Hereafter (2010) - jeśli na krześle reżysera zasiada Clint Eastwood to wiadomo, że film na pewno zobaczę. Co do fabuły tutaj już nie jestem takim optymistą, omijałem filmy, seriale o podobnej tematyce, sam jestem zwolennikiem twardego stąpania po ziemi. Jednak cóż byłby ze mnie za fan Eastwooda, który nie ogląda jego dzieł i cóż za człowiek nie potrafiący szeroko tworzyć oczy i uwierzyć!
Hereafter to trzy historie, które pod koniec się spotkają, tyle, że każda z nich dotyka zagadnienia z innej strony. Pierwsza z nich to historia bliźniaków z Londynu. Mieszkają z matką, narkomanką, więc obowiązki domowe jak i szkolne spadają na ich barki, a do tego robią wszystko by opieka społeczna nie zabrała ich z domu. Starszy o kilka minut Jason, podejmuje wszystkie decyzje, jest głową rodziny. Pewnego dnia w drodze powrotnej z apteki, podczas ucieczki przed młodocianymi oprychami wpada pod samochód. Marcus zostaje sam i od tej pory będzie szukał odpowiedzi, będzie chwytał każdą okazje by jakoś się skontaktować z bratem.
Druga opowieść to historia francuskiej dziennikarki Cécile De France (Marie Lelay), która podczas ostatniego dnia wakacji wpada w sidła tsunami. Wtedy to właśnie podczas próby jej reanimacji zatrzymuje się akcja serca, a główna zainteresowana doznaje objawienia, wizji. Od tej chwili zaczyna zastanawiać się co widziała, szuka odpowiedzi, aż w końcu wpada na pomysł wydania książki na ten temat.
Łącznikiem tych historii jest postać grana przez Matta Damona jako George Lonegan, medium. To człowiek, który w odróżnieniu od dziesiątek szarlatanów, którzy wyciągają tylko pieniądze od ludzi w ramach usług rozmów z zaświatami, potrafi rozumieć się z zmarłymi. Problem w tym, że uważa swoją przypadłość za brzemię, nie potrafi normalnie żyć gdy otacza się tylko śmiercią. Zatrudnia się więc w fabryce, robi wszystko być kimś zwyczajnym, lecz przeznaczenie w końcu się o niego upomni.
Medium (polski tytuł pasuje jak pięść do nosa) to skromna w wymowie opowieść o wierze w życie po śmierci, to radzenie sobie z życiem podczas gdy wiemy co jest po drugiej stronie, kiedy umknęliśmy cudem spod kosy. Mimo stonowanego przekazu, mamy do czynienia z poważnym tematem i należało by przed seansem rozważyć czy jesteśmy gotowi na taką historię, czy potrafimy się otworzyć i zaakceptować wizję Eastwooda? Jeśli tak, to 120 min przed ekranem będzie należało do udanych. 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz