Wszystko co kocham (2009) – przy okazji filmów podejmujących temat stanu wojennego, często wyobrażam sobie jak bardzo bym cierpiał za swoje poglądy, bo to, że byłbym punk rokowcem jest pewne.. Moje wspomnienia z początku lat osiemdziesiątych dotyczą tetrowych pieluch i mleka w proszku załatwionego cudem z pobliskiej parafii. Więc moja wiedza o latach osiemdziesiątych bierze się z lekcji historii, książek czy też opowiadać znajomych, czasami z filmów. Oczywiście fabuła może nie oddawać w pełni prawdy, ale daje ciekawe obrazy, sytuacje z których sam mogę wyciągnąć wnioski.
Film Jacka Borcucha osadzony jest na początku lat osiemdziesiątych, obserwujemy rozpoczęcie stanu wojennego, reakcje ludzi na wystąpienie generała i próbę prowadzenia normalnego życia, kiedy wojsko przejęło władzę nad społeczeństwem. Śledzimy losy kilku młodych znajomych, grających w zespole punk rockowym, ich nastoletnie wybryki, pragnienia, pierwsze prawdziwe zauroczenia. Reżyser pokazuje ówczesną młodzież jako buntowników, pełną nadziei na lepsze jutro i gotową do walki z systemem. Obserwujemy także z jakimi trudnościami musieli borykać się młodzi zakochani kiedy ich rodzice stali po przeciwnych stronach barykady. Borcuch czerpie z utartych schematów na temat relacji rodziców z dziećmi, dorosłych z młodzieżą dając do zrozumienia, że mimo upływu lat tak naprawdę w tych stosunkach nic się nie zmienia.
Bardzo ucieszył mnie fakt, że w fabule nie dominuje ciężki klimat tamtych czasów, jest konkretnie zaznaczony ale nie rzuca ponurego światła na całość. Obraz opowiada o miłości młodych, jest o nastolatkach którym przyszło żyć w ciężkich czasach. Starają się jak mogą by młodość przeżyć intensywnie, z winem w dłoni nie oglądając się za siebie.
Reżyser zgromadził ciekawą ekipę aktorską z Andrzejem Chyrą na czele, a towarzysza mu Anna Radwan, Marek Kalita, Ewa Kolasińska. Wszyscy zagrali na poziomie, większość z nich przeżyła lata komunizmu, zna realia więc mieli ułatwione zadanie. Ale tutaj brylowała jednak młodzież. W rolach głównych wystąpili Mateusz Kościukiewicz jako Janek i Olga Frycz w roli Basi Martyniak Wymieniona para wyglądała bardzo realistycznie na ekranie, a ich scena na plaży, choć pewnie musiał ich dużo kosztować, pozwoliła na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości i dała szansę podziwiania młodzieńczych pragnień (a zawsze nam rodzice wmawiali, że takie sceny to tylko po ślubie w tamtych czasach).
Nie potrafię podać konkretnego powodu, ale czegoś mi w tym filmie brakowało, jakiegoś mocnego akcentu, czegoś po czym zapamiętamy obraz na dłużej. Fabuła mogła by na moment być bardziej dosadna, prawdziwa by całość nie wyglądała jak Harnaś z promocji, tani, smaczny ale w porównaniu z przedstawicielem puszczy Białowieskiej już nie taki atrakcyjny. Gadanie... też sponiewiera... Polecam! Film oczywiście. 7,5/10
3 komentarze:
To już kolejna pozycja filmowa, którą opisujesz, a która już dawno jest na mojej liście " do obejrzenia". Dużo dobrego słyszałam o tym filmie, teraz jeszcze u ciebie dobra opinia- co zrobić, trzeba w końcu zobaczyć :) Pozdrawiam
Świetny tekst, pisanie na większą ilość widać bardzo Ci służy :D
co do filmu to zgadzam się co do słowa. Dla mnie również najważniejsze jest to, że ten film ogląda się tak lekko i bez tej całej komunistycznej histerii, która opanowała naszą kinematografię. Aktorzy świetni (zwłaszcza młodzi oraz Chyra w roli dobrego ojca komucha), muzyka dodaje wigoru, zdjęcia romantyczne.
7/10, dobra rzecz, choć może trochę za szybko się o filmie zapomina.
"bo jak tak siądę i myślę..." to czasami mi coś wychodzi. Twoje komentarze mnie do tego motywują :)
Prześlij komentarz