niedziela, 31 października 2010

K-PAX (2001), Okno na podwórze (1954).

K-PAX (2001) – nie potrafiłem się zabrać za ten film, leżał tak i leżał a ja miałem ciekawsze rzeczy do roboty. Filmy dobieram z wyprzedzeniem, oglądam listę tego co mam, wybieram gatunek który akurat mi pasuje i bam, siedzę przed TV. K-PAX, nie był mi po drodze, ciężko było mi się na niego zdecydować, aż kiedyś coś mnie tknęło, zobaczyłem i byłem pod wielkim wrażeniem.
Wspomniany K-PAX to planeta oddalona od ziemi o lata świetlne (czyli bardzo daleko) a główny bohater, Prot jest jej mieszkańcem. Przybywa na ziemie, obserwuje, spisuje raport by w końcu wpaść w ręce policji, która szybko dochodzi do wniosku, że należy go oddać pod obserwację psychiatryczną. Prot, w tej roli wspaniały, olśniewający Kevin Spacey, trafia pod skrzydła dyrektora Instytutu Psychiatrycznego na Manhattanie. Mark Powell (Jeff Bridges) bada przybysza, stara się postawić diagnozę ale sprawa się coraz bardziej się komplikuje.
Film można podzielić na dwie części: pierwsza to przybycie Prota, jego opowiadania o K-Pax które są bardzo autentyczne jest w nich odrobina magii, chcemy wierzyć, że mamy do czynienia z kimś obcym a nie z człowiekiem chorym psychicznie. Druga część, już bardziej poważna, zaciera się tajemniczy klimat, obserwujemy stosunki doktor-pacjent.
Polecam, film wyjątkowy. 9/10

Rear Window (1954) – kolejny raz muszę napisać, że nie znałem twórczości wielkiego reżysera, tym razem trafiło na Hitchcocka. Widziałem „Ptaki”, ale to było dawno pamiętam tylko stada atakujących ptaków.
„W Oknie na podwórze” śledzimy historię fotografa, który podczas rekonwalescencji złamanej nogi, zmuszony jest do przesiadywania w domu. Jego głównym zajęciem staje się obserwowanie sąsiadów, sprawę ułatwia wysoka temperatura, wszyscy mają odsłonięte okna oraz specyficzna zabudowa osiedla pozwalająca bez trudu zobaczyć intymne szczegóły z życia innych.
Dzieło Hitchcocka to film zagadka, prowadzony bardzo spokojnie, akcja toczy się powoli ale napięcie narasta z każdą minutą. Sprawa staje się momentami oczywista by za chwilę reżyser zrobił z głównego bohatera człowieka o zbyt bujnej wyobraźni a widz nabiera coraz większych wątpliwości. Polecam, bardzo ciekawy seans. 9/10

czwartek, 28 października 2010

Jak wytresować smoka (2010), Hazardziści (1998).

How to Train Your Dragon (2010) – gdy pojawia się ciekawa animacja czekam na polski dubbing, jedna z niewielku rzeczy jakie wychodzą w polskim kinie. Tutaj po zapoznaniu się z oryginalnymi głosami wiedziałem od razu, że zobaczę film z angielskim dubbingiem. Ciekaw byłem w szczególności Butelra jako Stoick – ojciec głównego bohatera, oraz Craiga Fergusona (prowadzący talk-show Late Late Show). Panowie wypadli bardzo dobrze, świetny akcent, każdy miał swój styl, nie wiadomo czy czytać napisy czy delektować się dialogami.
Jak wytresować smoka to historia młodego wikinga, chłopca o filigranowej posturze z zamiłowaniem do prac w kuźni, bez żądzy krwi smoków, czyli nie po tradycji rodzinnej. Na domiar złego Hiccup łapie w sidła jednego z najgroźniejszych smoków, opisywanych w książkach, jako ten z którym się nie walczy, tylko chowa w krzakach i modli o to by odszedł. Stając z potworem twarzą w twarz nie potrafi zrobić mu krzywdy, a z czasem zaprzyjaźnia.
Film ma ciekawa wymowę, uniwersalne przesłanie, mówi o starciach miedzy ojcem a synem, uczy, bawi, umila jesienne, coraz dłuższe i zimne wieczory (musiałem to kiedyś napisać). Polecam. 8/10

Rounders (1998) – nie jestem fanem oglądania filmów w telewizji, niekończące się reklamy, podobny i powtarzający się repertuar, a ciekawostki są upychane w godziny dla nocnych marków. Dlaczego jeden film może być emitowany w każdej stacji kilka razy a drugi nie? Nie będę nad tym się rozwodził, powiem tylko tyle, szkoda, że Hazardziści nie trafili do częstej emisji w polskiej TV.
W kilku słowach można powiedzieć, że Rounders to film o pokerze o ludziach dla których jest on zabawą, pracą, uzależnieniem. Do dziś znałem całe dwa rodzaje tej gry, okazuje się, że odmian jest trochę więcej, że żyjąc w Nowym Jorku można grać w niezliczonych ilościach miejsc a nasz los nie zależy tylko od kart.
W filmie Śledzimy losy Mike'a McDermott (Matt Damon), studenta prawa, który po sromotnej porażce wycofał się z hazardu. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy odbiera swojego przyjaciela z więzienia Lester'a 'Worm' Murphy (Edward Norton) razem wpadają w wir kart, żetonów i długów które szybko trzeba spłacić.
Na koniec dodam, że koniec filmu można przewidzieć nie pod koniec, bo już prawie na początku, mimo to warto znać ten film, nie wszystko będzie tak oczywiste jak może się wydawać (ja się pomyliłem w przypuszczeniach co do fabuły) . Koniec. 7/10

niedziela, 24 października 2010

Dwanaście małp (1995), Koszmar z ulicy Wiązów (2010).

Twelve Monkeys (1995) – to historia więźnia... i tu pojawia się problem. Opisując fabułę, 12 Małp trzeba wspomnieć kilka szczegółów, które mogą zepsuć radość z oglądania czy rozwikłania układanki. Więc przejdę od razu do wrażeń po seansie.
Reżyser, Terry Gilliam od pierwszych minut, ukazuje naszym oczom tajemniczy świat, ciekawe klimatyczne zdjęcia, oraz uchyla rąbka tajemnicy co będziemy oglądać przez następne dwie godziny. Dwie godziny, gdzie widz poddawany jest próbie odgadnięcia czy losy bohaterów potoczą się wedle ich myśli czy podołają powierzonemu im zadaniu i czy wreszcie dowiemy się prawdy o... wspominałem, że niczego nie zdradzę, tak?
Ciekawy scenariusz, dobre wykorzystanie go na ekranie to jedno ale ktoś to przecież musi zagrać. Tutaj główna role odgrywają: Bruce Willis, początkowo dawałem wiarę w jego historię, później już nie byłem taki pewien, co świadczy o interesującym aktorstwie, oraz Brat Pitt. Pojawiła się tylko w 1/3 filmu a jego gra pobrzmiewa przez cały obraz, zagrał z powalającym realizmem, każda chwila Pitt'a na ekranie jest wielce interesującym doświadczeniem. Na górze listy płac pojawiła się także Madeleine Stowe, zagrała poprawnie, bez fajerwerków.
Zawsze chciałem zobaczyć 7 Element i 12 Małp, jestem po obu filmach i śmiało mogę stwierdzić, że ten drugi wygrywa wyścig o moją dobrą ocenę na blogu. 8/10

A Nightmare on Elm Street (2010) – do teraz zastanawiam się co skłoniło mnie do obejrzenia kolejnej części filmu z facetem w pasiastym sweterku. Straszenie widza z ekranu, zaskakiwanie, nawet takie samo przez cały film, zawsze mnie wystraszy i denerwuje, że znowu dałem się nabrać. Przesadnym fanem Frediego też nigdy nie byłem.
Podczas projekcji, dalej szukałem powodu dlaczego bez przymuszenia chciałem oglądać film o koszmarach? Scenariusz jest tak prosty, że wymyślanie ciekawej metafory nie ma sensu. Cała akcja rozbija się o nie zasypianie. Walka ze snem przeważnie kończy się spotkaniem z koszmarem z ulicy Wiązów i wymyślnym unicestwianiu amerykańskiej młodzieży. Aż przychodzi taki moment, że decydujemy się zostać do końca, poniważ pojawiają się wątpliwości, zatajana przeszłość przynosi interesujące informacje o Krugerze, zaczyna się klarować jakaś fabuła.
Nie jest to wielkie kino, średnie też nie, ale można zobaczyć z znajomymi, przy szklance ulubionego napoju, a widok wystraszonej drugiej połówki, bezcenny. 5/10

środa, 20 października 2010

Coś (1982), Lekcja przetrwania (1997).

The Thing (1982) – w amerykańskim ośrodku badawczym na Antarktydzie pojawiają się naukowcy z sąsiedniej placówki, aczkolwiek nie jest to wizyta czysto towarzyska. Norwegowie ścigają psa i wszystko wskazuje na to, że chcą go za wszelką cenę zastrzelić. Sytuacja zaczyna się komplikować, padają strzały w skutek których ginie jeden z przybyszów, zostaje ranny Amerykanin, a człowiek który z takim zacięciem polował na psa ginie od wybuchu granatu. Cała sytuacja jest na tyle dziwna, że należy sprawdzić co wydarzyło się w stacji badawczej Norwegów. Załoga w składzie: Dr. Copper (Richard Dysar) oraz pilot śmigłowca MacReady, (miło popatrzeć na młodego Russell'a) wyruszyli w misję zbadania okoliczności, które doprowadziły do tragicznych wydarzeń. Po powrocie przywieźli niepokojące informacje na temat tego co widzieli i przywieźli to COŚ i właśnie to COŚ zaczyna wkradać się w szeregi naszych bohaterów, dosłownie się wkrada...
Film kręcony na początku lat osiemdziesiątych, więc nastrój budują aktorzy, muzyka, scenariusz miejsce zdarzeń, a nie komputerowe efekty specjalne. Wszystko o czym wspomniałem przed chwilą stoi na wysokim poziomie, film ogląda się bardzo przyjemnie, no chyba, że ktoś akurat jest w czasie obiadu-nie polecam. Warto zobaczyć 8,5/10

The Edge (1997) - film jak i historia w nim zawarta jest jak setki innych, „Lekcja Przetrwania” ma jednak coś co go wyróżnia wśród tłumu: obsadę. Duet aktorski dzięki któremu film okazuje się ciekawą rozrywką to: Anthony Hopkins jako miliarder, człowiek z ogromną wiedzą, piękną żoną któremu jednak czegoś w życiu brakuje oraz Alec Baldwin w roli fotografa, amanta, człowieka biorącego z życia co najlepsze. Wspomniana para wraz z dwojgiem kompanów wybiera się samolotem na poszukiwanie człowieka dzięki któremu sesja fotograficzna będzie autentyczna i ciekawa.
Gdzieś na początku filmu pada zdanie o tym, że podczas lotu samolotem trzeba uważać na ptactwo, wiadomo zderzenie z stadem ptaków na wysokości niczego dobrego nie wróży. Jak można się domyśleć do takiego spotkanie jednak dochodzi, a samolot ląduje na dnie jeziora znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów od cywilizacji. Bohaterowie są zmuszeni znaleźć drogę powrotną, walczyć z przyrodą, a nawet między sobą.
Film ma kilka wad, niedociągnięć scenariuszowych, ale jako niskobudżetowa produkcja daje satysfakcję z oglądania. 7/10

niedziela, 17 października 2010

Krótko o filmie przedstawia: Jurassic Park, Iron Man 2.

Jurassic Park (1993) – pamiętam jak dziś (no prawie), wrzesień 1993 roku, jako 13 latek wychodzę do kina Kosmos w Katowicach na wieczorny seans, chyba premierowy pokaz. Po powrocie do domu byłem zachwycony filmem, żywymi dinozaurami ogólnie całym wydarzeniem.
Dziś, po upływie 17 lat od premiery, po 17 latach gdzie efekty specjalne znajdują się w innym wszechświecie dzieło Spielberga już tak mocno nie działa na naszą wyobraźnie. Fabuła prócz żywych stworzeń które przecież wyginęły 65 mln lat temu niczym nie zaskakuje. Jest prosta, poukładana, schematyczna, aczkolwiek w latach 90tych film miał się opierać na nowoczesnych efektach specjalnych, więc nie czepiam się scenariusza.
Prehistoryczne stworzenia trącą myszką (nie tylko one, krowa „udająca” się na pożarcie wyglądała strasznie sztucznie) a cała opowieść jest srodze naciągana. No i co z tego... Pierwszą część Parku Jurajskiego warto poznać, aczkolwiek następne sobie podaruję. 6/10

Iron Man 2 (2010) – na dzień dzisiejszy film zarobił około 312 mln dolarów, przy budżecie 200 mln $, więc śmiało można powiedzieć, że osiągnął wielki sukces komercyjny. Ludzie tłumnie przychodzili do kin zobaczyć kolejny raz Iron Mana, płacili za bilety, na szczęście nie ja! Zobaczyłem sobie film w domu, a rozczarowanie po seansie mogłem utopić w szklance mleka i szybko zapomnieć.
Iron Man AD 2010 jest o wiele słabszy od poprzednika, bez scenariusza, bez humoru zrobiony wyłącznie dla pieniędzy. Nie mówię tego, bo spodziewałem się arcydzieła, mówię to jako fan kina akcji, ekranizacji komiksów, ogólnie rzecz biorąc superbohaterów, dobrej zabawy przed ekranem. Dostałem 1,5 h filmu gdzie scenariusz mieścił się chyba na kilku stronach A4, a ostatnie 30 min mimo, że z wielkim wykopem niczego ciekawego do całości nie wniosło. 4/10

niedziela, 10 października 2010

The Ghost Writer (2010), Solomon Kane (2009).

The Ghost Writer (2010) – trochę wstyd się przyznać, ale twórczość Polańskiego jest mi zupełnie obca, bo gdy tak na poważnie zacząłem interesować się kinem, jakieś 2 lata temu, na tapecie nie było filmów które by reżyserował. Teraz nadarzyła się okazja i ciekaw byłem co zaoferuje nasz rodak.
Autor Widmo opowiada o pisarzu, który przyjmuje zadanie stworzenia biografii premiera Wielkiej Brytanii. Niby zadanie jak każde inne, aczkolwiek okoliczności nie sprzyjają spokojnej pracy. Poprzednik zginął w podejrzanych okolicznościach, a premier zamieszany jest w nieczyste interesy na scenie politycznej.
No i czy zostałem usatysfakcjonowany? Hmmm w sumie to tak. Film mimo swoich dwóch godzin i akcji toczącej się bardzo, a momentami jeszcze bardziej powoli podobał mi się. Podobał na tyle, że trzeba będzie sięgnąć po inne dzieła Romana Polańskiego i oczywiście ocenić. 7/10

Solomon Kane (2009) – zazwyczaj bywa tak, że staram się dowiedzieć czegoś o filmie, czytam opinie i z reguły wiem czego się spodziewać. O tej produkcji wiedziałem tylko tyle, że będzie sporo walki wręcz, a główny bohater to człowiek waleczny. Jakież było moje zdziwienie gdy podczas pierwszych scen, oczom mym ukazał się demon, diabeł, zwał jak zwał, zobaczyłem zło! Solomon (główny bohater) po tych wydarzeniach, udaje się do zakonu szukać przebaczenia nowej drogi dla siebie (aha, czyli ów diabeł to tylko metafora, sen mający wstrząsnąć głównym bohaterem za jego niegodziwy żywot). Kane w końcu zostaje wygnany z swojego azylu. Podczas tułaczki spotyka rodzinę, która go przygarnia i traktuje jako przyjaciela i w końcu podczas sceny gdzie mała dziewczynka zamienia się w czarownicę, zacząłem rozumieć o co chodzi.
Dalej jest jeszcze więcej czarnej magii, zła, walki z demonami w sensie dosłownym i tymi z przeszłości. Film to moje klimaty, nie jest dla wszystkich, ale ciekawskim zakończenia historii gorąco polecam! 8/10

poniedziałek, 4 października 2010

Krótko o filmie przedstawia: The Pacific, Batman: Under the Red Hood.

The Pacific (2010) – po ogromnym sukcesie The Band of Brothers, duet producencki Steven Spielberg i Tom Hanks, zapragnęli stworzyć serial w podobnej konwencji ale o wojnie na Pacyfiku, pomiędzy USA a Japonią. Z jednej strony, po kilku zapowiedziach, plus interesująca fabuła, sprawdzeni producenci, czekałem na ten serial, z drugiej jednak strony obawiałem się, że historia o konflikcie Japonia-USA będzie gorsza od poprzedniczki. Konstrukcja obu seriali jest bardzo podobna, początek odcinka to wywiad z weteranami, później już fabularna wersja wojny na Pacyfiku.
The Pacific od strony technicznej wypada bardzo dobrze, sceny batalistyczne, zdjęcia, plenery, autentyczność: wyposażenia, zachowania żołnierzy są prezentowane profesjonalnie i na wysokim poziomie. Elementy fabularne, czyli historie osobiste, wydarzenia po za areną walk także ogląda się z zaciekawieniem. Ostatni epizod, gdzie możemy dopasować żołnierzy z serialu z realnymi uczestnikami kampanii na wyspach był bardzo wzruszający mimo, że można było się tego spodziewać.
Mam tylko jedno ale: The Pacific jest w każdym aspekcie troszkę, minimalnie słabszy od Kompani Braci...
Polecam oglądać Pacyfik, jako pierwszy by Kompania zakończyło dzieło, a my zakończyliśmy opowieści o II wojnie światowej z poczuciem poznania czegoś wyjątkowego. 8/10

Batman: Under the Red Hood (2010) – Batman z 1989 roku to dla mnie wyznacznik dobrej jakości produkcji o Bruce Wayne. Następne filmy stawały się coraz bardziej komercyjne, za kolorowe. Dwa ostatnie, choć obrana droga a propos klimatu, bardzo mi się podobała, to mimo wszystko zostaje tęsknota za zdjęciami, za otoczką Gotham City z końcówki lat osiemdziesiątych.
Animacja którą właśnie zobaczyłem (mój pierwszy nietoperz „malowany kredką”) wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, doczekałem się - producenci zaserwowali nam klimacik rodem z pierwszej ekranizacji komiksu wyreżyserowanej przez Tima Burtona. W 75 minutach znajdziemy sporo akcji, ciekawa fabułę, złoczyńców z ciekawa historią i Batmana na którego miło popatrzeć. Zapraszam na seans! 8/10

piątek, 1 października 2010

Książę Persji: Piaski czasu (2010), Centurion (2010).

Prince of Persia The Sands of Time (2010) – sam nie wiem dlaczego ale od zawsze czułem awersje do Jake'a Gyllenhaal, odtwórcy głównej roli, niczym mi facet nie zawinił, nie mogę się skarżyć na jego aktorstwo, po prostu go nie trawie na ekranie i już. Gry na podstawie której powstał film, nie znam nie grałem, więc można powiedzieć, że moja opinie będzie subiektywno-obiektywna.
Film opowiada o księciu, niesłusznie osądzonym o morderstwo ojca. Główny bohater musi uciekać z dworu by udowodnić swoja niewinność, podczas ucieczki wszedł w posiadanie, sztyletu o magicznych właściwościach. Za jego pomocą mógł cofnąć się w czasie o 1 minutę, ale że był to dar od bogów, sztylet mógł także przyczynić się do zagłady świata, jako kary za niegodne żywota ludzkie.
Seans z sporą dawką akcji, humoru, trochę miłości (w końcu to Disney) dobrych efektów specjalnych, słowem dobra zabawa. Rozrywka dla całej rodziny bo mimo iż jest trochę krwi, to należy pamiętać, że to twór producenta słodkich kreskówek plus zabawy z czasem mogą sporo zmienić. 6/10

Centurion (2010) – w czasach gdy cesarstwo rzymskie rządziło na kontynencie i podbiło wszystkie ziemie które były do zdobycia, na północy Brytanii napotkali mur nie do przeskoczenia, Piktów. Ludność z wielką determinacją broniła swojej niepodległości za pomocą partyzantki, atakowania rzymian w ich obozach z zaskoczenia, pod osłoną nocy. Sytuacja nie była po myśli Rzymu, gdzie został w końcu wydany rozkaz o przełamaniu impasu za wszelka cenę. Decydujący atak należeć miał do IX Legionu, słynącego z bezkompromisowej walki z wrogiem.Koniec zdradzania fabuły, resztę polecam zobaczyć na własne oczy, warto.
Nie to jeszcze nie koniec, nie wspomniałem przecież o kilku istotnych faktach wpływających na odbiór filmu.Twórców pochwalić należy za: pokazanie ciekawej historii, dobrze zrealizowane sceny walki, dobre zdjęcia świetnie wpasowujące się w klimat filmu, oraz muzykę która może mało odkrywcza ale spełniła swoja rolę.Przeszkadzały mi natomiast sceny gdzie uciekający rzymianie zatrzymują się u „czarownicy”, 15 min przegadane bez większego celu. No i najpoważniejszy minus, komu kibicować w pojedynku miedzy dwoma armiami. Reżyser pokazał historię od strony żołnierzy cesarstwa, silną i niezawodną armie, stają ca na przeciw zwykłym rolnikom. Nie wiem jak Wy ale ja zawsze kibicuję temu słabszemu, bo co mi z tego, że wygra silniejszy? Narratorem w filmie był rzymski kapral, śledzimy głównie jego losy, historię jego ucieczki przed Piktami. Wolałbym ogladać tę samą historię oczami Piktów! Mimo wszystko zobaczcie, ciekawe europejskie kino. 6,5/10