Star.Trek.VI: The Undiscovered Country (1991) – dziś, ciężko sobie wyobrazić sytuację by któraś z filmowych serii liczyła ćwierć wieku (z małymi wyjątkami oczywiście). Co jeszcze bardziej nieprawdopodobne, w tym czasie nie uległa zmianie ekipa aktorska. Początkowo w telewizji później na dużym ekranie, ta sama obsada zabierała widza na tułaczkę po bezkresnym kosmosie. Co prawda niektórzy aktorzy już do końca swoich dni zostaną jedną z postaci Treka, aczkolwiek na ekranie nigdy nie dali tego odczuć, role zawsze były zagrane na 100 procent. Twórcom nie przeszkadza czas działający na niekorzyść aparycji artystów, tu nie o to chodzi. Większe znaczenie ma charyzma postaci ich prawdziwe zaangażowanie.
Pożegnalny „odcinek” rozprawia się z ważnym momentem w historii Federacji. Dochodzi bowiem do zawieszenia broni między Federacją a Klingonami. Współpraca zaczyna się w sposób odwrotny do zamierzonego. Podczas eskorty Klingońskiego statku przez Enterprise dochodzi do tajemniczego ataku, ginie ważna osobistość w szeregach nowego sprzymierzeńca, a za zbrodnię oskarżony zostaje kapitan Gwiezdnej Floty.
Wojna o pokój z godnością żegna się z widzem. Film posiada wszystkie elementy, które w poprzednich dziełach zadziałały. Niegłupia fabuła połączona z specyficznym humorem sprawdza się po raz kolejny. Szósta fabularna odsłona serii to pożegnanie się z dotychczasową obsadą. Seria miała kilka potknięć, ale żadne z nich nie dotyczyło obsady, ta zgrana paczka przyjaciół nigdy nie dała po sobie poznać, że ma dość i za to wielkie podziękowania! 7/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz