Super 8 (2011) – grupa przyjaciół, amatorów sztuki filmowej jest w trakcie kręcenia filmu o zombi. Do jednej z scen, reżyser wykorzystuje budynek dworca i przejeżdżający właśnie tamtędy pociąg. Młodzieńcza fantazja przynosi twórcom, coś czego nie mogli się spodziewać. Pędzący skład w efektowny (aż za bardzo) sposób się wykoleja. W powietrzu latają elementy wagonów i tego co w nich było. Operator porzucił kamerę i sam się ratował, jednak sprzęt upadł na tyle szczęśliwie, że sfilmował odrobinę tajemnicy skrywanej w jednym z przedziałów.
Obraz perfekcyjnie wypromowany, wystarczy wspomnieć pierwsze zwiastuny po których wielu przewidywało hit. Reżyserią zajął się J. J. Abrams, nad całością czuwał Spielberg i miało być dobrze. Jako całość film nie wygląda najgorzej, tyle, że największy problem pojawił się już na początku i został ze mną do końca seansu. Super 8 to solidnie wykonany blockbuster z nie narzucającymi się efektami specjalnymi, przeznaczony dla nastolatków. Gdybym miał 13 lat, wybawiłbym się na nim jak cholera. Bohaterowie w moim wieku, pierwsze miłosne zauroczenie, ciekawa przygoda z kosmitą w roli głównej. Tyle, że mam 31 i obcowanie przez dwie godziny z dziećmi rządzącymi niepodzielnie ekranem, nie do końca mieści się w moim pojęciu dobrego kina. 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz