niedziela, 21 lipca 2013

Dopóki piłka w grze (2012)


Trouble with the Curve (2012) - „Problem z podkręconą”, przepraszam „Do póki piłka w grze” (który to już raz  dystrybutor zdradza większą część fabuły?) jest obrazem tak bardzo schematycznym, że wieczora higiena jamy ustnej wydaje się nie lada przygodą. W fabule na próżno szukać nowinek, nie ma tutaj dosłownie ani jednej iskierki dającej nadzieje na nową jakość w kinie traktującym sport jako filozofie życiową. Twórcy godząc się na tak mało wyszukaną historię, poklasku szukają w innym miejscu. Okazuje się bowiem, że ograny do bólu motyw można uatrakcyjnić zatrudniając wyśmienitych aktorów, że role obsadzone z głową, pisane pod konkretnych artystów to strzał w dziesiątkę. I tak mamy tutaj Clinta Eastwooda jako tetryka z wiecznie skwaszoną miną oraz Amy Adams, kobietę idealnie dowodzącą własną karierą zawodową, ale zagubioną w życiu prywatnym. Osobę, szukającą miłości, akceptacji, odpowiedzi na pytania zadawane sobie od lat. Towarzyszy im poczciwy John Goodman i jak zawsze przebojowy i wyluzowany Justin Timberlake. Ta czwórka ciągnie film i minuta po minucie przekonuje widza, że jednak warto poświęcić te kilkadziesiąt minut na seans. 
Robert Lorentz prócz gry zespołowej z pałkarzami, łapaczami, skórzanymi rękawicami i home run'ami (nie potrafię zrozumieć fenomenu tego sportu w US) eksponuje problem przemijania, bezceremonialnego zastępowania starego nowym. Odsłania w prostym jak drut filmie, że dzisiejszy sport to numerki, tabele i statystyki, że postęp i nowoczesne techniki rekrutacyjne nie zawsze mogą dostrzec prawdziwy talent. Jednoznacznie uświadamia widza, że sport to biznes, brudny jak każdy inny. 7/10

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pokłosie (2012)


Pokłosie (2012) – na najmłodsze dziecko Władysława Pasikowskiego można spojrzeć na dwa sposoby. Pierwszy i ten najbardziej oczywisty to weryfikacja obrazu jako takiego. Pokłosie to przecież sztuka dla widza i tak trzeba ją oceniać. Tyle, że w tym przypadku temat porusza tak wiele serc, że ocenie musi podlegać także fabuła, jej wydźwięk i morał.
Na początek strona mało kontrowersyjna, aczkolwiek dostarczająca nie mniej emocji. Pasikowski stworzył świetny thriller, powoli i z rozsądkiem odkrywając przed widzem fakty składające się na historię. Odkrywanie kolejnych faktów to interesujący proces, który może nie wymyka się spod linii obranej przez Polskich twórców, ale siłą rzeczy jest naturalną drogą opisującą nasze podwórko. A najistotniejsze w tym jest to, iż reżyser nie robi niczego na siłę, nie dołuje widza z premedytacją maniaka, zwyczajnie trzyma go w garści i im bliżej końca daje powody do przemyśleń.
Przepychanki na temat antypolskiego wydźwięku filmu są dla mnie zrozumiałe. To oczywiste, że widząc jak krajan morduje niewinnych ludzi (narodowość, religia, kolor skóry jest mało istotny w tym momencie) można poczuć się niekomfortowo. Tyle, że odbiór tej samej treści może być z goła inny. Jedni pomyślą, że Pasikowski to zdrajca, będą zbulwersowani jego światopoglądem. Natomiast inni ujrzą w opowieści przestrogę, zrozumieją iż takie czyny podczas wojny, gdzie mało kto jest czarny albo biały się zdarzały. Teraz mamy o nich pamiętać i nie dopuścić do powtórki. Powstała wokół filmu otoczka skandalu i nienawiści świadczy tylko o tym jak mało potrafi dostrzec społeczeństwo, a te skrajne emocje dobitnie pokazują jak wiele jeszcze jest do zrobienia... Za film, za całość 8/10

piątek, 5 lipca 2013

Merida Waleczna (2012)


Brave (2012) – siadając do pisania tej notki, pierwsze co przychodzi na myśl to fryzura głównej bohaterki. Raz, że to ogromna burza rudych loków, dwa, że jest ona wszechobecna i na swój sposób zabawna. Następnym nasuwającym się wnioskiem jest morał o wzajemnych interakcjach rodziców z dziećmi, wymagań wobec swoich pociech i ambicji dzieci, które często pragną czegoś innego aniżeli rodzice. No i trzeci fakt wynikający z tej opowieści to przestroga dla naszych pragnień, aby pamiętać, że mogą się spełnić i to w sposób jaki byśmy się tego nie spodziewali. 
I to by było na tyle. Niestety największa radochę przy tym seansie miałem z tego, że oglądałem go z dzieckiem, bo sam film przelatuje bez większych emocji. Kilka zabawnych scen, odrobina przygody, szczypta czarów i kilkadziesiąt minut  w kolorowych obrazów. Ciężko było wczuć się w poczynania głównej bohaterki. Od początku wiadomym było, iż metamorfoza matki Meridy musi zostać odwrócona. Historia prowadzona liniowo, bez fajerwerków, tajemnic, zagadek do rozwiązania w tym przypadku skutkuje brakiem empatii z postaciami i samą opowieścią.
Co ciekawe, twórcom udało się wpłynąć na mojego syna. Już jakiś czas po wspólnym oglądaniu okazało się, że zrozumiał fabułę, zauważył, że motywy Meridy były niewinny, a przebieg wydarzeń zwyczajnie wszystkich zaskoczył. Więc jakiś pozytywny aspekt tegoż spektaklu był!. 6/10