Pacific Rim (2013) – krążek z filmem zawitał u mnie jako Mikołajkowy prezent. Z cierpliwością jestem od dawna pokłócony, więc płyta w odtwarzaczu rozwinęła standardową prędkość kiedy właściciel ogromnego wora przekraczał próg mieszkania. W dwie godziny po zderzeniu przeogromnych robotów z tradycją (w sensie obecności świętego) byłem usatysfakcjonowany wieczorem. Problem pojawił się następnego dnia kiedy zasiadłem przed klawiaturą. Pustka, szczęśliwie w głowie nie w domu. Porzuciłem nadzieję, że kiedykolwiek wpis pojawi się na blogu...
Co skłoniło mnie do publikacji? Co sprawiło, że jednak pochyliłem się nad obrazem po raz drugi? Dwa słowa: Skrillex – Recess. Co wspólnego ma DJ z filmem? W sensie produkcji nic, ale jeśli zestawi się obraz i muzykę (w chwili pisania tekstu płyta w całości dostępna na YT), jednocześnie izolując się od ścieżki dźwiękowej filmu, tandetnych dialogów, otrzymamy miksturę na miarę XXI wieku. Wiem, już sam Pacific Rim zasługuje na miano nowoczesnej produkcji, ale ma tyle wad, że bez zewnętrznego wsparcia nie ma u mnie szans. A tak, za sprawą muzyka tak śmiało wkraczającego na nowe, nie dla każdego zrozumiałe otchłanie twórczości, jestem gotów przychylniej spojrzeć na obraz. Poważnie, kiedy na ekranie widzę dzieło Guillermo del Toro, a z głośników płynie elektronika Skrillexa, moje odczucia są zaskakująco pozytywne. Nie skupiam się na odtwórcy głównej roli (Charlie Hunnam), który zmienił tylko sprzęt który ujeżdża, aktorstwo pozostało na serialowym poziomie. Nie muszę przejmować się durnym zamysłem twórców, chcących przekonać widza, że potwory (doskonalsze z każdym razem kiedy pojawiają się na naszej planecie) zostaną powstrzymane przez olbrzymi, gigantyczny ale jednak tylko mur. Prawie trzy miesiące temu wymienił bym więcej wad, ale już o nich zapomniałem, jak i o całej reszcie.
Niepodważalną zaletą tego specyficznego mariażu jest fakt, że Pacifc Rim to widowisko na niespotykaną do tej pory skalę i mimo wypaczeń, niedoskonałości, mankamentów co krok, jest obrazem obok którego fan tego co nowatorskie nie może przejść obojętnie, mimo wszystko. 6/10
5 komentarze:
i jak się okazuje po podliczeniu kasy z kina i dvd producenci uznali że warto by zrobić drugi film choć brak jest decyzji czy to będzie prequel czy sequel ;) jeśli nowa godzilla skosi dużo kasy to podejrzewam że możemy być świadkami renesansu kina opowiadającego o ogromnych potworach (pomijam tu SYFY gdzie wielkie rekiny aligatory itp itp od paru lat się pojawiają ) :)
Dla mnie "Pacific Rim" był gwałtem na filmach o wielkich potworach, to było coś koszmarnego. A jeśli wziąć pod uwagę budżet 190 mln $ i porównać ze "Strefą X" Edwardsa zrobioną za 800 tys. $ (sic!), to jest po prostu jak niebo, a ziemia. W maju wchodzi "Godzilla" Edwardsa, na którą początkowo psioczyłem, ale z biegiem czasu jestem coraz przychylniej nastawiony. Może wreszcie dostaniemy kawałek dobrego giant monster movies?
robk, tego można było się spodziewać :)
Pa szyszek, z porównywania tych budżetów to głowa boli. Godzille chętnie zobaczę, może tutaj będzie odrobinę więcej treści, fabuły, czegokolwiek oprócz efektów.
widziałem w empiku empire poświęcone właśnie godzilli przy okazji wyjaśnili kwestie rozmiarów nowej podobno ma mieć 150m co mi się wydaje zbyt mało wartością oglądając trailery i plakaty ;) osobiście oceniałem ją na 2-3razy większą (tak to jest jak na plakatach czy filmie dają charakterystyczne budynki których wysokość znamy ) ogólnie zachwalali ale trudno tu oceniać czy zachwalali bo jest dobre czy dlatego że producenci wykupili dużo reklam:-)
Takie porównanie znalazłem:
http://www.godzilla-movies.com/media/godzilla_sizes.jpg
Huh... większy od Godzilli Heisei :D Edwards wysoko mierzy.
Raczej zachwalali, bo jest dobre, tym razem Japończycy mieli sporo do powiedzenia i poważniejsze decyzje były uzgadniane z ludźmi z Toho. Ma być też sporo nawiązań do japońskich filmów.
Prześlij komentarz