niedziela, 10 czerwca 2012

Patton (1970)

Patton (1970) – otwierająca film scena przemówienia generała Pattona przedstawia wodza jako miłośnika wojny, żądnego krwi przywódcy. Podczas seansu to przekonanie zdaje się tylko pogłębiać i zacząłem sobie zdawać sprawę, że oglądam historię człowieka na odpowiednim miejscu, nie polityka tuszującego różnego rodzaju wpadki, niczym nie zatwierdzone działania na polu walki tylko faceta z honorem i charyzmą pozwalającą przemówić do wielu. O słuszności wojen, czy też o sprzeciwianiu się takiemu dialogowi można rozmawiać w nieskończoność, aczkolwiek Patton wydaje się być pozytywnym bohaterem drugiej Wojny Światowej (czego dowiedzieć się można z encyklopedii, wersja filmowa nie zawsze zbiega się z stanem faktycznym). Reżyser opierając się na wspomnieniach generała Bradleya, który nie był w pełnej komitywie z kolegą po fachu, zaprezentował nie do końca prawdziwy obraz dowódcy. Przez większość filmu generał jawi się jako dowódca pragnący sławy, nie zdający sobie sprawy z konsekwencji swoich działań. Tylko dwie sceny przedstawiają go jako człowieka, który zwyczajnie kocha to co robi, to do czego zmusza go sytuacja i wskazuje, że mamy do czynienia z człowiekiem doceniającym wroga, sprzeciwiającym się odgórnym decyzją władz. Do tej pory starałem się oceniać filmy, a nie dyskutować o prawdzie historycznej. Tutaj zmieniłem odrobinę optykę, ponieważ powszechna opinia o generale jest podparta na aktorskim majstersztyku z pierwszych minut obrazu, ale nie oddaje ona sytuacji w pełni i jest krzywdząca dla głównego zainteresowanego.
Seans trwający prawie trzy godziny należy do jednego aktora, odtwórcy głównej roli, Georga C. Scotta. Przede wszystkim dlatego, że kreacja za którą artysta dostał oskara faktycznie jest wyśmienita, ale też dlatego, że tutaj role epizodyczne są takie w sensie dosłownym. Drugą twarz jaką pamiętamy po projekcji to oblicze Karla Malden w roli generała Bradleya. Reszta obsady nie miała okazji się wykazać w żaden sposób, scenariusz jest skrojony dla jednej postaci. Odbierania emocji z jednego źródła może i odrobinę siada podczas seansu, ale tutaj nie mogło być inaczej, gwiazda jest tylko jedna. 8/10

5 komentarze:

Agna pisze...

Film widziałam kosmicznie dawno, kiedy nie było większych problemów z natknięciem się na takie filmy w tvp. Postać Pattona rzeczywiście jest obdarzona charyzmą, skoro do dzisiaj w ogóle ją pamiętam (to jest duży sukces).

Przypomniało mi się, że Leon Niemczyk służył 444 batalionie 3 Armii Pattona.

krotko o filmie pisze...

Notka 'leżała' jakoś czas i czekała na publikację, a ja nadal mam w głowie postać zagraną przez Scott'a. Kreacja zapada w pamięć, a to nie jest regułą, nawet w filmach obarczonych metką klasyka.

Ciekawa informacja o Niemczyku, jednak na szybko szukając znajduje tylko info, że taki fakt miał miejsce, żadnych konkretów.

pozdrawiam

Unknown pisze...

Film od dawna planuję obejrzeć ze względu na zamiłowanie do historii. Może w końcu się da...

krotko o filmie pisze...

Sun.Shine, jak wspominałem film nie odzwierciedla w pełni prawdy historycznej, jest oparty na treściach człowieka, który za Pattonem nie przepadał :) Polecam obejrzeć, nie pożałujesz, a po suche fakty to już do książek.

Mariusz Czernic pisze...

Kiedyś był to mój ulubiony film wojenny, ale z czasem jednak spadł na dalsze miejsce, choć nadal jest w czołówce :) Świetnie zrealizowana i zagrana biografia charyzmatycznego, upartego generała. Znakomite sceny batalistyczne i muzyka Jerry'ego Goldsmitha. Widziałem ten film dość dawno i najbardziej zapadł mi w pamięć odtwórca roli Pattona, wiarygodnie wcielający się w tę postać (w pełni zasłużony Oscar).