poniedziałek, 25 listopada 2013

Wiecznie żywy (2013)


Warm Bodies (2013) – to opowieść o nas samych, o społeczeństwie osamotnionym na własne życzenie, bo tkwiącym w wirtualnym świecie. Wiecznie żywy to także na nowo napisana historia Romea i Juli. Różnice, oprócz tych oczywistych wchodzących w skład  przemian kulturowych i innej czasoprzestrzeni, to takie, że pod koniec zakochana para żyje i ma się dobrze. Co z tego, że współczesny Montecchi charakteryzuje się blado sino cerą, niecodzienną dietą i kiedy postawić go obok zombie jest całkiem podobny.
Oglądając zwiastun tego filmu byłem zaskoczony, ale chętny do poznania całości. Po fakcie, odczucia były podobne do tych z trailera, ale to co działo się pomiędzy nie koniecznie można nazwać entuzjazmem. Już wyjaśniam. Historia zombie, który zaczyna odczuwać, staje się znowu człowiekiem już z założenia jest dziwaczna. Ta osobliwa fabuła w trakcie trwania seansu zagłębia się w rejony tak absurdalne i oderwane od realiów, że głowa mała. Jednak reżyser czuwający nad dziełem potrafił z tak irracjonalnego pomysłu wyciągnąć coś co chce się oglądać. Dzięki świetnej ścieżce dźwiękowej, gdzie na przemian słychać rockowe klasyki i współczesne brzmienia ten film wydaje się znośny, a po jego zakończeniu do znudzenia słucha się Hungry Heart, Bruc'a Springsteena, albo (do czego ja się absolutnie nie przyznaję) utworu Missing You autorstwa Jhona Waite. 
Dziwny to film. Chwilami sam się zastanawiałem dlaczego go oglądam, ale kiedy dotrwałem do końca i w uszach nadal brzmią rockowe kawałki nie słyszane od tak dawna, jestem skłonny wystawić Warm Bodies ocenę pozytywną. 6/10

czwartek, 21 listopada 2013

Fringe (2008-2013, sezon 5)

Fringe (2008-2013, sezon 5) – koniec. Po pięciu sezonach serial zakończył  działalność. Na swojej drodze napotkał wiele przeszkód (widmo kasacji, pojawiało się przed rozpoczęciem praktycznie każdego sezonu), ale twórcy szli w zaparte i udało im się dojść do końca, mam nadzieje, tak jak tego sobie życzyli. Fringe przez te wszystkie lata jawił się w moich oczach jako serial robiony za wszelką cenę z przeświadczeniem, że widz jest najważniejszy, że widzowi należy się solidne i przemyślane zakończenie. 
Trzynaście odcinków wieńczących dzieło to jedna misja, jeden wspólny cel. I choć wydaje się to jasne i klarowne nie widać tego od pierwszych minut. Początek sezony niestety bywa chaotyczny. Fan dzierżący w ręku pilota często musi korzystać z funkcji pauzy, by przypomnieć sobie linię fabularną, która tutaj jest niczym jazda na karuzeli z świadomością: czy wyłączyłem żelazko? Lecz kiedy wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować, można się wygodnie usadowić i czekać na finał, bo ten w tym sezonie jest najważniejszy. Jego istota napędza wszystkie odcinki i szczerze powiedziawszy jest tym czynnikiem przez który przymykamy oko na niedoskonałości, spore uproszczenia i dziury w scenariuszu. 
Podsumowując serial jako całość, jako 100 odcinkową przygodę, śmiało można wydać opinię, że jest wart obejrzenia.   Fringe to serial wyjątkowy i to nie tylko przez to jaką tematykę porusza. Za sezon 7/10, za całokształt 8,5/10.

środa, 13 listopada 2013

Kac Vegas III (2013)


The Hangover Part III (2013)Kac Vegas w Bangkoku to porażka w pełnym tego słowa znaczeniu, to film zmuszający do oświadczyn, że jeśli powstanie kolejna część nie można jej oglądać. Przyrzeczenie ważna rzecz, ale gdy zewsząd spływają pozytywne recenzje, należy przewartościować poglądy i samemu ocenić część z numerem trzy. Szczęśliwie już początek seansu nastraja pozytywnie i szybko zapominamy o drugiej odsłonie. Wstęp doskonale ukazuje przemianę jaką przeszedł obraz. Trzecia część to już nie opowieść o kretynach dla... mało wymagającego widza, ale rasowy film akcji. Wieńczące trylogię dzieło wymyka się z sztywnych ram i daje widzowi kilkadziesiąt minut zabawy na przyzwoitym poziomie.
Obraz z trójką na końcu to nareszcie nowy pomysł, a nie odcinanie kuponów. Tutaj reżyser stara się zrobić interesujące kino nie zapominając, że mamy do czynienia z komedią. Różnicę widać na pierwszy rzut oka. Twórca odchodzi od komizmu klozetowo-seksualnego wprowadzając gagi trudne w odbiorze ale zabawne, nie doprowadzające co krok do irytacji. W tej dziedzinie prym wiedzie Zach Galifianakis, jako Alan Garner. Ten mały, gruby, brodacz to postać trudna do skatalogowania. Jest osobnikiem przepełnionym sprzecznościami, posiadającym spojrzenie obłąkańca i niewiadomego pochodzenia charyzmę. To Alan napędza cały ten absurd, to jego postać tworzy atmosferę wypełnioną przyciężkawym, ale genialnym humorem. Kac Vegas 3 udowadnia, że jest dziełem mogącym istnieć bez dwóch poprzedzających części oraz przekonuje, że bawić można na różne sposoby. 7/10

poniedziałek, 4 listopada 2013

Filadelfijska opowiesc (1940)


The Philadelphia Story (1940) – młodzież pragnie nowości, żąda kina z fajerwerkami, super efektami specjalnymi i żeby to wszystko było okraszone humorem około seksualnym, niekoniecznie w sensie romantycznym. Takie czarno-białe przedstawienia jak The Philadelphia Story to nie ich bajka, to przeżytek dla starych ramoli. Nie mam żadnego dowodu na powyższą teorię, sugeruje się otaczającą rzeczywistością, a na to papiery mam.
Dlaczego zaczynam notatkę w tak poważnej nucie? Ano dlatego, że filmy w odcieniach szarości niosą z sobą wielką wartość i należy o tym pamiętać. Prezentowany tutaj obraz nie jest może kamieniem milowym w kinematografii, ale jest przykładem na to jak nakręcić wspaniałą komedią z elementami romansu, pożądania, która nie będzie odrzucała swoją wulgarnością. Ten film to także dotkliwy pstryczek dla naszej sfery plotkarskiej, mającej się za coś odkrywczego i nowoczesnego. O nie. Za oceanem już siedemdziesiąt lat temu organizowano imprezy pod publikę, pod media. Ludzie z pierwszych stron gazet byli zmuszeni uważać na to co mówią, z kim się pokazują itd. Nic odkrywczego, ale doskonale ukazuje ile jesteśmy w tyle za zachodem, jak świeże jest nasze podwórko plotkarskie.
Wracając do filmu, rudowłosa Katharine Hepburn, Cary Grant oraz James Stewart stworzyli fantastyczne trio. Mimo mozolnie rozwijającej się akcji, aktorzy nie pozwalają odejść od ekranu. Każdy z nich miał swoje zadanie i wykonał je wybornie. Hepburn kokietowała męską część widowni przez cały seans, nawet pod wpływem alkoholu jej postać trzymała fason i była urocza. Grant, jako głos rozsądku daje widzowi oparcie i nadzieję na idealne rozwiązanie galimatiasu jaki wytwarza się podczas trwania filmu. No i Jams Stewart w roli początkującego pisarza, potrafi rozbawić kinomana w najmniej oczekiwanym momencie. Wspaniałe dzieło, wspaniała historia 8/10