The Beach (2000) – Richard (DiCaprio), młody Amerykanin znudzony miejskim zgiełkiem, wybiera się w podróż do Tajlandii. W hotelu poznaje tajemniczego mężczyznę, po którym widać, że cierpi, że tajemnica którą tłamsi w sobie nie pozwala mu spokojnie żyć. Nazajutrz główny bohater odnajduje przyczepioną do swoich drzwi mapę, domyślając się od kogo może być, udaje się do pokoju nowo poznanego mężczyzny. Szybko okazuje się, że człowiek spektakularnie zakończył swój żywot. Richard, wiedziony swoją podróżniczą naturą postanawia odnaleźć tajemniczą wyspę i dowiedzieć się co mogło skłonić jego sąsiada do tak radykalnych czynów.
Do wyprawy zachęca parę młodych ludzi, wspólnie przemierzają szmat drogi byle by tylko dotrzeć do tytułowej Niebiańskiej Plaży. Za pomocą dobrze rozrysowanej mapy udaje im się to bez większych problemów. Te zaczynają się gdy docierają na wyspę i okazuje się, że raj na ziemi to także zakrojona na szeroką skalę produkcja marihuany, której pilnują „tambylcy” z karabinami maszynowymi jako środkami perswazji.
Pierwsze kilkanaście minut to film przygodowy, o wycieczce, o poznawaniu tajemnicy. W miarę upływającego czasu reżyser ukazuje widzowi, że ludzkie pragnienia i chciwość są jednakowe w wielkich aglomeracjach jak i w urokliwym miejscu na środku oceanu. Scenariusz opary jest na książce Alexa Gerlanda i to do niego mogę mieć pretensje, że umieścił w jednym miejscu gromadkę ludzi uciekających od wielkiego świata, żyjących wedle własnych reguł, z handlarzami i producentami narkotyków. Współistnienie tych dwóch grup jest mało realne, nie wyobrażam sobie sytuacji gdzie jest prowadzona nielegalna działalność, a zarządca niczym dobry gospodarz pozwala obok siebie rozbić obóz, pod warunkiem, że wczasowicze nie będą już nikogo ściągać na tę odludna wyspę.
Następną bolączka filmu jest jego nierówność. Z jednej strony Boyle przedstawia ludzi wiodących spokojny wręcz sielankowy żywot, wyrzekających się całego chaosu współczesnych czasów, by za moment ta sama społeczność była totalnie obojętna na krzywdy innych. Do tego stopnia, że poraniony przez rekina jeden z mieszkańców został wyniesiony do lasu, skazując go tym na śmierć, a to tylko dlatego, że jego wycie z bólu przeszkadzało w dobrej zabawie. Fakt, chcieli go początkowo ratować, jednakże pacjent był coraz bardziej uciążliwy. Niechęć zdradzenia lokalizacji raju na ziemi była ważniejsza od ludzkiego życia.
Pomimo moich wątpliwości film jest wart zobaczenia. DiCaprio już 11 lat temu potrafił porządnie zagrać, jego watek miłosny z Françoise (Virginie Ledoyen) miło podglądać. Dodając do tego ciekawe plenery i plażę którą naprawdę można nazwać rajską, wychodzi, może i lekko przekombinowany, aczkolwiek interesujący obraz. 6,5/10