się właśnie w takim momencie swojego życia w którym trzeba sprostać przeciwnościom i iść naprzód. 
Para głównych bohaterów to przyjaciele rozumiejący się bez słów. Jako sprzedawcy nie mieli sobie równych. Niestety dla nich, świat się zmienia, a metody handlu wychodzą poza dotychczasowe ramy. W tej sytuacji nie pozostaje im nic innego jak dostosować się i walczyć. A kiedy na ich drodze pojawia się szansa pracy w Google, będą musieli podwoić swoje starania. Choć podwoić to w ich przypadku za mało powiedziane, ponieważ nowe zajęcie wymaga wiedzy około informatycznej, a z tą jest marnie, żeby nie powiedzieć, że tragicznie.
Stażyści to film skierowany dla publiczności pamiętającej czasy, kiedy korzystanie z internetu wiązało się z liczeniem impulsów telefonicznych. Ten film to ukłon dla pokolenia zagubionego w współczesnym świecie, gdzie relacje międzyludzkie zastępuje się serwisami społecznościowymi. Bo niby nie ma w tym nic złego, ale poczucie wspólnoty już nie jest takie samo. Twórcy podnoszą larum dla wartości, który można pielęgnować tylko tu i teraz, a nie klikając w klawiaturę, czekając aż ktoś odpowie...
Zapraszam na seans, proszę nie spodziewać się filmu ciężko strawnego, przepełnionego filozoficznymi przemyśleniami. Stażyści to lekka komedia, która zwyczajnie nie jest bezdennie głupia. 6/10