czwartek, 1 marca 2012

Bilardzista (1961)

Hustler (1961) – Eddie zarabia na życie jako bilardzista. Jeździ po kraju, odwiedza lokale z stołami bilardowymi i podstępem zaprasza do gry. Klasycznie podpuszcza potencjalnego przeciwnika, przegrywając kilka partii, by koniec końców odejść zwycięsko od stołu. Na jego drodze pojawia się zawodnik do którego trzeba podejść z szacunkiem, a lekceważenie jego umiejętności może skończyć się źle. Podczas trwającej ponad dobę rozgrywki, przez swoją arogancję przegrywa sporą sumę pieniędzy. Jak się później okaże nie tylko jego duma ucierpi w pojedynku.
Obraz to nie tylko rozterki głównego bohatera z samym sobą z brakiem samokontroli i przerośniętym ego. To również próba ukazania związku partnerskiego dwojga ludzi z problemami, topiącymi smutki w alkoholu, oderwanymi od rzeczywistości. Reżyser pokazując co może wynikać z związku dwojga ludzi, chciał by jego film miał głębię, drugie dno. Jednak to wątek sporych rozmiarów, który ni jak nie wpisuje się w klimat historii. Gdyby wyciąć sceny romansu głównego bohatera, obraz byłby oczywiście o wiele krótszy, ale zyskałby na dynamizmie i przesłaniu. Bowiem twórca doskonale rozrysował tę postać, jego droga wydaje się być oczywista. Rozwodzenie się nad intymną sferą życiową wygląda na wciśnięte na siłę tylko po to by usprawiedliwić niektóre kroki bilardzisty, bez czego mogło by się obejść.
Na koniec chciałbym wspomnieć o odtwórcy roli Eddiego. Paul Newman pokazał się jako świetny, charyzmatyczny aktor który idealnie panował nad zielonym płótnem (tutaj tylko w odcieniu szarości). Jasne, że sceny z rozgrywki można było kręcić wielokrotnie, ale raz, że tego nie widać, a dwa aktor tak naturalnie trzymał kij, że wyglądał niczym zawodowiec. 7/10

2 komentarze:

szymalan pisze...

Zgadzam się, przede wszystkim świetna rola Newmana i świetnie sfilmowane bilardowe mecze. Całościowo mnie też to nie zachwyciło, w sumie już niewiele pamiętam z tego filmu, mimo, że widziałem go chyba nie dalej jak z rok temu. 7/10 pozdrawiam! ;)

Superchrupka.pl pisze...

Jeden z moich ulubionych filmów. Po seansie byłam oczarowana nie tylko Paulem Newmanem. Cała masa emocji :)