czwartek, 30 grudnia 2010

Fargo (1996), Serce nie sługa (2005).

Fargo (1996) – plan był prosty: główny bohater potrzebuje na szybko pieniędzy, zleca porwanie swojej żony. Okup ma zapłacić teść, a kasa zostać podzielona fifty fifty między mężem a porywaczami. Sprawa szybko się komplikuje i z niewinnego porwania staje się historią o poważnych czynach i konsekwencjach. Scenariusz do filmu napisało życie, więc nie będę go chwalić, aczkolwiek realizacja i przekazanie widzowi tematu jest na najwyższym poziomie.
Bracia Coen prezentują opowieść bez żadnych upiększaczy czy dłużyzn, zawarli całą historie w 90 minutach, bez skrępowania zapodają widzowi kolejne fakty z wydarzeń z 1987 roku w malowniczym miasteczku Fargo w Północnej Dakocie. Każda postać ma swoje pięć minut w filmie, nawet mąż głównej bohaterki, robiący jajecznice ciężarnej żonie wczesnym rankiem jest ciekawą kreacją. Fabuła wciąga od pierwszych minut i trzyma w napięciu do końca seansu. Budowanie klimatu należy do najlepszych jakie ostatnio widziałem, po takim filmie chce się więcej dzieł Coenów. Polecam 9/10

Prime (2005) – reżyser obrazu, czyli Ben Younger nie wsławił się żadnym dziełem, Serce nie sługa także przeszło by bez echa gdyby nie dobrze obrana obsada. Film pociągły i uratowały od zapomnienia Meryl Streep oraz Uma Thurman. Zagrały przekonująco, zabawnie miło było oglądać z jednej strony wyśmienity warsztat, z drugiej niebanalną urodę. Każdy może sobie sam dopasować co pasuje do której aktorki.
Film opowiada o 37 letniej kobiecie sukcesu, której życie sercowe zaczyna się od nowa po właśnie podpisanych dokumentach rozwodowych. Na drodze spotyka młodego mężczyznę i mimo wielu wątpliwości angażuje się w związek. Rafi, bo tak nazywa się główna bohaterka, uczęszcza na sesje terapeutyczne, dzieli się z swoimi lekarzem przemyśleniami, szczegółami z życia z nowym partnerem i szuka usprawiedliwienia dla zaistniałej sytuacji.
Pierwsze kilkadziesiąt minut to miłe dla oka aktorstwo, interesujący obyczaj bo na pewno nie komedia i pomimo standardowych rozwiązań scenariuszowych dobrze się ogląda. Jest jedno, co potem było wręcz oczywiste, zaskoczenie, wręcz przewrót fabularny i zapowiada się naprawdę dobrze. Lecz im dalej w las tym reżyser zaczyna się gubić, nie może się zdecydować czym ma być film. Przechodzi z lekkiego klimatu w bardziej poważny, muśnie go, by za chwile powrócić do poprzedniego.
Moja ocena całości, została popsuta właśnie przez ww wątpliwości, niezdecydowanie autora, który początkowo sprzedaje nam przyzwoity obraz, by potem, nie wiadomo po co go komplikować. 6/10

Mam zaszczyt zakomunikować, że Fargo to setny film jaki pojawił się na blogu :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Knight and Day (2010), Sex Drive (2008).

Knight and Day (2010) – zastanawiam się czy mam się narażać odpowiadając na pytanie kto bardziej podobał mi się na ekranie? I, że był to Tom Cruise... Zdziwieni? Partnerką wspomnianego, była Cameron Diaz, jako dziewczyna która zostaje wplątana w aferę o międzynarodowej skali. Za rolę mogę jej postawić dużego plusa, ale uroda już do mnie nie przemawia w żaden sposób.
Fabuła filmu opiera się na ucieczce głównych bohaterów przed zastępami CIA oraz handlarzami bronią którym bardzo zależy na gadżecie jaki jest w posiadaniu agenta specjalnego i przypadkowej blondynki. Roy Miller, zostaje oskarżony o zdradę agencji i za pomocą spotkanej na lotnisku June Havens chce oczyścić swoje imię.
Wybuchowa para to modna ostatnio sensacja o luźnym charakterze, gdzie główne role gra para damsko-męska, trochę na wesoło. Dobrze się ogląda, ciekawe sceny pościgów samochodowych, awaryjne lądowanie samolotu w wykonaniu Cruisa choć mało realne, jest do zaakceptowania. Patrząc krytycznym okiem na całość, można by się czepić kilku szczegółów, scen gdzie nie istniej fizyka czy zdrowy rozsądek, ale po co, film ma bawić i robi to w sposób doskonały. 7/10

Sex Drive (2008) – komedie o amerykańskich nastolatkach szukających dziewczyny odpadają u mnie w przedbiegu. Ale jak często wspominam zaglądam tu i ówdzie i znalazłem ciekawą recenzję Sekspedycji u milczącego krytyka.
Tytuł wyjaśnia wiele z fabuły, dodam tylko, że główny bohater Ian, poznaje dziewczynę w internecie, która chętnie pozbawi go dziewictwa. Przeszkodą jest tylko kawal drogi do przebycia kradzionym samochodem brata. Podróż zaowocuje ciekawymi przygodami, momentami jest zabawnie, a żenujących gagów jest naprawdę mało. Obraz to typowy przerywnik w oglądaniu rzeczy wartościowych, na co czasami sobie pozwalam. Na zimowy wieczór w sam raz. 6/10

środa, 22 grudnia 2010

Trick (2010), Policja zastępcza (2010).

Trick (2010) - Miał to być film o fałszowaniu pieniędzy, przekrętach na najwyższych stanowiskach w kraju, fabuła miała wbijać w fotel za pomocą zwrotów akcji, intryg, spisków, szyfrowanych wiadomości i bóg jeszcze wie czego. Wyszło niemrawo, bez ikry. To jakby oglądać film dla dorosłych z wstydliwym operatorem kamery, który pokazuje wszystko prócz...
Produkt misi zarobić, więc u nas bierze się znanych, lubianych, nie zawsze dobrych, aktorów i się kręci, często niestety niedbale, po łebkach. Byle nawciskać jak najwięcej do scenariusza, zapętlić się, a potem wyjaśnić wszystko w kilka chwil przed napisami. Trick, to pizza z ogromem dodatków, ociekająca tłuszczem z słabej restauracji, kiedy chciało by się dostać dobry, wyrafinowany produkt bez tony żółtego sera i kechupu.
Mimo moich żalów, było coś co rzadkie w polskim filmie, a powinno na dłużej zagościć. Mianowicie, jeśli dobrze sobie przypominam nie słyszałem ani jednego przekleństwa (nie, żeby mi przeszkadzały ale reżyser pokazuje, że czasami można bez ...) oraz aktorzy, mówię tu o Adamczyku i Więckiewiczu, rozmawiali po angielski bez polskiego akcentu!
Polecam zobaczyć mimo wszystko, gdyż polski film który nie przygnębia i nie bije po oczach tandetą zasługuje na uwagę. 5,5/10

The Other Guys (2010) – na jednym z komisariatów w Nowym Jorku, ginie para najlepszych policjantów. Jak można się domyśleć, ktoś musi ich zastąpić. Do tego miana startuje policjant z ambicjami, wydarzenia z przeszłości zatrzymały jego karierę w miejscu oraz gryzipiórek z ciekawym podejściem do życia. Przez dwie godziny panowie robią wszystko by zaimponować komendantowi i pokazać jak bardzo się starają by złapać bandziorów.
Film gdzie główne role grają Will Ferrell oraz Mark Wahlberg (Ferrell odpycha od samego oglądania jego facjaty, dopiero w połowie filmu się przyzwyczaiłem, Wahlberg wielkim aktorem nigdy nie zostanie, po prostu darzę go sympatią) to istna sinusoida, sceny zabawne przeplatają się słabą i momentami żenującą komedią. Gagi często graniczą z dobrym smakiem (orgie bezdomnych w samochodzie jednego z bohaterów, a raczej inspekcja samochodu po), więc albo się uodpornimy albo nie zawracajmy sobie głowy tą sztuką.
Najmocniejszą stroną filmu są związki detektywa Gamble z kobietami i sposób w jaki potrafi je zganić. Nie wiadomo dlaczego ale wszystkie piękności lecą na faceta w idiotycznych okularach, idiotycznym garniturze, wożącego się Toyota Prius. Przykładem tego może być scena, gdzie Gamble „depcze” filmową żonę (w tej roli Eva Mendes, jakby to ująć, hmm, no ładna jest) na każdym kroku, zły ubiór, zła kuchnia przeciętne ciało itp!? 5,5/10

środa, 15 grudnia 2010

Mechanik (2004), Wilkołak (2010).

The Machinist (2004) – Christian Bale zyskał popularność po: Batman Begins, The Prestige, ale film po którym został w ogóle zauważony dla szerszej publiczności to właśnie Mechanik.
Główny bohater pracuje w fabryce, cierpi na bezsenność, schudł do granic możliwości, nie udziela się towarzysko. Jego jedynym zajęciem jest praca i spotkania z prostytutką, jedną osoba której zależy na Treworze. Wydarzenia jakie śledzimy na ekranie są osadzone w dwóch światach: realnym i wyimaginowanym, powodowanym brakiem snu, problemami z psychiką. Koniec końców dowiemy się co było czym, ja nie będę zdradzał, by nie psuć seansu.
Bale zdominował dzieło Andersona (reżyser), autentycznym, szczerym aktorstwem, oraz swoim poświęceniem jakie musiał włożyć w role, dieta jakiej się poddał, była sporym wyzwaniem. Aktor zawładną całym obrazem, wszystko skupia się na nim, reszta obsady jest tylko tłem.
Z rzadka biorę się za kino psychologiczne, gdzie roi się od niedomówień, sekretów, wizji oderwanych od rzeczywistości. Mechanika zobaczyłem z biegu, poszedł impuls i już, nie żałuje. 7,5/10

The Wolfman (2010) – opisywanie interesujących filmów to prosta rzecz, nawrzucanie słabiźnie jest jeszcze łatwiejsze, natomiast streścić swoja opinie o dziele nijakim jest chyba najtrudniejsze. Ponieważ ani się czepiać, a tym bardziej chwalić nie ma za co, niecałe 120 min przelatuje nam przed oczami bez większego problemu ale i bez entuzjazmu.
Jedynie na oprawie graficzne można było zawiesić oko, IX wieczna Anglia wyglądała interesująco, ciekawe zdjęcia, plenery, aczkolwiek już sam wygląd wilkołaka, przeciętny jak na możliwości dzisiejszego kina. Na upartego można jeszcze wspomnieć o klimacie filmu, ponieważ w poprawny sposób oddawał czasy oraz problemy z jakimi stykali się bohaterowie. Nie jest moim zamiarem kogokolwiek odciągać od wilkołaków, jednakowoż* spoglądając na półkę z filmami do zobaczenia, szkoda mi tych dwóch godzin straconych na The Wolfman. 5,5/10

ps: tekst powyżej napisałem jakis czas temu, teraz gdy go czytam i myślę o filmie, przed oczami mam kilka scen i ogólny zarys oraz po przemyśleniu tego wszystkiego, mogę stwierdzić z całą stanowczością, że 2 godziny na The Wolfman nie były tak do końca stracone.


*słówko wyrwane z „Cars”, zawsze mnie bawi, trzeba ratować swój nastrój

czwartek, 9 grudnia 2010

Chłopcy z ferajny (1990), Rambo: Pierwsza krew (1982).

Goodfellas (1990) – De Niro, Joe Pesci i Ray Liotta w filmie Martina Scorsese, zrobili co do nich należało. Reżyser na podstawie książki Nicholasa Pileggi "Wiseguy" oraz prawdziwych wydarzeń, pokazał nam świat gangsterów. Scorsese skupił się na Henry Hillu, przedstawił historię nastolatka, który od zawsze chciał wstąpić w szeregi ludzi wyjętych spod prawa, imponowała mu władza jaką posiadali. Zaczynał od podawania drinków, dostarczania przesyłek a skończył jako szanowany gangster, profesjonalista, człowiek żyjący w oparach alkoholu, narkotyków, władzy, wymuszeń, kradzieży, morderstw.
Obraz zaciekawił mnie od samego początku gdzie widzimy sceny z życia głównego bohatera, on sam komentuje zdarzenia jakich jesteśmy świadkami, przedstawia towarzystwo. Wszystko idzie gładko, kolejne doświadczenia tylko przekonują Henrego, że dobrze wybrał, że gangsterski byt będzie dla niego odpowiedni. Pierwsze kilkanaście minut mija w przyjaznej atmosferze nawet obijanie twarzy listonoszowi, pokazane jest w zabawny sposób (no chyba, że ja mam wypaczony gust), nic tylko rzucić szkołę i dobrze się bawić.
Główna części filmu oddaje realizm podejmowanego tematu, trwa około dwóch godzin ale nie nudzi nawet na moment. Zasługą tego jest oczywiście wymieniona wcześniej śmietanka aktorska jak i sam reżyser. Jako fan kina gangsterskiego, nie dziwią mnie sceny zabijania za błahostkę, bezwzględne egzekucje, problemy z rodziną, kobietami, używkami, a w Chłopcach z ferajny doświadczamy tego na każdym kroku.
Końcówka to ukazany chronologicznie dzień z życia głównego bohatera, jego ostateczny wybór, ciekawe zwieńczenia dzieła. Polecam, klasyk. 8,5/10

First Blood (1982) – Wam też na wspomnienie o pierwszej części Rambo, pojawia się ironiczny uśmieszek na twarzy? Film dobrze wspominany, bo to wspomnienie z dzieciństwa, bo to kasety VHS itd, ale chyba mało kto traktuje First Blood poważnie.
Ja, jako ojciec, mąż, człowiek płacący podatki, w pełni sprawny na umyśle (no, kilka szarych komórek, nigdy już nie wróci), śmiem twierdzić, iż Rambo First Blood to arcydzieło kina rozrywkowego!
Dla przypomnienia, film opowiada o weteranie wojennym. John Rambo po powrocie z Wietnamu, nie radzi sobie z życiem w cywilu. Jego znajomi z oddziału zginęli na polu walki, jedyny ocalały, umarł w domu, zostawiając Johna samego z ciężkim bagażem doświadczeń. Nasz bohater, podczas swojej tułaczki trafia do spokojnego miasteczka z zamiarem zjedzenia posiłku. Natrafia na szeryfa, który daje jasno do zrozumienia, że to nie miejsce dla niego. Owe wypędzenia to przysłowiowa kropa, to początek walki przedstawicieli władz z Bogu ducha winnym żołnierzem.
Film otwiera kultowa już scena na moście, świetny klimat i Sylvester Stallone próbujący z siebie wykrzesać aktora to coś naprawdę niebywałego. Sceny pościgu, skok Johna Rambo z skarpy na choinkę i zszywanie rany, wyglądają bardzo realistycznie. Końcowa scena, gdzie Rambo, daje upust emocją podczas rozmowy z swoim dowódcą, zagrana bardzo dobrze mając na uwadze np. ostatnie dzieło Stallone The Expendables, gdzie moim zdaniem się nie popisał. Polecam 8/10

niedziela, 5 grudnia 2010

Robin Hood (2010), Resident Evil: Afterlife (2010).

Robin Hood (2010) – czytanie, poznawanie opinii innych to podobno dobra rzecz. Rozwija, skłania do myślenia, a to jeszcze nikomu przecież nie zaszkodziło. Tyle, że w przypadku dzieła Scott'a, doszło do tego, że film leżał i czekał na moja uwagę, a twierdzenia, że Crowe jest za stary na Robin Hooda, że film jest za długi, że kilka scen, wątków jest zupełnie niepotrzebnych, kołatały się w mojej głowie na wspomnienie o banicie z łukiem.
Teraz muszę spróbować obalić wspomniane wątpliwości, zaczynając od fabuły. Przedstawiona historia, jest to okres przed tymi prezentowanymi w serialach, dowiadujemy się jak Robin stał łucznikiem o gołębim sercu. Faktycznie niektóre sceny są oderwane od głównego wątku, ale ja odbierałem je jako dodatek do całości. Powiem więcej, chętnie bym zobaczył 6 odcinkowy serial, zmontowany z całego materiału. Bonusy dobrze się oglądało za sprawą Crowe, Blanchett oraz Max'a Sydow. Crowe może i słusznie nie za bardzo pasował wiekiem do odgrywanej roli ale dobrze to tuszował aktorstwem. Ważniejszym zjawiskiem, które spaja film jest postać Marion, zagrana przez wspomnianą wcześniej Kate Blanchett. Kobieta z charakterystyczną urodą, na której temat można dyskutować, ale nie można jest odebrać tego, że jest wspaniałą aktorką. Sceny z jej udziałem jak miały być zabawne to takie były, zagrała tak jakbym tego oczekiwał, jest (jakie to przewrotne stwierdzenie) ozdobą obrazu.
Podsumowując, Robin Hood to dobry film, prezentujący historię legendy, gdzie widać dobrze wydane pieniądze, na stroje, zdjęcie i aktorów. To komercyjny produkt, mający nas zabawić w niegłupi sposób, zarobić pieniądze bez aspiracji na dzieło kultowe, ale to nie wada. 8/10

Resident Evil Afterlife (2010) – jak dotąd seria filmów z Mila Jovovich w roli głównej była dla mnie zadowalająca, spełniała niewygórowane wymagania. Zacząłem przygodę z Resident Evil od trzeciej części, była na tyle interesująca, że zaznajomienie się z pozostałymi częściami było tylko formalnością. Śledząc pobieżnie losy filmu w sieci, ciężko natknąć się na dobre słowa skierowane w jego kierunku. Postanowiłem być przekorny i samemu zobaczyć co oferuje Afterlife.
Początek filmu to trochę akcji, słabe efekty specjalne, naciągane do granic możliwości sceny walki. Pomimo ciężko strawnego startu, oglądałem dalej, tłumacząc sobie, że może się rozkręci i będzie przyzwoicie.
Nie było: fabuły, humoru który mógłby uratować beznadziejne dialogi, brak jakiegokolwiek klimatu, napięcia. Kukiełki przemieszczają się po ekranie, coś mówią miedzy sobą, czasami nawet walczą z „nieumarłymi”, niestety podane w tak okropnie bezpłciowy sposób.
Żeby być uczciwym muszę wspomnieć o jednym interesującym wydarzeniu o zabarwieniu humorystycznym. Tyle, że nie jest to żart zawarty w dialogach, czy tez sytuacyjny, chodzi mi o postać graną przez Wentworth'a Miller'a (sławetny Michael Scofield) Głównym zadaniem Redfield'a, jest pomoc w ucieczce z ..., dokładnie z więzienia! Kiedy jego zadanie wychodzi na jaw, skłonny byłem tylko do wypowiedzenia słowa: seriously? 4/10

środa, 1 grudnia 2010

Eksperyment (2010), Preadtors (2010).

The Experiment (2010) – dziś nie będę się tłumaczył, że nie widziałem oryginału, że nie słyszałem o eksperymencie więziennym, przeprowadzonym na losowo wybranych studentach uniwersytetu Stanford. Dziś, dumny z siebie, mogę napisać, że podejście do filmu z 2010 było świadome z odpowiednim bagażem wiedzy w temacie.
Dzieło Scheuring'a to remake filmu Das Experiment z 2001 roku produkcji niemieckiej. Powtórka z rozrywki udana ale słabsza od oryginału. Historia ta sama, czyli wyselekcjonowana grupa ludzi zostaje poddana eksperymentowi, podzielona na strażników i skazanych, odseparowana od świata zewnętrznego i obserwowana.
W rolach głównych występują Forest Whitaker oraz Adrien Brody, są podporą filmu, ich świetne aktorstwo ratuje film. W szczególności Whitaker, któremu przyszło zagrać rolę w której mógł zaprezentować ciekawy warsztat aktorski. Fabuła różni się od oryginału a tym bardziej od prawdziwych wydarzeń ( tak naprawdę nie zauważyłem nigdzie aby twórcy wspominali coś, ze film jest oparty na..., aczkolwiek jest to raczej oczywiste skąd czerpali natchnienie).
Powiedziałbym, że wersja amerykańska jest bardzo uproszczona, płytka, zmiany w zachowaniu bohaterów pojawiają się za szybko, są nieszczere. Oglądając film, nie czuje się tej atmosfery bezradności z jaką muszą walczyć więźniowie, zdjęciom brakuje autentyczności przekazu który tak paraliżował mnie oglądając dzieło sąsiadów zza Odry. Scenarzyści poszli po najmniejszej linii oporu, nie zgłębili się w psychikę bohaterów, nie potrafili oddać ciężkiej atmosfery panującej w zakładzie, uprości historię do minimum. Zobaczyć można, oryginał trzeba znać. 6/10

The Predators (2010) – znowu Adrien Brody (co się stało z jego głosem, przeziębiony grał czy co?), znowu film który ani ziębi ani parzy. Ponieważ już na początku wiadomo, kto pierwszy zginie (no dobra ja się pomyliłem, ale mój typ zginął jako drugi), że w ostatecznym rozrachunku zostanie dwoje bohaterów i choć nie będzie ckliwego zakończenia z gorącymi całusami to oczywistym jest, iż płeć piękna z odrobina pomocy poradzi sobie na obcej planecie. Zapomniałbym, akcja filmu dzieje się na bliżej nie określonej planecie, gdzie zostają przetransportowani ludzie którym daleko do przyzwoitych obywateli. Zostają zwierzyną na którą poluje tytułowy bohater. Okazuje się, że znany nam Predator to popierdułka i cienias, poznamy nowego, lepszego, większego myśliwego.
Jeśli chcecie zobaczyć bandę szumowin, przestępców która stając na krawędzi urwiska, gdzie widać krajobraz nie znany ziemianinowi, zaskakują się tak jak ja na wiadomość, że będzie kolejna edycja Tańca z Gwiazdami, to tak: zapraszam na film. 6/10