niedziela, 2 października 2011

Gra o Tron (2011-?, sezon 1)

Game of Thrones (2011) – ekranizacje książek często powodują poruszenie wśród odbiorców. Istnieje obawa o oddanie odpowiedniego klimatu opowieści, o to czy twórcy z kamerą w ręku uchwycą wszystko to, o czym wspomina autor, a co najważniejsze czy nie zmarnują potencjału tkwiącego w słowie pisanym. Zostaje jeszcze kwestia, w sytuacji jeśli nie znamy konkretnej historii w ogóle, z czym zapoznać się na sam przód. Kiedy pierwsze podejście jest z książką, podczas oglądania filmu/serialu, nasze wyobrażenia często mijają się z tymi z ekranu. Z kolei jeśli najpierw zasiadamy w fotelu z pilotem w ręku, wyobraźnia bierze obrazy, podporządkowuje je tym z ekranu. Ja w tym konkretnym przypadku, obrałem drugą opcję, mając szczerą nadzieję, że kiedyś znajdę czas na przepastne tomy George R. R. Martina.
Ten przydługi wstęp ma tylko jedno zadanie. Notatka na temat serialu, z resztą każda inna też, powinna mieć pewien rozmiar, u mnie przeważnie krótki, zwarty i mam nadzieje, że z konkretnym i rzeczowym przesłaniem. Dziś opuszczę streszczenie fabuły, gdyż Gra o Tron to masywny, rozbudowany, rozpisany w najdrobniejszych szczegółach twór, którego się nie streszcza, nie opisze w kilku słowach, trzeba poznać w całości.
HBO wzięło na swoje barki spory ciężar. George R. R. Martin rozpisał się w swojej sadze niemiłosiernie. Książki liczą kilkaset stron, nie ukończył jeszcze pisania całej opowieści, wprowadził tyle wątków, postaci, że można by obdzielić kilka innych dzieł. Akcja dzieje się w czasach gdy, wymyśloną, acz bardzo wiarygodnie wyglądającą, krainą siedmiu Królestw włada król. Czyli w grę wchodzą zamki, stroje bardzo podobne do tych, które możemy oglądać w produkcjach o autentycznych czasach starożytnych. To wszystko wymaga sporego nakładu sił, profesjonalizmu i oczywiście pieniędzy. Z pomocą twórcom serialu przyszły komputery, ale co najlepsze nie widać ich pracy. Jasne, że można się domyślać, że futurystyczne zamczyska są dziełem które wyszło spod rąk programistów, ale można łatwo o tym zapomnieć. Jedyne co mnie zraziło w sferze wizualnej to sztucznie wyglądający śnieg, to drzewa i budowle nim oblepione, wyglądające jak nasze okna ozdabiane na Wigilię śniegiem w spraju.
Na koniec mała przestroga. Nie przywiązujcie się do postaci (ktoś kto czytał książkę wie o czym mówię), nie rozmyślajcie nad jej dalszymi losami bohaterów. Autor trochę z nas zadrwił i lekką ręką potrafi zdjąć najciekawsze z nich. To nie zarzut, to tyko przygotowanie na to co Was czeka. Gorąco zapraszam przed telewizor jak i do czytania. 9/10