środa, 28 września 2011

Thor (2011)

Thor (2011) – syn Odyna ma zostać królem Wszechświata. Jednak kiedy mają paść słowa pieczętujące zmianę na tronie, do zamku wdziera się odwieczny wróg. Po jego szybkim unicestwieniu, Thor wpada w furię, chce jak najszybciej dać nauczkę Gigantom. Wbrew słowom ojca, niedoszły król wyrusza z misją odwetu. Ta kończy się jednak nie po jego myśli, co więcej za swe czyny zostaje wygnany z królestwa, pozbawiony mocy i zesłany na ziemię.
Początkowo myślałem, że główną bolączką będzie aktor grający główna rolę. Okazało się jednak, że Chris Hemsworth wypadł całkiem przyzwoicie na tle pozostałej obsady. Do fabuły podchodziłem z otwartym sercem, odsuwałem od siebie skargi widowni, jakoby losy głównych bohaterów mało obchodziły widza z racji nie bycia ludźmi. Niestety komentarze były słuszne, mało mnie interesowała jakaś wojna między dwoma narodami, które pierwsze widzę na oczy. Szybko doszedłem do wniosku, że to nie przez to, że nie znam papierowej wersji filmu, nie potrafię wczuć się w klimat. Winę za brak empatii ponoszą twórcy jak i sami aktorzy. Dawno nie widziałem tak mało przekonujących postaci, tak słabo napisanych dialogów. Gdyby w miejsce czwórki przyjaciół Thora postawić kanapy, różnice były by znikome.
Film niestety posiada kilka pomysłów, które delikatnie mówiąc minie nie zachwyciły. Sposób w jaki zesłany z niebios człowiek z młotkiem, może nie zakochuje, ale wpada w gorące interakcje z Jane (Natalie Portman), był mało przekonujący i do bólu schematyczny. Sceny które z założenia miały być poważne momentami bawiły. Lecz to co najbardziej irytuje to brak chemii, czy to między aktorami, czy na linii obsada-widz. Każdy zagrał swoje, nie czuć żadnych emocji, ciężko tu kogoś polubić. Film w gruncie rzeczy przeznaczony do fanów komiksu. 5/10