Star Trek III: The Search for Spock (1984) – dziś, nie bezpodstawnie, możemy mieć pretensje dla dystrybutora za dziwaczne przetłumaczenie tytułu filmu, dziś kiedy powiedzenie „spoilert alert” weszło do mowy potocznej, dziwić może fakt iż tytuł trzeciej części Treka łamie podstawową zasadę kina. Pozbawia widza tajemnicy i napięcia podczas seansu, bo w myśl zasady kto szuka ten znajdzie, fan serii słusznie może się domyślać, że Spock zostanie odnaleziony co po zakończeniu poprzedniej części jest przynajmniej zastanawiające i osobliwe. Twórcy psują odrobinę przyjemność z zapoznawania się z fabuła, ale w znacznym stopniu odpłacają się widzowi ciekawym przebiegiem akcji, zrywami, wielkimi jak sam Enterprise, a aktorstwo w tej części wznosi się nowy, bardziej intrygujący poziom.
Poszukiwana Spocka, to podróż za przyjacielem, to wyprawa podczas której trzeba złamać kilka zasad, tak pilnie strzeżonych w Gwiezdnej Focie. Kapitan Kirk i jego wierni załogancie, uprowadzają z doku USS Enterprise i lecą na planetę Genesis, gdzie życie może odrodzić się na nowo. Ups... wygadałem.
Film z 1984 odznacza się standardowym dla serii klimatem, nie drażniącym kiczem, a co najważniejsze jest zwyczajnie dobrym dziełem z działu sci-fi. Co więcej, trzecia część wyłamuje się odrobinę po za swoje ramy. Bohaterzy plują w twarz kierownictwu, igrają z losem dla dobra przyjaciela, martwego przecież niedawno i wreszcie aktorzy przestają wyglądać jakby byli świeżo po imprezie, a pokazują swój kunszt aktorski. W szczególności Shatner, zmienił stosunek do granej przez siebie postaci, teraz kapitan jest szczery, z zadziwiającą łatwością potrafi do siebie przekonać oraz widz nie ma już tego przeświadczenia, że gra to tylko zabawa. 7,5/10