poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wszystkie odloty Cheyenne'a (2011)


This Must Be the Place (2011) – właśnie tak wyobrażam sobie rockmana na emeryturze, tak musi prezentować się gwiazda mająca w garści miliony serc, taka droga przeznaczona jest dla idoli, którzy często nie mogą sobie poradzić z demonami przeszłości. Jednym z tych nieszczęśników jest Cheyenne, główna postać obrazu, facet jedną nogą tkwiący w historii, drugą i to tak nie do końca w teraźniejszym świecie, to człowiek tak nieprzystosowany do współczesności, że gdyby jego życie zależało od podgrzania posiłku w mikrofalówce, dni do jego zakończenia można by liczyć na palcach.
Tak z ciekawości i bez większego pośpiechu, podczas seansu spojrzałem na licznik... minęła godzina, druga czekała w kolejce. Wszystkie odloty Cheyenne'a to obraz z dynamizmem leniwca z werwą gorączkującego ślimaka, ale posiadający ten magiczny czynnik pozwalający zatrzymać widza przed ekranem, może nie każdego ale mnie tak. Odtwórca głównej roli Sean Penn, zrobił rzecz niebywałą. Zagrał człowieka, który na dłuższą metę powinien męczyć, denerwować, a wyszło tak, że im dalej w las tym lubimy postać jeszcze bardziej. Kiedy dowiadujemy się o jego „grzechach”, potrzebie zmian, motywację, możemy tylko przyklasnąć i pogratulować aktorowi zagrania tak dziwacznej, pięknej i ryzykownej kreacji. 
Podziwiać można podjęcia się przez twórców filmu, ciężkiego tematu, bez zbędnej ckliwości i zadęcia.  Holokaust to tło dla prezentowanej historii, to odnośnik stanowiący początek wydarzeniom z którymi przyjdzie się zmierzyć następnym pokoleniom. 8/10

wtorek, 22 stycznia 2013

Niezniszczalni 2 (2012)


The Expendables 2 (2012) – największą wadą pierwszej części wcale nie był brak scenariusza, czy kulejąca reżyseria, tylko brak humoru i dystansu do założeń scenariusza Tutaj, po zmianie reżysera, uczeniu się na błędach jest o niebo lepiej, bo mnogość absurdów i niedorzeczności okraszona jest puszczaniem co chwila do widza olbrzymiego oczka, jest podkreślanie co krok, że obraz powstał dla czystej radochy widzów jak i samych twórców.
Niezniszczalni z numerkiem dwa, to twór tak karykaturalny, że nie sposób być względem niego krytycznym. To obraz który można polubić bądź przejść obok niego obojętnie. Biorąc film na warsztat i oceniając go w tradycyjny sposób, nie ma mowy aby końcowa ocena miała jakikolwiek pozytywny wydźwięk. W tym przypadku trzeba poddać się w pełni przygodzie, dać odpocząć szarym komórkom i przyzwoicie się bawić. Ponieważ krytykując owe dzieło jesteśmy nie fer wobec plejady, w większości podstarzałych, gwiazd Hollywood. Te 90 minut, często bezmyślnej rozwałki to swoista laurka, rodzaj podziękowania za możliwość oglądania przez lata niezłomnych bohaterów kina akcji.
Pisząc notatkę, przed oczami przelatują obrazy, wspominam dokonania bohaterów i... Nie, nie będę zbędnie się rozwodził... Zdrowy rozsądek przydaje się podczas prowadzenia samochodu, konsumpcji karpia, ale nie tutaj. I tego się trzymajmy. 7/10

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Igrzyska śmierci (2012)


The Hunger Games (2012) – jeśli nic się nie zmieni i świat pójdzie w kierunku z którego już dziś trudno zawrócić, nasz świat może wyglądać jak na załączonym obrazku. Pragnienie publiczności do oglądanie coraz bardziej ekstremalnych telewizyjnych show, mężczyzn z błękitnymi fryzurami, kobiet potrafiących zawstydzić świąteczną choinkę czy też smutną ludzką świadomość, że niczego nie można zmienić, że obecny stan rzeczy musi zostać zachowany. 
Film jako wizualizacja wyobraźni Suzanne Collins jest idealnym odzwierciedleniem współczesnego świata, a sama autorka tylko odrobinę przesunęła granice postrzegania rzeczywistości. Szkoda, że momentami poszła na skróty (takie na miarę wzięcia taksówki, startując w maratonie) i daje bohaterom furtki niczym zamkowe wrota. Choć przyznać trzeba, że postacie mają swój charakter, a główne role są dobrze obsadzone. Jennifer Lawrence jako Katniss Everdeen dźwiga na swoich barkach praktycznie cały film i nie wygląda jakby była tym wyczerpana. Delikatne oznaki przemęczenie widać u Woody'ego Harrelson'a, ale tego pana zawsze miło gościć na ekranie. Pod publikę i dla rozkrzyczanych nastolatek można potraktować występ Kravitza, tyle, że obrazowi to nie szkodzi, a lista aktorów zawsze efektowniej wygląda z takim nazwiskiem.
Obraz wywołujący skrajne emocje, dla mnie jest dziełem popkultury, mówiącym o dzisiejszych problemach cywilizacji. Twórcy podejmują ciągle aktualny temat uwstecznienia społecznego i chwała im za to. 6/10

niedziela, 6 stycznia 2013

Star Trek: Nastepne pokolenie (1987–1994)


Star Trek: The Next Generation (1987-1994, sezon 1) – zabrałem się za ten serial bez przekonania z twardym postanowieniem, że mnie nie porwie, a będzie tylko przerywnikiem od współczesnych produkcji. I faktycznie pierwsze kilka odcinków to wizualna porażka, wszechobecny plastik i wszystko co potrafi być tandetne znajduje się w scenografii. Cieszy fakt, że plenery, efekty były wykonywane na fizycznych modelach, jednak po latach takie podejście drażni tandetą. Z resztą sama obsada, zamiast zatrzymać widza przed ekranem, ugościć go, jest jakoś dziwnie spięta, mało realna, a przez to nieautentyczna. Co w serialu przepełnionym wytworami wybujałej wyobraźni, bo przecież nie wizjonerstwa, jest niezwykle istotne. I kiedy już miałem sobie darować oglądanie i dałem serialowi ostatnią szansę wciągnąłem się na dobre, gdyż z odcinka na odcinek Następne Pokolenie staje się dziełem kompletnym z świetnymi pomysłami i dyskretnym humorem.
Pierwszy sezon liczy 26 odcinków, podzielonych praktycznie zawsze tak samo. Otwierająca scena to powolny wstęp, plany na najbliższe godziny, rozpiska eksploracji ciekawych miejsc, poznanie nowej cywilizacji, jednak jak to często bywa w kosmosie plany szybko ulegają zmianie i przygody schodzą na inny tor. Ta przewidywalność, ten pewnik, że koniec końców musi być dobrze (tutaj na 26 odc 25 kończy się większym lub mniejszym happy endem) szybko wchodzi w krew widza i w żaden sposób ta powtarzalność nie razi. 
Sezon obfituje w mnogość pomysłów i ciekawych rozwiązań - poczynając od ukazania hierarchii na Enterprisie, poprzez odwiedzanie planet tylko złudnie podobnych do Ziemi, aż po poznawanie nowych ras, tak odmiennych od nas. Scenarzyści główny nacisk kładą na fabułę, serwują ciekawe rozwiązania na tematy moralne, społeczne, egzystencjonalne. Dlatego relacje na statku kosmicznym, w odległych zakątkach wszechświata są tak mało oderwane od rzeczywistości, brak tutaj silenia się oryginalność, która często w sci-fi przeistacza się w ciężkostrawnego potworka.
Gorąco polecam, współczując jednocześnie niektórym aktorom permanentnego zaszufladkowania i zakorzenienia się w umyśle widza jako odtwórca roli z ST.8/10