czwartek, 8 marca 2012

Hugo i jego wynalazek (2011)

Hugo (2011) – życie recenzenta, podczas narodzin kina było banalnie proste. Kiedy pociąg wjechał na stacje kolejową, publika w szoku ucieka z sali kinowej, albo obraz o wyprawie naukowców na księżyc, lądujących w oku ciała niebieskiego. To musiało się podobać, nikt nie dyskutował, nie nadinterpretował intencji autora. Dziś jest odrobinę inaczej, filmy są dłuższe - oceniać mogą je wszyscy, efekty specjalne specjalniejsze, ale zasada pozostaje taka sama. Wizyta w kinie ma poruszać wyobraźnię, ma cieszyć, musi zrobić cokolwiek byle by tylko narząd pośrodku klatki piersiowej zmienił rytm.
Martin Scorseze przedstawia historię chłopca, syna zegarmistrza, który musi sobie radzić sam po śmierci ojca. Potajemnie mieszka na paryskim dworcu, nakręca zegary i zbiera części do tajemniczej maszyny. Pragnie ją naprawić i wierzy, że metalowa zabawka przekaże mu wiadomość z zaświatów od ojca. Przyłapany na kradzieży, traci notatnik z zapiskami pozwalającymi „ożywić” urządzenie. Strata notatek przynosi mu jednak interesującą znajomość, kluczową w rozwiązaniu problemu.
Twórca wspomina w swoim dziele pionierów kina, nakręcił film ku chwale iluzjonisty, reżysera Georga Melies z wspaniałym wyczuciem tematu. Na każdym kroku obserwujemy miłość do kina, do jego początków i ogromną chęć do zadowalania widza. Oscary w kategoriach: efekty specjalne, scenografia i zdjęcia mówią same za siebie, nawet kiedy nie zawsze się zgadzamy z wyborem akademii. Każda scena w przepełnionym magicznym atmosferą filmie cieszy oczy, zostaje w głowie na dłużej i przypomina za co kochamy X muzę. Cieszę się, że twórca nie szczędził środków na produkcję, że mógł zrealizować dzięki temu pierwszorzędne widowisko, wystawiając porządną laurkę dla przemysłu filmowego.
Na koniec kilka słów o obsadzie aktorskiej. Ta starsza zagrała dobrze, bez potknięć. Ta bez dowodów osobistych w szczególności odtwórca roli Hugo, Asa Butterfield miał kilka słabszych scen, ale za kilka lat wraz z świetną Chloë Grace Moretz para może wzbudzać kontrowersje. Przydzielone role pasują do ich odtwórców, więc co powodowało by zatrudnić błazna, prześmiewcę dzisiejszej kultury, Sashhę Barona Cohen? W sumie powód jest mało istotny, Brytyjczyk sprawił, ze to cudne dzieło jest jeszcze lepsze. Jego akcent, maniera w głosie sprawia, że chciało by się go słuchać cały czas. „Another orphan” czy też wykrzyczane na dworcu do młodego złodziejaszka „paper bag” brzmi pysznie. Komik wykonał świetną pracę, daje się zauważyć, że kiedy prowadzi go wielki reżyser, potrafi wywołać pozytywne emocje. 8,5/10

Ogłoszenie: przeglądając odpowiedzi google na temat mojego bloga, natknąłem się na kanał z youtube o takiej samej nazwie jak moja. Z tego miejsca chciałbym wyjaśnić, że nie mam nic wspólnego z jego autorem, ZygfrydemQ. Zbieżność nazw przypadkowa, z wskazaniem, że ta na blogspocie była pierwsza.

5 komentarze:

Beatriz pisze...

Ależ mi się ten film podobał! Nie tylko świetnie opowiedziana historia, ale też piękna muzyka i zdjęcia, dzięki którym można poczuć klimat tamtych lat ;)

szymalan pisze...

Może to dziwne, ale znowu się zgadzam co jednego słowa i przecinka ;)Popieram pochwały w stronę aktorów (świetne dzieciaki, zwłaszcza chemią pomiędzy tą dwójką i niezawodny jak zawsze Sacha Baron Cohen!. Dopiszę jeszcze wzruszającego Bena Kingsleya oraz aktorkę , która grała jego żonę (pamiętam ją tylko z roli Narcyzy Malfoyowej z "Harrego Pottera"). Poza tym pyszności wizualne (i trójwymiarowe), wspaniałe kompozycje kadrów, znać, że to mistrz stylu, jakim Scorsese był od zawsze. Mimo prostej fabuły na ekranie się tyle dzieje i jest tyle do oglądania, że trudno się ostatecznie w to wszystko nie porwać. Świetny film. 8/10

krotko o filmie pisze...

Beatriz, idealnie podsumowałaś film, w nagrodę Twój komentarz, przypadkiem bo przypadkiem, znajduje się na ścianie FB :)

szymalan, no co ja mogę? :) Anglik dla mnie to w tym filmie klasa sama w sobie, po za solowymi scenami te z psem także powalał. Np ta w wannie :)

Nikt nie widział kanału kof na YT? :)

przynadziei pisze...

kolejna recenzja pod którą mozna się podpisać i tylko przyklasnąć :)

krotko o filmie pisze...

przynadziei, dzięki, ale czy to dobrze o mnie świadczy, kiedy może nie jako recenzent, a entuzjasta kina lubię to co większość? :)

pozdrawiam serdecznie