poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Ptaki (1963)


The Birds (1963) –  nareszcie mam za sobą najbardziej rozpoznawalny film mistrza i z całą pewnością jeden z najbardziej popularnych dzieł w historii kina w ogóle. Choć satysfakcja po seansie jest ogromna, wypowiedzenie na głos, że widziałem Ptaki Hitchcocka, brzmi trywialnie i mało ambitnie. Powodem tego jest spłycania fabuły, przesłania jakie niesie film przez rzesze widzów które kiedyś tam miały okazję odwiedzić nadmorskie miasteczko Bodega Bay. Powszechna opinia głosi, że akcja kręci się wokół ptaków, ich samobójczo-wściekłych ataków na ludzi i tyle, a prawda jest sporo obszerniejsza.
Pierwsze kilkadziesiąt minut, choć przygotowują widza na to co się musi wydarzyć, nie emanują terroryzmem z strony ptactwa. W miarę spokojnie wprowadzają w opowieść, przedstawiają szybko rozwijający się romans, zaborczą matkę oraz cechy małej społeczności. Hitchcock bez skrępowania ujawnia ludzkie bolączki, pragnienia, zwyczajna codzienność. Ten przydługi początek (nie mający niczego wspólnego z nudą) w niesamowity sposób sieje ziarno niepokoju w naszych sercach, żołądku czy gdzie kto tam ma swój ośrodek lęku.
Prawdziwa akcja gości na ekranie około pięćdziesiątej minuty seansu. Podczas imprezy dla dzieci mewy i inne okoliczne stworzenia latające nie wiadomo dlaczego atakuje. Następnie co jest o wiele bardzie wstrząsające, gdy się o tym na serio pomyśli, jest wtargnięcie skrzydlatych do domu głównego bohatera przez komin. Jednak scena która naprawdę zapada w pamięć i burzy świadomość swoja prostotą to ta na palcu zabaw przed szkołą, gdzie bohaterka czeka na koniec lekcji. Siedzi na ławce, pali papierosa, a za jej plecami zbierają się wrony, jedna, dwie, pięć by w kilka chwil na jednej z budowli z której na co dzień zwisają dzieciaki, pojawiło się kilkadziesiąt sztuk czarnej furii gotowej do ataku. Film obowiązkowy, ukazujący jak tworzy się atmosferę, jak z sceny w której nic się nie dzieje, gdzie największym hałasem jest silnik samochodu, można przyprawić kinomana o ból żołądka. 10/10

ps: jeśli ktoś cierpi na ornitofobię i myśli, że film pomoże w zwalczeniu tego niewygodnego schorzenia to radze odpuścić seans. Moja własna żona podjęła się tego wyzwania i teraz jakby nie chce wychodzić z domu :)