Transformers: Dark of the Moon (2011) – pierwsze kilkanaście minut zapowiadało dobra zabawę. Okazało się bowiem, że pierwsza misja załogowa na księżyc w 1969 roku przez Apollo 11, była podyktowana nie tylko ludzką ciekawością i chęcią zdobycia ciała niebieskiego. Twórcy sprytnie wpletli prawdziwe wydarzenia z fantazjami na temat robotów, co dawało nadzieję na interesujące spożytkowanie czasu przed ekranem. Niestety początkowy zabieg okazał się jednorazowym wybrykiem i dalsze kilkadziesiąt minut to eksplozja efektów specjalnych połączona z mierną fabułą.
Człowiek który zdecydował, że film będzie trwał 2,5 godziny, przeliczył się. Nie dowiemy się nigdy czy czas trwanie filmu wyszedł tak po prosty, czy był planowany ale jest stanowczo za długi. Tyle może zajmować obraz który ma coś więcej do zaoferowania aniżeli wybuchy, pościgi i walki robotów. Tutaj głównie możemy zobaczyć latające w powietrzu, komputerowo wygenerowane metalowe części i kolejną walkę o naszą planetę.
Nie mam zamiaru wyżywać się na filmie, bo i po co. Chciałbym tylko na koniec tej krótkiej notki pochwalić twórców za sposób w jaki dostali kategorie PG-13. Czyli prezentowana przemoc, nie może być ekstremalna ani realistyczna. Wpadli na genialny pomysł. Pojedynki roboty versus ludzie, przy ogniowej przewadze tych pierwszych, nie kończyły się nigdy rozlewem krwi, czy fruwaniem tu i ówdzie ludzkich szczątków. Wyglądało to mniej więcej tak: strzał robota, totalne unicestwienie, a z delikwenta (człowieka rzecz jasna) zostają tylko strzępy ubrań. Mało straszne prawda? Szkoda, że wytwórnia nie wykazała się taka pomysłowością realizując Dark of the Moon. 5/10
1 komentarze:
Po flejmie na mom blogu na temat Transformersów 3, wolę się nie wypowiadać :D Krótko: zgadzam się z wszystkim, ale moja ocena jest kilka oczek wyższa ze względu na wizualne, trójwymiarowe wrażenia z kina. Ot, uczta, niesamowity ekspretyment wizualny. Choć popieram, że scenariusz jest katastrofą totalną. pozdrawiam!
Prześlij komentarz