Enemy of the State (1998) – zrządzeniem losu po Niepowstrzymanym, kolejnym filmem na liści do zobaczenia okazał się Wróg publiczny. Pojawiła się doskonała okazja do porównania dzieł Tonego Scott, sprawdzenia jak pracował w latach dziewięćdziesiątych. Zajmował się podobnym gatunkiem sztuki filmowej z tą tylko różnicą, że obraz z 98 roku posiada bardziej rozbudowana fabułę, akcja nie pędzi tak szybko, znalazło się miejsce na dokładniejsze przedstawienie bohaterów.
Zaczątkiem dla fabuły była projekt ustawy o możliwości obserwacji, podsłuch amerykańskich obywateli, który dawał organom ścigania nieograniczony dostęp do inwigilacji, której nie trzeba było w żaden sposób argumentować. Pierwsze sceny filmu to morderstwo na jednym z członków rządu, który był przeciwnikiem tejże ustawy. Jego śmierć została przypadkowo zarejestrowana przez obserwatora przyrody. Taśma z kompromitującym nagraniem na którym widać twarz urzędnika agencji NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego) trafia przypadkowo w ręce Roberta Clayton Deana (Will Smith), prawnika będącego od tamtej chwili w wielkim niebezpieczeństwie. Sprawca zabójstwa za wszelką cenę chce odzyskać nagranie, a pomaga mu w tym zajmowane stanowisko i środki jakimi dysponuje agencja.
W filmie będziemy świadkami ciekawych ujęć, zdjęć przelatującego satelity, dowiemy się o kilku wynalazkach technologicznych po których można wysunąć wniosek, iż reżyser był zafascynowany współczesna technologią. Dzisiaj nie robi już ona takiego wrażenia jak 12 lat temu, ale dla mnie jest elementem pozytywnie wpływającym na końcowy werdykt. A ten jest dobry, ponieważ mamy do czynienia z interesującym filmem, fabuła jest na tyle rozbudowana, że nie przynudza, twórca postarał się o zwroty akcji, ciekawych bohaterów mających swoje słabości i tajemnice co czyni ich postacie z krwi i kości.
Szala zwycięstwa nie przechyli się na żaden z filmów, ponieważ każdy jest dobry, spełnia swoją role w należyty sposób oraz idealnie wpasowują się w czasy w których powstały. To takie niezobowiązujące kino sensacyjne w którym reżyser nie pozwala widzowi się nudzić i dokładnie wie co robić. 7/10
2 komentarze:
Zachęciłeś mnie. Filmy tego typu ostatnio robią się coraz głupsze i co raz bardziej rutynowe, więc pomysł żeby się cofnąć do kina z lat 90. jest w pełni wart rozważenia. Zwłaszcza, jeśli gra Will Smith.
Ciesze się, że Cię zachęciłem :)
Ty w końcu też mnie często przekonujesz do zobaczenia czegoś ciekawego (ostatnio Unstoppable, oraz kilka filmów mistrza suspensu, które grzecznie czekają na swoją kolej), choć ostatnie Twoje wpisy są raczej dla zaawansowanych kinomanów, ale i na nie przyjdzie czas.
pozdrawiam
Prześlij komentarz