
Treść filmu rozbija się o dwa zazębiające się pod jego koniec ze sobą tematy. Początek opowiada o poszukiwaniu złota w górach Alaski przez Little Fellow, jak zwali go przygodnie napotkani ludzie, w niezmiennym stroju włóczęgi. Któremu przyjdzie spędzić mroźne dni w chatce z nie do końca przychylnymi mu mężczyznami. Każdy z nich szuka złota, nikt nie ogląda się za siebie, a jeden poszukiwany jest przez władze. Drugi wątek opowiada o miłosnym zaślepieniu o zalotach tylko w mniemaniu głównego bohatera owocnych.
Chaplin potrafi stworzyć niezapomniane sceny, potrafi z kilu migawek z skromnego posiłku wycisnąć tylko ile się da. Tak było scenie w "Brzdącu" z naleśnikami tak jest i w tutaj z obiadem na Święto Dziękczynienia gdzie indyka zastąpił but. Komik zajada się w najlepsze podeszwą, oblizuje z wielką pieczołowitością gwoździe, natomiast towarzyszowi przypadło „nadwozie”, ta delikatniejsze część obuwia z którą aktor (Mack Swain stworzony do roli oprycha) także wspaniale sobie radził. Sekwencja ma w sobie sporo humoru, dystansu, ale też wielką dawkę realizmu, but wygląda jak but. Następną taką sceną jest sen poszukiwacza złota o sylwestrowej imprezie, gdzie odstawił piękny taniec posługując się tylko dwoma widelcami z bułkami na końcach. Proste, piękne, ponadczasowe! Obraz odznacza się ogromną ilością gagów i motywów muzycznych stosowanych w kinie od lat. To co reżyser stworzył w 1925 roku inny kopiowali przez następne lata, nie tylko w filmie bo i ścieżki popularnych kreskówek pokrywają się z tą z Gorączki.
Film można zobaczyć w dwóch wersjach. Oryginalną z tradycyjnymi planszami dialogowymi oraz tą z 1942 w której jako lektor udziela się sam mistrz. Ja wypowiadam się o tej drugiej i choć już nie tak klasycznej to jednak wartej poświęcenia uwagi! 10/10
7 komentarze:
Popieram i zgadzam się z każdą linijką tekstu ! :) Jeden z nielicznych filmów w całej historii, które również mają u mnie 10/10. Chaplin jest żywy jak cholera, a jego "Gorączka" w ogóle nie wygląda jak obiekt z muzeum do podziwiania. To nadal pełnoprawne, ekscytujące, dowcipne i wzruszające widowisko. Jak dla mnie zdecydowanie czołowe arcydzieło kina niemego (zaraz się wybieram na "Artystę", ciekawe jak wypadnie w porównaniu ;)) pozdrawiam
No nie pierwszy raz się zgadzamy :)
Zazdroszczę wyjścia. Ja robię wszystko co w mocy mej i może w przyszłym tygodniu wybiore się na Artystę.
"Artysta" ma wiele zalet, a jedną z nich jest zapewne to, że dzięki temu filmowi widzowie będą częściej sięgać po nieme filmy, m.in. Chaplina. "Gorączce złota" nie dałbym chyba 10-ki, nie dlatego, że widzę w nim jakieś wady, ale dlatego, że bardziej mi się podobały "Dzisiejsze czasy" i "Cyrk". W "Gorączce złota" wrażenie robi to zestawienie niepozornego włóczęgi z ciężkimi warunkami, gdzie panuje zimno i głód. Sporo jest pamiętnych scen, mnie np. zapadła w pamięć zabawna scena odśnieżania :)
PS. Jestem ciekaw, czy "Artysta" Wam się spodoba. Ja trzymam kciuki, aby film dostał jak najwięcej Oscarów :)
klasyka! i sama frajda!
polecam z tegorocznych nie tylko Artystę ale i Hugo - z podobnych powodów - napisałem u siebie ile przyjemności sprawił mi ten film
Mariusz, Modern Times przegrał z Gorączką Złota w wyścigu co zobaczę jako pierwsze, Cyrk nadal namierzam.
Odśnieżanie faktycznie dobre, tyle, że w realnym życiu juz nie tak bardzo :)
przynadziei, czytałem i już jakiś czas temu film jest wpisane na listę must see.
pozdrawiam
Przypomniałeś mi stare czasy, kiedy oglądałam dużo filmów niemych i czarno - białych (dzięki tvp). "Gorączkę złota" pamiętam głównie dzięki tym scenom, o których piszesz, a widziałam to dobre 15 lat temu.
Nie potrafię określić czy film jest dla mnie arcydziełem, bo przydałby się seans po latach - nie zmienia to jednak faktu, że Chaplina warto oglądać, promować i rozpisywać się na temat jego twórczości. :)
W przypadku filmów Chaplina, seanse po latach tylko zyskują w oczach widza.
Moja miłość do filmu niemego do filmów komika zaczęła się od przypadku. Zobaczyłem "Brzdąca" i dotarło do mnie, że prawdziwy kinoman musi znać takie filmy :)
pozdrawiam
Prześlij komentarz