poniedziałek, 20 lutego 2012

1920 Bitwa Warszawska (2011)

1920 Bitwa Warszawska (2011) – jest źle i to od samego początku. Kto wpadł na pomysł by przybliżyć widzowi o co chodziło w 1920 roku za pomocą lektora? Pierwsze sekundy wyglądają bardziej na satyrę, aniżeli jako rozprawka o historii. Ton w jaki sprawozdawca opowiada o wydarzeniach tamtych czasów nie spasował mi kompletnie, do pełni (nie) szczęścia brakowało tylko numeru na jaki wysłać sms'a. Ryjący twarzą w ziemi Szyc i pierwsza scena w pociągu wyglądająca jak teatr telewizji, a nie wielka produkcja, pogłębiły tylko przeczucia, że do końca seansu będę zaciskał wargi tyle, że w mało przyjemny sposób.
„Czysta wódka, ani honoru ani munduru nie plami”, słowa te wypowiedział pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski i są one jakby esencją filmu. Esencją dlatego, że tylko wspomniany trunek może pomóc w bezbolesnym odbiorze. Tylko woda ognista może ugasić żal i wielki smutek, że reżyser przehulał górę pieniędzy na obraz o którym jak najszybciej trzeba zapomnieć! Bitwa Warszawska to zaropiała rana na odradzającym się organizmie polskiego przemysłu filmowego. To obraz w którym ciężko doszukać się czegoś dobrego, to kino bez gry aktorskiej, muzyki, intrygi, napięcia i klimatu. Tutaj o czymkolwiek się pomyśli, o jakimkolwiek elemencie sztuki filmowej się wspomni, szybko można dojść do wniosku, że nic co powinno złożyć się na dobry film o wojnie nie wyszło dobrze. No może prócz ilości manekinów martwych koni, tych było, aż nadto.
Jest mi przykro, że film o tematyce patriotycznej, o wielkim zrywie obywateli przeciw ciemiężycielowi nie wywołał żadnych pozytywnych emocji. Pierwszy raz od dawna, sięgając po dzieło z historią w tle nie mam ochoty dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach jakie zobaczyłem na ekranie. Jest mu smutno, że oglądając młodego żołnierza z wnętrznościami (nazewnictwo przestało już w tym momencie być aktualne) w dłoniach nie wywołuje we mnie współczujcie, odrobiny solidarności z poległymi żołnierzami, a tylko drażni swoją nachalnością! 4/10