piątek, 3 czerwca 2011

Strażnik prawa (1976)

The Enforcer (1976) – początek trzeciej części nie różni się za bardzo od pozostałych. Nieustraszony inspektor zupełnie przypadkiem przejeżdża obok sklepu, w którym bandyci przetrzymują zakładników. Żądają samochodu z policyjnym radiem aby mogli nim uciec z miejsca zdarzenia. Callahan nie myśląc zbyt długo, nie czekając na rozkazy z góry, daje im samochód, tyle że zbyt dosłownie. Wjeżdża swym brązowym wehikułem wprost przez okno wystawowe, załatwia sprawców napadu, nikt z zakładników nie ucierpiał, więc sprawa została załatwiona szybko i skutecznie.
Zwierzchnikom Harrego coraz bardziej zaczynają przeszkadzać jego metody, oraz idąc z biegiem czasu chcą zatrudnić w roli detektywów kobiety. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że inspektorami w wydziale zabójstw zostają ludzie bez doświadczenie, bez obycia z pracą na ulicy. Callahan dostaje nowego partnera, kobietę którą sam egzaminował, zajmującą się do tej pory papierkową pracą. Początkowo nie był zadowolony z nowego przydziału, ale jak to często bywa w takich sytuacjach, poznał się na partnerce i z czasem zaczął darzyć ja szacunkiem.
Przyszło im zmierzyć się z szajką, mianującą się wyzwolicielami narodu. Żądają od miasta (biedne te San Francisco, cięgle te okupy) kilku milionów dolarów, ponieważ jeśli nie dostana pieniędzy, zdetonują materiały wybuchowe i zrobią sobie strzelnicę na mieście.
Zdaję sobie sprawę, że w latach siedemdziesiątych nie przywiązywano tak ogromnej wagi do ochrony jak dzisiaj, ale żeby magazynu z bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi pilnował jeden człowiek to przesada. Raz, że jeden to dodatkowo poczciwy staruszek, który wpuszcza przestępców, ubranych w uniformy firmy gazowniczej, pod pretekstem wycieku gazu. Twórcy zadrwili z widza i ciężko było im odbudować moje zaufanie. Później nie doświadczamy nonsensów na tak wielka skalę, ale tak prawdę mówiąc nie doświadczamy niczego. Akcja, jeśli tak można nazwać kilkadziesiąt minut nudnego dochodzenia, nie wciąga i toczy się najzwyczajniej w świecie. Dopiero pod koniec reżyser przypomniał sobie, że jest w San Francisco i ma do dyspozycji wyspę z legendarnym więzieniem Alcatraz. Tam właśnie ukrywają się szantażyści przetrzymujący burmistrza, których oczywiście odnajduje Brudny Harry i kolejny raz wymierza sprawiedliwość. Te kilka scen z więzienia osładza całość, nareszcie jest trochę napięcia i akcji. Niestety za mało by kogokolwiek przymuszać do oglądania, a już teraz wiem, że kolejna część jest jeszcze słabsza, ale to już w następnym wpisie. 6/10

0 komentarze: