niedziela, 18 grudnia 2011

Nic do oclenia (2010)

Rien à Déclarer (2010) – data 1 stycznia 1993 wyznacza początek Unii Europejskiej i zniesienie granic. A co za tym idzie, celnicy muszą się przebranżowić. Film opowiada historię pewnego Belga, który nie darzy Francuzów wielką sympatią w sumie to nie darzy ich żadnym miłym uczuciem. Zostaje postawiony przed faktem dokonanym i musi nauczyć się współpracy z sąsiadem, by wspólnie patrolować tereny kiedyś przygraniczne w celu wyłapania przemytników narkotyków. Wspólne, połączone działania belgijsko-francuskie, początkowo mają szorstki charakter, a całej sytuacji dodaje smaku zakazany związek.
Powtarzam to przy każdej okazji, wielbiciele camemberta potrafią robić dobre komedie. Pominę serie z Louis de Funès, bo to klasyk, myślę o czymś bardziej współczesnym jak Jeszcze dalej niż północ. Wyśmienita, pełna dobrego humoru komedia z ciekawymi kreacjami aktorskimi i bazująca podobnie jak Nic do oclenia na stereotypach. Szkoda tylko, że obraz w reżyserii Danego Boona, nie jest już tak błyskotliwy i zabawny. Twórca przedstawia problem znany każdemu. Ponieważ czy to chodzi o dziecinną wojnę na kamienie między jednym podwórkiem a drugim, czy niesnaski między dorosłymi ludźmi z różnych części świata, zawsze chodzi o to samo. Obcy jest zły i koniec. Reżyser bierze z tych relacji to co zabawne przy czym nieszkodliwe dla komedii i stara się przybliżyć widzowi. Wychodzi momentami średnio, ale suma sumarum jako film na wieczór z małżonką pasuje idealnie. A to, że z drukarki igłowej kartka wychodzi z prędkością światła, też proszę potraktować jako skecz. 6/10