piątek, 24 lutego 2012

Gorączka złota (1925)

The Gold Rush (1925) – Chaplin to geniusz. Po tym co właśnie zobaczyłem jestem przekonany, że twórca mając do dyspozycji dzisiejsze możliwości montażu i efektów specjalnych powalił by widza na kolana. Akcja filmu, plenery to zaśnieżone stoki Alaski, gdzie główną rolę gra prawdziwy śnieg i piasek który go emituje. W realistycznym odbiorze białego puchu pomógł zapewne czarno biały obraz ale i tak prezentuje się lepiej niż ten w ekranizacji książki Geporga R. R. Martina przez HBO. Widać także kiedy reżyser pozwolił śledzić swoją postać przez prawdziwego niedźwiedzia (czy to, że pierwowzór Puchatka nie spał snem zimowym tez było żartem pozostawiam do oceny publiczności), a kiedy mamy do czynienia z człowiekiem przebranym za misia. Także podczas scen z chatką chwiejącą się na skarpie widać podtrzymujące ją linki, oraz to kiedy poszukiwacz złota znajduje się nad przepaścią jako kukiełka, to nie można mieć pretensji to Chaplina. Osiemdziesiąt siedem lat temu publiczność w kinie zachowywała się pewnie podobnie do dzisiejszej na premierze filmu "Avatar" (mam na myśli 3D, nie fabułę).
Treść filmu rozbija się o dwa zazębiające się pod jego koniec ze sobą tematy. Początek opowiada o poszukiwaniu złota w górach Alaski przez Little Fellow, jak zwali go przygodnie napotkani ludzie, w niezmiennym stroju włóczęgi. Któremu przyjdzie spędzić mroźne dni w chatce z nie do końca przychylnymi mu mężczyznami. Każdy z nich szuka złota, nikt nie ogląda się za siebie, a jeden poszukiwany jest przez władze. Drugi wątek opowiada o miłosnym zaślepieniu o zalotach tylko w mniemaniu głównego bohatera owocnych.
Chaplin potrafi stworzyć niezapomniane sceny, potrafi z kilu migawek z skromnego posiłku wycisnąć tylko ile się da. Tak było scenie w "Brzdącu" z naleśnikami tak jest i w tutaj z obiadem na Święto Dziękczynienia gdzie indyka zastąpił but. Komik zajada się w najlepsze podeszwą, oblizuje z wielką pieczołowitością gwoździe, natomiast towarzyszowi przypadło „nadwozie”, ta delikatniejsze część obuwia z którą aktor (Mack Swain stworzony do roli oprycha) także wspaniale sobie radził. Sekwencja ma w sobie sporo humoru, dystansu, ale też wielką dawkę realizmu, but wygląda jak but. Następną taką sceną jest sen poszukiwacza złota o sylwestrowej imprezie, gdzie odstawił piękny taniec posługując się tylko dwoma widelcami z bułkami na końcach. Proste, piękne, ponadczasowe! Obraz odznacza się ogromną ilością gagów i motywów muzycznych stosowanych w kinie od lat. To co reżyser stworzył w 1925 roku inny kopiowali przez następne lata, nie tylko w filmie bo i ścieżki popularnych kreskówek pokrywają się z tą z Gorączki.
Film można zobaczyć w dwóch wersjach. Oryginalną z tradycyjnymi planszami dialogowymi oraz tą z 1942 w której jako lektor udziela się sam mistrz. Ja wypowiadam się o tej drugiej i choć już nie tak klasycznej to jednak wartej poświęcenia uwagi! 10/10

7 komentarze:

szymalan pisze...

Popieram i zgadzam się z każdą linijką tekstu ! :) Jeden z nielicznych filmów w całej historii, które również mają u mnie 10/10. Chaplin jest żywy jak cholera, a jego "Gorączka" w ogóle nie wygląda jak obiekt z muzeum do podziwiania. To nadal pełnoprawne, ekscytujące, dowcipne i wzruszające widowisko. Jak dla mnie zdecydowanie czołowe arcydzieło kina niemego (zaraz się wybieram na "Artystę", ciekawe jak wypadnie w porównaniu ;)) pozdrawiam

krotko o filmie pisze...

No nie pierwszy raz się zgadzamy :)

Zazdroszczę wyjścia. Ja robię wszystko co w mocy mej i może w przyszłym tygodniu wybiore się na Artystę.

Mariusz Czernic pisze...

"Artysta" ma wiele zalet, a jedną z nich jest zapewne to, że dzięki temu filmowi widzowie będą częściej sięgać po nieme filmy, m.in. Chaplina. "Gorączce złota" nie dałbym chyba 10-ki, nie dlatego, że widzę w nim jakieś wady, ale dlatego, że bardziej mi się podobały "Dzisiejsze czasy" i "Cyrk". W "Gorączce złota" wrażenie robi to zestawienie niepozornego włóczęgi z ciężkimi warunkami, gdzie panuje zimno i głód. Sporo jest pamiętnych scen, mnie np. zapadła w pamięć zabawna scena odśnieżania :)
PS. Jestem ciekaw, czy "Artysta" Wam się spodoba. Ja trzymam kciuki, aby film dostał jak najwięcej Oscarów :)

przynadziei pisze...

klasyka! i sama frajda!
polecam z tegorocznych nie tylko Artystę ale i Hugo - z podobnych powodów - napisałem u siebie ile przyjemności sprawił mi ten film

krotko o filmie pisze...

Mariusz, Modern Times przegrał z Gorączką Złota w wyścigu co zobaczę jako pierwsze, Cyrk nadal namierzam.
Odśnieżanie faktycznie dobre, tyle, że w realnym życiu juz nie tak bardzo :)

przynadziei, czytałem i już jakiś czas temu film jest wpisane na listę must see.

pozdrawiam

Agna pisze...

Przypomniałeś mi stare czasy, kiedy oglądałam dużo filmów niemych i czarno - białych (dzięki tvp). "Gorączkę złota" pamiętam głównie dzięki tym scenom, o których piszesz, a widziałam to dobre 15 lat temu.

Nie potrafię określić czy film jest dla mnie arcydziełem, bo przydałby się seans po latach - nie zmienia to jednak faktu, że Chaplina warto oglądać, promować i rozpisywać się na temat jego twórczości. :)

krotko o filmie pisze...

W przypadku filmów Chaplina, seanse po latach tylko zyskują w oczach widza.
Moja miłość do filmu niemego do filmów komika zaczęła się od przypadku. Zobaczyłem "Brzdąca" i dotarło do mnie, że prawdziwy kinoman musi znać takie filmy :)

pozdrawiam