The Dictator (2012) – jako człowiek otwarty na różnego rodzaju odchyły od normy, mający się za osobę z poczuciem humoru, fan Borata, a nawet (dużo słabszego od produkcji z 2006 roku) Bruna, nie mogę się nadziwić jak Sacha Baron Cohen (jako scenarzysta)zepsuł swój ostatni film. I nie chodzi mi o żarty przekraczające wszelkie granice dobrego smaku, słabe aktorstwo, czy też znikomej fabuły, tutaj brak pomysłu na całość bije po oczach przez cały seans. Te kilkanaście zaprezentowanych skeczy z słabo widocznym wspólnym mianownikiem, nie prezentuje niczego nowego z działalności Larry Charlesa i Cohena, a tylko nieudolnie odcina kupony z poprzednich wspólnych produkcji.
Mimo szczerych chęci ciężko wymyślić coś pozytywnego o tym filmie, trudno, po za trzema scenami, mówić o dobrej komedii, bo o czymś więcej można zapomnieć. Niby są elementy scenariusza, które nieśmiało chcą przemycić jakiś morał, wyśmiać pewne schematy, wypunktować bzdury i zakłamanie międzynarodowej polityki. Problem w tym, iż prezentacja tych ważniejszych wartości została zaprezentowana bez pomysłu, mało zabawnie i wygląda jak kpina z widza, który kolejny raz raczony jest tym samym z jeszcze większa domieszką zażenowania. Brak słów, chęci do opowiadania o filmie, szkoda czasu... 3/10
1 komentarze:
Aż takiego dna bym z tego filmu nie robił. Ale fakt, wiele dobrego w nim znaleźć się nie da. Wygląda na to że wszystko się kiedyś kończy, reżyser również ;)
Prześlij komentarz