sobota, 23 lutego 2013

Kwiaty wojny (2011)


The Flowers of War (2011) – na przełomie lat 1937-38, wojsk Japońskie wkraczają do Chińskiego miasta Nankin. Podbój  ówczesnej stolicy Republiki Chińskiej, za cichą zgodą dowództwa, odbywa się w najbardziej nieludzki, niehonorowy sposób. Działania wojenne przepełnione agresją, okupione są śmiercią tysięcy cywilów. Wszechobecne okrucieństwo, ból, lęk przed śmiercią stają się przygnębiająca codziennością na którą ciężko szukać lekarstwa. 
W tą krwawą rzeczywistość zostaje wrzucony amerykański grabarz John Miller (Christian Bale), z misją pochowanie księdza, nauczyciela w tamtejszym kościele. Bohater szybko przekonuje się, że z zapłatą za usługę może być ciężko, na jego barki spada los uczennic, a sytuację komplikuję jeszcze bardziej prostytutki szukające schronienia na terenie kościoła. Te dwie małe społeczności tak różniące się od siebie będą musiały z sobą żyć, współpracować i wspólnie stawić czoła wrogowi i to pod przewodnictwem Johna, który na potrzeby chwili zostaje księdzem. 
Głównym motywem filmu jest przemiana jak zachodzi w bohaterach, metamorfoza tylko dzięki której można przeżyć. Reżyser spycha na dalszy plan konflikt zbrojny, skupiając się bardziej na ludzkich odruchach. W idealny sposób łączy losy postaci, czyniąc ich relacje prawdziwymi. Z przekonaniem udowadnia, że potrzeba życia jest bardzo silna, tym silniejsza jeśli chodzi o drugiego człowieka. Interesujące kino, odsłaniające kulisy niechlubnej ludzkiej historii, z przesłaniem i wiarą, że dobro jest w nas... w niektórych przynajmniej. 8/10

czwartek, 14 lutego 2013

Spartacus: Zemsta (2010-?)


Spartacus: Vengeance (2010-?) - druga odsłona Spartacusa straciła swój blask. Zawodzi praktycznie każdy element sprawiający widzowi frajdę z oglądania. Brak Whitfielda widoczny jest gołym okiem. Liam McIntyre jako odtwórca głównej roli, cały czas wygląda na zbyt przejętego, przerażonego, spiętego, a co za tym idzie sceny z jego udziałem chwilami wypadają nienaturalnie i to pomijając doniosły ton rozmów tamtych czasów. 
Twórcy poprawiając (wreszcie) wygląd i autentyczność krwi, i tak polegli nomen omen na polu walki. Za sprawą słabego scenariusza, jakiekolwiek potyczki zostały pozbawione napięcia. Już nie ekscytują, bo też ciężko kibicować komuś bez sprecyzowanego celu (pragnienie życia, samo w sobie jest celem, ale bardziej rozchodzi mi się o główny wątek, który jest słabo zarysowany).
Zniżkę formy można zrozumieć, wytłumaczyć, a w sprzyjających okolicznościach nawet wybaczyć i czekać na kolejny sezon. Ale za ulotnienie się specyficznego klimatu, seksualnej rozpusty wywołującej zaczerwienienie policzków, trzeba skarcić. Niby konwencja pozostała, schemat jest podobny, aczkolwiek z przykrością stwierdzam, że wykonanie jest na tyle mizerne, iż piękno kobiecego ciała, zbliżenia między postaciami działają tylko na jeden zmysł...
Na pochwałę zasługuje podejście do postaci z pierwszego sezonu. Rozwiązywanie wątków służy serialowi (z jednym wyjątkiem, uwaga SPOILER – rudowłosa miała zginąć wraz z mężem, jej postać jest na siłę wciśnięta do Zemsty), daje się go ogarnąć w całości, szkoda, że w bólach. 6/10

środa, 6 lutego 2013

Dracula (1992)

Dracula (1992) – film można podzielić na dwie części. Pierwsza, to opowieść jak rumuński książę Vlad i dlaczego stał się wampirem. To historia szaleńczo zakochanego człowieka, który porzuca chrześcijaństwo z ogromną determinacją i wizją zemsty. To chwile w zamku Drakuli, przepełnionego grozą, nostalgią, tęsknotą. To także doskonała rola Gary Oldmana, wspaniała charakteryzacja i dbałość o szczegóły scenografii.
Druga część, już mniej mroczna, dzieje się w Londynie. Tutaj profesor Abraham Van Helsing, zaczyna pojmować kim jest przybysz z Transylwani, jak z nim walczyć i mu przeciwdziałać. Sceny z stolicy nie są już tak teatralne jak te w zamku, ale także mają swoją siłę i w przepięknych ramach zamykają opowieść miłości, bo wampiry, strachy, wczepianie się w piękne kobiece szyje to tylko tło, sen, ułuda. 
Może to i mało profesjonalne, ale po pierwszych kilku minutach wiedziałem, ze pokocham ten film. Muzyczny motyw przewodni, początek fabuły tak dobitnie świadczący z czym będziemy mieli do czynienia, wprawił mnie w demoniczny nastrój i nie opuszczał do końca seansu. Francis Ford Coppola, popełnił najpiękniejszy jaki dotąd widziałem film o miłości, tej najprawdziwszej, nieskończonej i czystej.
Ocena tego filmu to sto procent emocji jakie kotłowały się we mnie podczas seansu. Nie potrafię porzucić ekscytacji i opisać obraz w miarę obiektywnie. Drakula z 1992 roku z muzyką Wojciecha Kilara to dzieło tak wielkie, że nie potrafiłem o nim zapomnieć przez kilka dobrych dni. Soundtrack wałkowany non stop nie dał zapomnieć o historii, o klimacie filmu i tej nieskrepowanej szarzy uczucia, gdzie śmierć nie jest przeszkodą, a żar potrafi tlić się przez stulecia. 9/10