Your Highness (2011) – omijam tego typu produkcje z daleka. Kloaczny (modne słowo ostatnio), przekraczający wszystkie granice, obleśny humor, wolę zostawić w spokoju. Filmy które jadą po najmniejszej linii oporu mnie zwyczajnie nie interesują, pruderia nie ma tu nic do rzeczy. Wasza Wysokości, posiada wszystkie wymienione przywary, jednak kilka z nich czyni ten film przystępnym.
Reżyser zabiera widza w czasy średniowiecza. Król, Tallious szanowany władca, doczekał się dwójki synów. Tadious jest synonimem dzielnego żołnierza, człowieka który przeciwnikom się nie kłania, natomiast Thadeous, to inna bajka. To książę korzystający z swojego statusu społecznego ile wlejzie. Za cel obrał sobie dobra zabawę na dworze królewskim i skrzętnie go wypełnia. Jednak gdy zły czarnoksiężnik porywa narzeczoną jego brata z ślubnego kobierca, powiedzmy, że dostaje olśnienia i razem wyruszają na misje ratunkową.
Co wyróżnia film z tłumu? Po pierwsze obsada. Świetny w rolach komediowych, kochany przez jednych, znienawidzony przez innych, Danny McBride. Ledwo co ocalały po 127 godzinach James Franco oraz balerina Natalie Portman. Aktorzy zagrali tutaj pewnie wyłącznie dla pieniędzy. Tyle, że ich praca wygląda profesjonalnie, a za odegranie ostatniej sceny (rżałem jak mały konik), należą się wielkie brawa. Po drugie, mimo całej farsy z która mamy do czynienia, obraz można także nazwać filmem drogi, kawałkiem kina przygodowego z elementami komedii. Po trzecie, nie wstydzę się rozpowiadać, że znam i cenię Your Highness, za może i dosłowny i gruboskórny, ale jednak świetny humor. 7/10
1 komentarze:
No właśnie, humor... Mi zupełnie nie podpasował i z tego też względu ten film to dla mnie jedna wielka chała. Ani jedna scena mnie nie rozbawiła, co jak na komedię wypada dość słabo.
Prześlij komentarz