wtorek, 7 czerwca 2011

Nagłe uderzenie (1983)

Sudden Impact (1983) – seria dołuje, zasmuca mnie to niesamowicie. Łudziłem się nadzieję, że czwarty z kolei film będzie lepszy i solidnie zaznaczy swoją obecność. Moje nadzieje rozkwitły, gdy w czołówce ujrzałem, że producentem i reżyserem jest sam Eastwood.
Pierwsze kilkanaście minut wskazywały na to, że będzie dobrze. Nie pojawiło się nic nowego, aczkolwiek oglądanie nie sprawiało nieprzyjemnego uczucia: ja już nie chcę!. Callahan kolejny raz rozwiązuje sprawę napadu, tym razem na kafejkę, kilkoma strzałami, nie ginie nikt postronny więc szafa gra i buczy. Na rozprawie sądowej, sędzia oskarża inspektora o bezprawne pobranie dowodów do sprawy przez co nie można nikomu postawić oskarżeń. Przełożeni mają już dosyć przemocy stosowanej przez inspektora, szkód jakie wyrządza.
Wreszcie pojawia się morderstwo, ofiarą okazuje się mieszkaniec San Paulo. Inspektor zmuszony jest do wyjazdu (w ramach zejścia ze świecznika, doprowadził do zawału serca szefa mafii, a ta chce zemsty), poprzez swoje zadanie, zostanie wplątany w sprawę na większą skalę. Film traci przez to, że akcja przenosi się do małego miasta. Metropolia dobrze wpływała na klimat, niestety ten się kończy wraz z zmiana lokalizacji. Zmniejsza się także czas kiedy na ekranie występuję Eastwood. Reżyser daje nam poznać sprawcę morderstw, jej przeszłość oraz okoliczności które zmusiły ją do vendetty. Niby dobrze, ale kolejny raz nie ma żadnej tajemnicy, widz dostaje wszystko na tacy i musi tylko obserwować jak detektyw łączy fakty i dochodzi do wniosku kto zabijał. Film trwa dwie godziny i naprawdę nie wiem po jaką cholerę tak długo.
Nie wyszło Clintowi, zdarza się najlepszym. Przyznam, że punkty musiałem rozdać za malutkie perełki (np automatyczne Magnum), jakoś muszę ratować reputację mojego ulubieńca. 5,5/10