niedziela, 1 lipca 2012

Star Trek II: Gniew Khana (1982)

Star Trek: The Wrath of Khan (1982) – po pierwszym kontakcie z kinową odsłoną Treka, kolega milczący_krytyk wyjaśnił mi na czym polega fenomen owych filmów. Mądrzejszy o wiedzę, z wielką przyjemnością, ogarnięty pozytywnym nastawieniem zabrałem się za film. Nie twierdzę, że stałem się zagorzałym fanem serii, ale zaczynam pojmować dlaczego często kiczowaty, nie do końca dopracowany film może się podobać.
Na dzień dzisiejszy opisywany film nie ma prawa obronić się jeśli chodzi o efekty specjalne, nie można mu zarzucić tandetnego wystroju statków kosmicznych, bo nie mieli w latach osiemdziesiątych green boxa ułatwiającego wypełnić luki w budżecie. Można pochwalić obsadę, aktorzy zagrali wyśmienicie, a fabuła choć banalna nie raniła zmysłów widza. Tytułowy Khan (Ricardo Montalban), za zaszłości historii pragnie zemsty na kapitanie Kirku. Jest przekonany, że dowódca statku Enterprise musi udać się w zaświaty, a on sam aspiruje do stanowiska wielkiego władcy kosmosu. Odwet zaczyna się od przejęcia stacji kosmicznej na której znajduje się urządzenie potrafiące zdziałać cuda, a konkretniej może na planecie gdzie życie dawno już ustało odtworzyć je na nowo. Jednakże sami naukowcy prędko zorientowali się, iż narzędzie zastosowane na zamieszkałym ciele niebieskim zrobi z niego świat bogaty w zieleń, tlen nie wliczając w to populacji już tam mieszkającej.
Fabuła nie należy do skomplikowanych, nie jest rozbudowana, wielopoziomowa ale śledzenie losów bohaterów potrafi sprawić delikatną przyjemność. A obserwujemy aktorów, którzy znają się z pierwszej części, co widać na planie. Odtwórca głównej roli William Shatner niepodzilnie rządzi na ekranie, jest tym który spaja wszystkich aktorów, to dzięki niemu ekipa daje z siebie tyle na ile jest w stanie z sporą domieszka swojskości i widoczną chemią pomiędzy nimi. To Shatner na swoich barkach trzyma obraz jako całość, to facet którego chciało by się zaprosić na imprezę nie zważając na fakt prawdopodobnej interwencji służb mundurowych wezwanych przez sąsiadów.
Zemsta Khana to dzieło lekko przebrzmiałe, poddające się zębowi czasu, aczkolwiek dobrze zagrane, z nutką humoru tuszującego wszystkie niedoskonałości. 7/10

4 komentarze:

milczacy_krytyk pisze...

"to facet którego chciało by się zaprosić na imprezę nie zważając na fakt prawdopodobnej interwencji służb mundurowych wezwanych przez sąsiadów."
Dokładnie tego uczucia zabrakło mi w interpretacji postaci Kirka jaką w najnowszym filmie o Star Trek zaprezentował Chris Pine. Może w kontynuacji uda mu się dodać do swej roli więcej zadziorności i dzięki temu w Kirku będzie więcej Kirka.

I cieszę się bardzo, że choć pierwsza część ST Cię nie zachwyciła, sięgnąłeś po kontynuację i w miarę się spodobała :)

Pozdrawiam!

Mięta pisze...

Ja bardzo lubię ten cykl. Pamiętam te filmy,oglądane w telewizji.Cztery części pamiętam. Ponoć jest więcej. Z chęcią bym do nich wróciła
Seriale też lubię. Najbardziej chyba
"Star Trek-następne pokolenia".Pozdrawiam :)

krotko o filmie pisze...

milczący_krytyk, coś jest w tych filmach, co pozwala oglądać je z zadowoleniem :) Dziękuje Ci za dorzucenie do kolekcji kolejnych dzieł.

mięta, Następne Pokolenie, zacząłem oglądać i nie powiem całkiem fajne. A propos do tego serialu także "zagnał" mnie milczący ;) Mój ulubiony serial z serii Trek to Voyager do którego mam nadzieje jeszcze kiedyś wrócę.

Mariusz Czernic pisze...

Widziałem parę odcinków "Star Treka" z lat 60-tych, ale z tego kinowego cyklu to chyba żadnej części nie widziałem, a jeśli widziałem to bardzo szybko o tym zapomniałem. Posiadam jednak "Encyklopedię filmu science fiction", dzięki której wiem, że najlepsze filmy cyklu to "Gniew Khana" i "Pierwszy kontakt" :)