Looper (2012) – przez cały seans trapiły mnie dwie sprawy: dlaczego aktor grającą główną rolę wygląda jak Joseph Gordon-Levitt po nieudanej operacji plastycznej. I czy czasem Deawoo nie było cichym sponsorem obrazu, gdyż doliczyłem się aż czterech samochodów z nazwą Lanos na klapie. Fakt pierwszy wyjaśnił się bardzo szybko, kolejny raz przypomniał mi, że do oglądania potrzebne jest przynajmniej minimalne przygotowanie, a drugi to już słodka tajemnica człowieka odpowiedzialnego za rekwizyty.
Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości (licząc od naszych czasów) w której wiadomo, że za 30 lat podróże w czasie będą możliwe. Looper to gość od brudnej roboty, to zabójca likwidujący delikwentów odsyłanych z przyszłości (tej gdzie maszyna czasu istnieje) niewygodnych dla osób trzymających władzę i posiadających odpowiedni gadżet by wymazać każdego nieszczęśnika z kart historii. Sytuacja nabiera rumieńców kiedy egzekutor pod „nóż” dostaje samego siebie z silną wolą pozostania przy życiu.
Biorąc na warsztat tak specyficzny temat trzeba się liczyć z konsekwencjami. Rian Johnson, reżyser i scenarzysta w jednej osobie, bez większych problemów poradził sobie z paradoksami do jakich musi dojść podczas podróży w czasie. Działania bohaterów są jasne i klarowne, fabuła trzyma się ustalonych reguł i ma sens. Widz wie wszystko co musi wiedzieć, a smaczki reżyser zostawia na koniec.
Looper to obraz z umiarkowanym budżetem wiec nie zobaczymy tutaj przesytu efektów specjalnych. Twórcy postawili na kameralność i prostotę co w tym przypadku sprawdziło się znakomicie. Jedynie na kilku ujęciach pokazujących większe kadry widzimy miasto przyszłości, a zasilanie samochodów ich własnymi spalinami, oraz słonecznymi panelami, także wypada naturalnie, bez innowacji na siłę. 7,5/10
2 komentarze:
Mimo pochlebnej recenzji trudno mi się przekonać do obejrzenia tego filmu. Drażni mnie, nie ukrywam, obecnie Willis. Kiedyś to był wspaniały aktor, ale teraz rozmienia się na drobne odcinając kupony od swojej kariery i ciągle wciskając się w role cwaniakowatych twardzieli. Jedyne, co mnie zachęca, to zapowiadająca sie bardzo interesująco fabuła. Może kiedyś obejrzę.
Tutaj Willis wypada w miarę naturalnie. Przeszkadzać może fakt, że to rola jedna z wielu, zagrana po raz setny tak samo.
Fabuła faktycznie pozwala spędzić kilkadziesiąt sensownych minut przed ekranem.
pozdrawiam
Prześlij komentarz