wtorek, 21 sierpnia 2012

Safe House (2012)

Safe House (2012) – CIA to ma ciężki żywot w kinie, twórcy znęcają się nad agencją jak tylko można. Większość powstałych filmów, gdzie amerykański wywiad jest czymś więcej aniżeli tylko tłem, mówi o przekrętach, matactwach, nadużyciach z strony władz. Kino znęca się nad tą jednostka wywiadowcza z dwóch powodów. Po pierwsze – można tworzyć wielowątkowe opowieści o zdradzie oraz trafić do amerykańskiego widza, który siłą rzeczy musi znać owy odłam władzy wykonawczej i każdy przytyk w ich kierunku może skutkować wykupowaniem biletów w kinach.
Matt Weston (Ryan Reynolds), to gospodarz agencyjnej kryjówki w jednym z miast Południowej Afryki. Obserwując z ukrycia ulice miasta przez 12 miesięcy zaczyna mieć dosyć miejsca do którego został przydzielony. Jego sytuacja szybko zmienia się kiedy do twierdzy wpada grupa specjalna z jednym z największych zbirów w oczach CIA. Okazuje się nim były agent Tobin Frost (Denzel Washington), zdrajca, jeden z odważnych którego było stać na postawienie się swoim mocodawcom. Kiedy na super tajna miejscówkę napadają brutali najemnicy chcący zgarnąć Frosta (ten posiada coś interesującego) Weston będzie zmuszony mu pomóc w ucieczce, bić się z myślami co robić dalej, a obecność człowieka pozbawionego skrupułów nie ułatwia mu zadania.
Jeśli w kilu słowach musiałbym określić film, bez namysłu mianowałbym go jako sensacyjny średniak z odrobiną tego czegoś co potrafi zatrzymać przed ekranem, nawet kiedy dialogi potrafią być bezdennie głupie. To film środka gdzie ciekawy scenariusz wpada w własne sidła, plącze się, jest zbyt przewidywalny, ale widz przymyka na to oko bo aktorzy robią co mogą by nas zainteresować. Safe House to dzieło niewyróżniające się niczym szczególnym, będące powielaniem pomysłów już dawno zastosowanych, aczkolwiek i obrazem pozwalającym się odprężyć w najprostszym tego słowa znaczeniu. 6/10

piątek, 10 sierpnia 2012

Siostra Jackie (2009-?, sezon 2)

Nurse Jackie (2009-?, sezon 2) – pierwszy sezon zakończył się solidnym clawfingerem, który tradycyjnie nie zostanie rozwiązany w pierwszym ani nawet ostatnim odcinku drugiego sezonu. Akcja drugiej odsłony serialu zaczyna się trzy miesiące po tym jak (spoiler) Eddie ląduje w barze męża pielęgniarki. Ciekawe jest to, że zażyłość panów jest coraz większa, granicząca z szczerą przyjaźnią, co w obecnej sytuacji, będzie owocowało coraz ciekawszymi sytuacjami. Opisywany sezon to równia pochyła dla głównej bohaterki. Z jednej strony, zawodowo spisuje się wyśmienicie, trudności z biurokracją czy szczególnym podejściem do pacjenta nie stanowią dla niej problemu. Niestety druga strona medalu nie wygląda już tak dobrze. Wspomagacze od których Jackie nie stroni, maja na nią coraz większy wpływ, zaczynają kolidować z obowiązkami w pracy w domu, pętla na szyi coraz bardziej się zaciska.
Scenarzyści nie zmienili swojego zapatrywania na przedstawianie problemów medycznych. Te są ukazane w sposób analogiczny do poprzedniego sezonu. Na odcinek przypadają przeważnie dwa przypadki, są mało skomplikowane i służą raczej do wskazania problemów społecznych, podejmują temat nielogicznej polityki zdrowotnej. Odwzorowują codzienność izby przyjęć, tutaj gej przywożący ciężko chorego męża nie chce być postrzegany jak dumny przedstawiciel grupy społecznej, tylko osoba cierpiąca przy łóżku ukochanego. Producentom udaje się przybliżyć widzowi światopogląd nowojorczyka, dają jasno do zrozumienia, że funkcja pielęgniarz jest niczym w stosunku do tej pełnionej przez dyplomowanego doktora w oczach tych bardziej wykształconych.
To co jest główna siłą serialu, teraz jeszcze mocniej zostało rozbudowane, jeszcze solidniej zostały rozpisane role bohaterów. Nikt z obsady szpitala nie jest tym kim by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Czerpałem wiele radości z poznawania nowych cech poszczególnych postaci z ich ewolucji i to nie ważne w jakim kierunku. Rozwój charakteru pokazany jest zawsze w intrygujący sposób, a często w bardzo zabawny. W tym sezonie w dziedzinie kradnięcia scen dla siebie wygrywa Merritt Wever jako siostra Zoey. Przekonamy się, że sceny z jej udziałem praktycznie zawsze potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Z pozoru nieporadna, ciapowata przeistacza się na oczach widza w pełną pożądania kobietę w profesjonalistkę w swoim fachu z odrobiną pozytywnego szaleństwa. 8/10

niedziela, 5 sierpnia 2012

Dotyk zła (1958)

Touch of Evil (1958) – granice meksykańsko-amerykańską przekracza samochód z bombą w bagażniku. Wiadomo jest, iż czas do jej odpalenia to kilka chwil. Pojazd mija ludzi, przejeżdża obok głównych bohaterów i nic, jedzie dalej. Kiedy wydaje się, że nici z eksplozji ta pojawia się znikąd i wywołuje uśmiech na twarzy i przypuszczenie, że Orson Welles będzie się tak bawił z widzem do końca seansu.
Zdetonowany ładunek, zabija dwoje ludzi już na terenie USA, ale bomba została prawdopodobnie podłożona na terytorium Meksyku więc do śledztwa jako obserwator włącza się Mike Vargas, szanowany stróż prawa do drugiej stronie granicy. Na jego nieszczęście akcją dowodzi kapitan Hank Quinlan, rasista, cynik człowiek z sumieniem, które umarło wraz z żoną. Od tej pory uczestniczymy w potyczkach między policjantami w dziwnych gierkach prowadzących do rozwiązania śledztwa. Będziemy świadkami sytuacji, nie do końca zrozumiałych i akceptowalnych dla ludzi z oznaką, a sfera niedopowiedzeń i domysłów będzie z minuty na minute większa.
Kiedy na ekran wjeżdżają napisy końcowe szybko dopadły mnie trzy wnioski doskonale podsumowujące pracę reżysera. Zaczynając od puenty obrazu, która grzebie oryginalność kilku seriali policyjnych, poprzez wspaniałą kreacje jaka stworzył Welles na ciekawej i pogmatwanej historii kończąc. Twórca prezentuje dwa podejścia do pracy w policji, gdzie Vargas jest przykładem uczciwego stróża prawa o nienagannym wyglądzie, a Quinlan przedstawiany jest w sposób karykaturalny i odpychający. Te dwie wizje i ich słuszność reżyser pozostawia do oceny widza, starając się jak najbardziej utrudnić mu wydanie werdyktu. To zderzenie przeciwstawnych biegunów wprowadza niesamowity klimat, napięcie i zwyczajna radość z oglądania dla kinomana. Polecam zobaczyć wersje ostatecznie zatwierdzoną przez reżysera, tylko ona oddaje prawdziwe przesłanie jakie zawarł Welles. 8,5/10