czwartek, 9 grudnia 2010

Chłopcy z ferajny (1990), Rambo: Pierwsza krew (1982).

Goodfellas (1990) – De Niro, Joe Pesci i Ray Liotta w filmie Martina Scorsese, zrobili co do nich należało. Reżyser na podstawie książki Nicholasa Pileggi "Wiseguy" oraz prawdziwych wydarzeń, pokazał nam świat gangsterów. Scorsese skupił się na Henry Hillu, przedstawił historię nastolatka, który od zawsze chciał wstąpić w szeregi ludzi wyjętych spod prawa, imponowała mu władza jaką posiadali. Zaczynał od podawania drinków, dostarczania przesyłek a skończył jako szanowany gangster, profesjonalista, człowiek żyjący w oparach alkoholu, narkotyków, władzy, wymuszeń, kradzieży, morderstw.
Obraz zaciekawił mnie od samego początku gdzie widzimy sceny z życia głównego bohatera, on sam komentuje zdarzenia jakich jesteśmy świadkami, przedstawia towarzystwo. Wszystko idzie gładko, kolejne doświadczenia tylko przekonują Henrego, że dobrze wybrał, że gangsterski byt będzie dla niego odpowiedni. Pierwsze kilkanaście minut mija w przyjaznej atmosferze nawet obijanie twarzy listonoszowi, pokazane jest w zabawny sposób (no chyba, że ja mam wypaczony gust), nic tylko rzucić szkołę i dobrze się bawić.
Główna części filmu oddaje realizm podejmowanego tematu, trwa około dwóch godzin ale nie nudzi nawet na moment. Zasługą tego jest oczywiście wymieniona wcześniej śmietanka aktorska jak i sam reżyser. Jako fan kina gangsterskiego, nie dziwią mnie sceny zabijania za błahostkę, bezwzględne egzekucje, problemy z rodziną, kobietami, używkami, a w Chłopcach z ferajny doświadczamy tego na każdym kroku.
Końcówka to ukazany chronologicznie dzień z życia głównego bohatera, jego ostateczny wybór, ciekawe zwieńczenia dzieła. Polecam, klasyk. 8,5/10

First Blood (1982) – Wam też na wspomnienie o pierwszej części Rambo, pojawia się ironiczny uśmieszek na twarzy? Film dobrze wspominany, bo to wspomnienie z dzieciństwa, bo to kasety VHS itd, ale chyba mało kto traktuje First Blood poważnie.
Ja, jako ojciec, mąż, człowiek płacący podatki, w pełni sprawny na umyśle (no, kilka szarych komórek, nigdy już nie wróci), śmiem twierdzić, iż Rambo First Blood to arcydzieło kina rozrywkowego!
Dla przypomnienia, film opowiada o weteranie wojennym. John Rambo po powrocie z Wietnamu, nie radzi sobie z życiem w cywilu. Jego znajomi z oddziału zginęli na polu walki, jedyny ocalały, umarł w domu, zostawiając Johna samego z ciężkim bagażem doświadczeń. Nasz bohater, podczas swojej tułaczki trafia do spokojnego miasteczka z zamiarem zjedzenia posiłku. Natrafia na szeryfa, który daje jasno do zrozumienia, że to nie miejsce dla niego. Owe wypędzenia to przysłowiowa kropa, to początek walki przedstawicieli władz z Bogu ducha winnym żołnierzem.
Film otwiera kultowa już scena na moście, świetny klimat i Sylvester Stallone próbujący z siebie wykrzesać aktora to coś naprawdę niebywałego. Sceny pościgu, skok Johna Rambo z skarpy na choinkę i zszywanie rany, wyglądają bardzo realistycznie. Końcowa scena, gdzie Rambo, daje upust emocją podczas rozmowy z swoim dowódcą, zagrana bardzo dobrze mając na uwadze np. ostatnie dzieło Stallone The Expendables, gdzie moim zdaniem się nie popisał. Polecam 8/10